21 lipca 2011

"To się nie może udać"


Przekonanie, że wszystko jest w moich rękach, ma pewną szczególną właściwość – uczy nie przeceniać sukcesów, ale uczy również odporności na porażki. Pozwala myśleć, że jeśli nie teraz, to później, ale i tak zrobię to, co chcę.
Słowem, porażka nie paraliżuje, ale raczej mobilizuje. Sukces nie skłania do osiadania na laurach, ale raczej do postawienia następnego kroku.
Ważne jest zapewne, aby takie przekonanie powstało wcześnie, w dzieciństwie, a to wiąże się z treningiem samodzielności i z pewnym rodzajem dystansu wobec świata. To zaś w dużym stopniu zależy od tego, jak ludzie dorośli reagują na samodzielność i poszukiwanie niezależności u dzieci. Czy je wzmacniają, czy może gaszą... Czy zachęcają, czy może przestrzegają...
Obserwacje codzienne pokazują, że samodzielność i niezależność dzieci często wcale nie cieszy rodziców i opiekunów. Co rusz słyszymy: „nie dotykaj tego, bo się pobrudzisz”, „nie wchodź tam, bo sobie jeszcze coś złego zrobisz”. Na co dzień więcej widać treningu uległości niż treningu samodzielności. Być może dlatego spotyka się tak wielu ludzi, którzy „chcieliby, a boją się”. Ludzi dotkniętych nerwicą niepowodzenia. Takich, którzy wierzą, że „im nie może się udać” (już samo odwoływanie się do formuły „udania się” pokazuje, jak mało jest tu wiary w siebie, a jak dużo wiary w los, w szczęście czy pech).

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego prześladuje mnie myśl: "to się nie może udać" znalazłam powyższy tekst w internecie. Określa moją myśl jako przekonanie, które powstało w dzieciństwie, w wyniku braku treningu samodzielności. Moje praktyki i ćwiczenia w zakresie rozwoju osobistego wielokrotnie umożliwiły mi odbieranie mocy takim toksycznym przekonaniom. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że jakieś przekonanie kieruje moimi zachowaniami, szczerość wobec siebie bez obwiniania innych, czy siebie. Następny krok to medytacja, dzięki której uzyskuje się obiektywny wgląd w "pozytywną intencję" przekonania. W końcu, gdy się czegoś nie umie, to muszą działać mechanizmy obronne. Zgoda na istnienie konfliktu wewnętrznego pomiędzy tym co jest, a tym co chciałabym żeby było. Złość na własne "wybrakowanie", na rodziców za ich zachowawczy stosunek do życia, na innych ludzi, od których zależał mój rozwój, a w końcu na to, że tak jak jest - mnie nie satysfakcjonuje. Dopiero tu mogę zapytać siebie: jak ma być i co mam zrobić, żeby tak było. Krok po kroku ożywić w sobie myśl, że "wszystko jest w moich rękach", bo naprawdę jest i zawsze było.

https://zrozumiecemocje.com.pl/