29 listopada 2010

O emocjach i Radykalnym Wybaczaniu

Używając narzędzi Radykalnego Wybaczania przekonałam się wielokrotnie, że żeby coś się zmieniło w mojej rzeczywistości, muszę zacząć od siebie.
Często, gdy jakaś sytuacja była frustrująca widziałam co robią inni, ale nie rejestrowałam tego, co robiłam, lub zrobiłam sama chwilę przedtem.
Nasze zmysły nastawione są na widzenie, słyszenie i odczuwanie. Są na tyle niedoskonałe, że będąc w emocjach nie słyszymy tonu swojego głosu, nie wyczuwamy zawartej w nim agresji, napastliwości, albo lęku. Zdarza się, dociera do nas, że głos więźnie w gardle, albo mówimy chaotycznie, albo zbyt głośno.
Nasze emocje są bardziej czytelne dla kogoś, kto na nas patrzy, aniżeli dla nas samych. Rzadko kiedy zadawałam sobie pytanie, jaka to emocja sprawiła, że głos mi się zmienił, albo nie wiedziałam co powiedzieć.

Najczęściej spotykanym rozumowaniem jest, że ktoś lub coś nas zdenerwowało i stąd czujemy się „nieswojo”. Będąc niezadowoleni, głównie reagujemy na dwa sposoby. Jeden z nich to obarczenie winą tej drugiej osoby, a drugi, siebie samego. W naszej kulturze leży ustalanie przyczyny. Znalezienie przyczyny porządkuje rzeczywistość, ale nie daje szansy na jej zmianę.
Możemy podejmować decyzje, że następnym razem będziemy bardziej stanowczy, albo bardziej ulegli i jeśli się to się uda, to moje gratulacje.
Gorzej, jeśli znowu wpadniemy w emocje i efekt będzie zbliżony do poprzedniego

Radykalne Wybaczanie uruchamia proces zrozumienia, że konflikty ujawniają się jednocześnie na płaszczyźnie fizycznej i duchowej. Umożliwia przekształcanie siebie tak, by reagować inaczej. Samo nakazanie sobie określonego zachowania, nie działa

Z duchowego punktu widzenia stale mamy okazję do rozwoju, im trudniejsze okoliczności, tym lepiej. Osoby, z którymi mamy największe kłopoty, to nasi najlepsi uzdrowiciele. W pkt. 14-stym Arkusza Radykalnego Wybaczania, mamy zrozumieć, że „...ty i ja otrzymaliśmy dokładnie to, co podświadomie wybraliśmy i wspólnie wykonaliśmy uzdrawiający taniec...”
Podświadomość kieruje nas do ludzi, z którymi trudna relacja ma uzdrowić nas i ich.
Problemy komunikacyjne zmuszają do szukania rozwiązań, uczenia się innych zachowań, okazywania woli porozumienia się i brania odpowiedzialności za swój kawałek współuczestniczenia w konflikcie. Zidentyfikowanie własnego i rozpoznania cudzego „tańca” jest możliwe tylko dzięki jednoczesnemu duchowemu i fizycznemu podejściu do konfliktu.
W trudnych kontaktach borykamy się z emocjami. ale obmyślamy strategie, staramy się zachowanie, którymi dotychczas dysponowaliśmy, zmodyfikować.
Kłopot się zaczyna, gdy nasze strategie zawodzą, gdy nie znajdujemy satysfakcjonującego rozwiązania. Gdy okazuje się, że emocje są zbyt silne i mają nad nami władzę. Gdy na płaszczyźnie duchowej odbywa się taniec, który ma coś wydobyć z podświadomości, coś uzdrowić, zintegrować wyparte części osobowości, otworzyć duszę na miłość. A my tego nie widzimy, mamy tylko poczucie wielkiej krzywdy.

Jak pozostać w trudnej relacji, gdy uczucia sprawiają, że najchętniej by się uciekło?
Co zrobić, gdy relacje służbowe są trudne, ale chce się daną pracę dalej wykonywać?
Jak poradzić sobie, gdy różnice poglądów utrudniają porozumienie, ale chce się dalej utrzymywać i rozwijać kontakty, zostać w gronie konkretnych ludzi, gdy jest trudno?
Co zrobić ze sobą, gdy nagle ogarnia wstyd, a trzeba właśnie coś mądrego powiedzieć?
Jak prosić o coś, gdy najchętniej by się uderzyło, nawymyślało?

Często, gdy rozmawiam z ludźmi, proszę, aby nazwali swoje uczucia, aby przyjrzeli się konkretnej emocji i określili jakie mają w niej uczucia. Dla wielu jest to duży kłopot.
Najczęściej słyszę, że czują złość. Złość nie jest uczuciem, złość to reakcja emocjonalna, gdy ogarniają niechciane uczucia. Dopiero dłuższa analiza pozwala nazwać uczucia.

Diana Richardson napisała, że „Emocje to nagromadzone uczucia, których nie wyraziliśmy w przeszłości”. Dlaczego są nagromadzone i dlaczego ich nie wyraziliśmy? Najczęściej dlatego, że w przeszłości ich nie rozumieliśmy. Coś się obok nas wydarzało, przed naszymi oczami odbywały się walki o władzę albo o pieniądze. A może jeszcze gorsze rzeczy. Może nie tylko przed oczami, ale byliśmy wciągani w rozgrywki dorosłych, w ich nieszczęścia, a może i szczęścia, choroby, porażki itd. Jeśli nie mieliśmy do kogo uczuć wyrażać, to pozostając z nimi sami, staraliśmy się o nich zapomnieć, odlecieć od nich w świat fantazji i wyobrażeń. Często interpretacja wydarzeń była uproszczona i dopasowana do naszego wieku. Dzieci nie rozumieją takich pojęć jak: pieniądze, czy zdrada, albo choroba alkoholowa. Wiele sytuacji nie było w pełni „doświadczonych”, ale zapisane są w nas, w podświadomości i duchowy aspekt nas, ciągnie w stronę doświadczenia ich i zintegrowania.

Neurolog LeDoux badał architekturę mózgu, w celu zrozumienia życia emocjonalnego. Odkrył on, że ciało migdałowate (wraz z Hipokampem) jest odpowiedzialne za znaczną cześć procesów uczenia się i zapamiętywania, a ciało migdałowate wyspecjalizowało się w sprawach emocjonalnych. Zależą od niego wszystkie uczucia.
Im silniejsze jest pobudzenie ciała migdałowatego, tym silniejsze utrwalenie przeżyć, które napełniały nas największym przerażeniem albo wywoływały największy wstrząs i stają się częścią najbardziej niezatartych wspomnień. Mózg ma dwa układy pamięci – jeden przeznaczony do rejestrowania zwykłych wydarzeń, a drugi do przechowywania faktów silnie nacechowanych emocjonalnie. Specjalny układ pamięci dla zapisywania zdarzeń wywołujących wielkie emocje ma oczywiście ogromne znaczenie w procesie ewolucji, ponieważ zapewnia zwierzętom dokładne zapamiętywanie tego, co je przeraża, oraz tego, co sprawia im przyjemność. Jednakże obecnie takie żywe wspomnienia emocjonalne mogą stać się fałszywymi wskazówkami (D. Goleman „Inteligencja Emocjonalna” str. 49)

Arkusz Radykalnego Wybaczania w pkt. 6 pyta o powtarzające się wzorce, wskazówki w życiu. Nasza duchowa strona popycha nas do powtarzania różnych naszych scenariuszy, w celu zrozumienia, co w sobie niesiemy, a nie jesteśmy tego świadomi. Powtarzamy sceny z życia, w których kiedyś uczestniczyliśmy, by jako dorosłe osoby pojąć, o co wtedy chodziło. Zrozumieć to, w czym się uczestniczyło, ale nie doświadczało uczuć. A teraz „...moja dusza stwarza sytuację, bym się uczył i rozwijał...” (pkt. 5-ty Arkusza Radykalnego Wybaczania).

Do posłuchania: Cinque Cento- Missing

22 listopada 2010

Czemu służą przekonania i jak je zidentyfikować dzięki Radykalnemu Wybaczaniu

Na wstępie muszę niestety odwołać się do definicji, które wprawdzie są nudne i suche, ale ponieważ będą przedmiotem dalszych moich rozważań, są bardzo ważne.

Przekonania, to uogólnienia na temat relacji, związków pomiędzy zdarzeniami, ludźmi, zjawiskami i innymi elementami rzeczywistości. Są to różnego rodzaju stereotypy myślenia, interpretacji i oceny. Mają one charakter abstrakcyjny i wykazują tendencję do „samo potwierdzania” się. Przekonania pomagają porządkować dane oraz nadawać sens rzeczywistości i ludzkim doświadczeniom. Z drugiej strony, narzucają wiele ograniczeń i stanowiąc jeden z filtrów informacyjnych umysłu, zniekształcają naszą percepcję.

Percepcja -organizacja i interpretacja wrażeń zmysłowych, w celu zrozumienia otoczenia, postrzeganie; uświadomiona reakcja zmysłowa na bodziec zewnętrzny; sposób reagowania, odbierania wrażeń. (W. Kopaliński).

A więc, przekonania z jednej strony pomagają porządkować dane i nadawać sens temu, co robimy, a z drugiej zafałszowują rzeczywistość, w której się poruszamy.

Praca własna polega na zmianie organizacji percepcji, która zazwyczaj przez całe życie pozostaje niezmienna.
Przekonania rosną z nami i do dziecięcych dodajemy, dorosłe, potem starcze.
Identyfikowanie przekonań, uświadamia indywidualne reakcje zmysłowe na bodziec zewnętrzny.

Przykłady przekonań wśród osób dorosłych: jestem ładna/brzydka, jestem mądra/głupia, chodzenie do kina to fajny/niefajny sposób spędzania wolnego czasu, przepisy są do tego, żeby ich przestrzegać/omijać, mężczyźni to pajace/pracusie/obiboki, kobiety to flądry/boginie/gospodynie, itp.
Dzięki temu, że przekonania pomagają porządkować rzeczywistość, to już sześciolatek dzięki nim ma ją uporządkowaną i jest w stanie bezpiecznie funkcjonować.
Dzięki przekonaniom dzieci poruszają się w świecie dorosłych nie rozumiejąc jego struktury. Wiedzą co i jak zrobić, żeby realizować zadania przypisane im przez dorosłych.
W takim sensie przekonania pozwalają przeżyć w rodzinie i w świecie, np. „nie wolno przebiegać przez jezdnię, przechodzi się tylko na zielonym, ręce myje się przed jedzeniem, należy słuchać starszych, nie wolno pyskować, trzeba być posłusznym”. Percepcja dzieci jest ograniczona i adekwatna do wieku i rozwoju. Przekonanie jest potrzebnym drogowskazem, aby np. nie dumać nad przechodzeniem przez jezdnię, tylko przechodzić wtedy, gdy wolno.

Im człowiek starszy, tym potrzebuje więcej rozumieć, pojmować mechanizmy i mniej słuchać nakazów, a bardziej wypracować swoje wewnętrzne przewodnictwo. Problemy pojawiają się, gdy wewnętrzne przekonanie nie ujawnia się pod postacią poglądu, który sobie uświadamiamy, tylko jako powracające problemy przy staraniach zdobycia czegoś, co chcemy mieć.
C. Tipping w każdej ze swoich książek zaznacza, że jeśli chcemy zobaczyć, jakie są nasze przekonania, powinniśmy przyjrzeć się temu, co spotyka nas w życiu.

Zaznacza również wyraźnie, że przyciągamy do siebie ludzi, dzięki którym możemy doświadczyć swoich przekonań. Jeśli np. dręczy nas lęk przed porzuceniem, będziemy mieli do czynienia z ludźmi, którzy nas porzucą i dzięki nim odkryjemy, że to jest nasze przekonanie. Powtarzające się sytuacje w życiu mają skłonić do przyjrzenia się ukrytym przekonaniom i uwolnienia od nich. Zazwyczaj przekonania, dzięki którym osiągamy sukcesy, nie są przedmiotem analiz.

Ja bardzo długo nie zdawałam sobie sprawy, że mam przekonanie, że aby ktoś chciał ze mną zostać dłużej, to powinnam coś dla tej osoby robić. Moja wartość przejawiała się przez to co robię, a nie kim jestem. Tak w skrócie, jeśli chciałam żeby ktoś mnie lubił i chciał ze mną być, to powinnam wychodzić na przeciw jego oczekiwaniom. Nie widziałam nic złego, w tym, że „zapracowywałam” na czyjąś sympatię. Efektem było z czasem całkowite zniewolenie i jeśli nie miałam czasu „zapracowywać”, to byłam w oczach tej drugiej strony nie ok. We mnie również z czasem rósł sprzeciw, że tak dużo daję od siebie, a tak mało dostaję.
Miałam przekonanie, że żeby było dobrze, to nie wolno mi ważnej dla mnie osoby denerwować, upierać się, wymądrzać, albo czegoś żądać. To ode mnie można było żądać.

Aby zrozumieć, że moje przekonanie o niskiej wartości składa się z wielu pomniejszych przekonań, musiałam zbliżyć się najpierw do każdego z nich. Po kolei zająć się poszczególnymi sytuacjami, w których czułam się niekomfortowo. Pisanie arkuszy i słuchanie płyty z 13-stoma krokami pozwoliło mi duże przekonanie związane z poczuciem własnej wartości, rozłożyć na części pierwsze.
Wtedy, gdy pojawia się kilka przekonań jednocześnie, trudno jest nabrać dystansu i pojąć, że dotyczą one istotnego przekonania o sobie samym, z którego wyrosły.

13 kroków ma podobną strukturę jak arkusz Radykalnego Wybaczania.
Oto przykład mojej pracy przy pomocy 13 kroków:

Krok 1-szy: Pomyśl o sytuacji, która jest trudna do wybaczenia, dokładnie tak, jak ją widzisz w tej chwili. Zrób to w możliwie zwięzły sposób, ale pozwól sobie na uczucie, że byłaś prawdziwą ofiarą i że stała ci się krzywda. Pozwól, aby nawet popłynęły łzy.
To podłe, że mój mąż zamiast być ze mną, siedzi w knajpie ze swoimi kolegami. Zanim się pobraliśmy siedział ze mną, a teraz już mu nie pasuje? Jest podły i wyrachowany, po prostu świnia. Czy to dlatego, że mnie nie kocha, może sobie to wszystko zaplanował? Złapał babę z mieszkaniem i teraz mi pokazuje, że z nimi bawi się lepiej. Jestem wściekła, oszukał mnie.

Krok 2-gi: Jeśli to możliwe, zamknij oczy i wywołaj w sobie uczucia wszystkich emocji związanych z tą sytuacją. Możliwe, że będziesz w stanie nawet wskazać miejsce, gdzie w twoim ciele zdają się być one umiejscowione.
Uczucie ma związek z byciem oszukaną, wyprowadzoną w pole, jakby on miał plan, a ja naiwna dałam się wkręcić i teraz wpadłam w pułapkę. Jest mi bardzo, bardzo smutno, czuję rozpacz, jakby mi wbił nóż w serce.

Krok 3-ci: Kiwnij głową na znak, że zgadzasz się, by te uczucia i emocje były takie, jakie są i by pojawiły się gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób chcą. Obserwuj swoją reakcję. Ani jej, ani siebie nie oceniaj.

Krok 4-ty: Nawet jeśli nie wiesz dlaczego tak się dzieje, czy jesteś gotowa zaakceptować możliwość, że to co się wydarzyło ma jakiś cel i twoje wyższe ja, twoja dusza stworzyła tę sytuację dla twojego największego dobra. Odpowiedź „tak” jeśli jesteś gotowa zaakceptować tę możliwość.

Krok 5-ty: Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje uczucia bólu, żalu i złości, spowodowane przez tę sytuację, są bezpośrednim odzwierciedleniem czegoś, co wymaga twojego uzdrowienia. Nawet jeśli jeszcze tego nie dostrzegasz, czy jesteś w stanie dopuścić do swojej świadomości możliwość, że ta sytuacja zawiera w sobie uzdrawiające przesłanie specjalnie dla ciebie. Kiwnij głową, jeżeli zdajesz sobie z tego sprawę.

Krok 6-sty: Czy jesteś gotowa odłożyć na bok swoją potrzebę osądzania sytuacji jako dobrej, czy złej, sprawiedliwej, czy niesprawiedliwej. Czy możesz po prostu dopuścić, że ta sytuacja jest doskonała taka, jaka jest. Nawet jeśli nie potrafisz wytłumaczyć, dlaczego?
Jeżeli możesz to przyjąć, odpowiedź głośno: „tak”.

Krok 7-my: Czy jesteś gotowa zgodzić się z myślą, że czujesz się skrzywdzona i wyprowadzona z równowagi tylko wtedy, gdy czyjeś zachowanie rezonuje z tym, czego się w sobie samej wypierasz i czemu zaprzeczasz, dokonując projekcji tego na innych. Czy nie jest możliwe, że to co denerwuje ciebie u innych najbardziej, reprezentuje tę część ciebie, tę twoją wadę, która od lat woła o miłość i akceptację.

Krok 8-my: Nawet jeśli nie jesteś w stanie opisać tej wady, czy zgodzisz się ją pokochać i zaakceptować teraz w tym momencie, jako część siebie. Poczuj, jak twoje serce otwiera się na możliwość, że nareszcie pokochasz siebie bezwarunkową miłością. Odpowiedź „tak”, jeżeli zgadzasz się zrobić to teraz.

Krok 9-ty: Jeżeli ktoś inny spowodował twoje cierpienie, czy jesteś gotowa uwierzyć, że nieświadomie przyciągnęłaś go do swojego życia i że obydwoje otrzymaliście dokładnie to, czego najbardziej potrzebowaliście. To, co wam teraz pozwoli pozbyć się waszego uzależnienia od bycia ofiarą i pomoże odzyskać prawdziwą waszą moc i znalezienie własnej, unikalnej tożsamości. Odpowiedz: „tak”, jeśli jesteś gotowa uwierzyć w to.

Krok 10-ty: Czy zauważyłaś, że wybaczając innym, wybaczasz sobie. Odpowiedź: „tak”, że zauważyłaś.

Krok 11-sty: Zauważysz, kiedy emocje, które odczuwałaś na początku, zaczną opadać. Skiń głowią, gdy potwierdzisz, że tak się dzieje i że czujesz teraz boską miłość, która objawia się jako doskonałość, ukryta w zaistniałej sytuacji.

Krok 12-sty: Zauważ, że żal i ból, spowodowane tym, co się stało, które czułaś na początki, prawie całkowicie zniknęły. Być może już nie pamiętasz, czemu tak głęboko czułaś się skrzywdzona. Odpowiedz: „tak”, jeśli to jest prawdą.

Krok 13-sty: Wybaczanie jest zawsze zmianą sposobu patrzenia na sytuację, a więc zmianą energii. Zmiana przychodzi wtedy, gdy przestajemy tracić energię na dramaty i iluzje, stworzone przez nasze ego i kierujemy odzyskaną energię na odnalezienie tego, kim naprawdę jesteśmy. Istotami duchowymi, mającymi ludzkie doświadczenie. Gdy to się dzieje, łączymy się ponownie ze źródłem, z którego pochodzimy, czyli z Bogiem, którego częścią jesteśmy.

Procedura 13-stu kroków wymaga po opisaniu sytuacji i uświadomieniu sobie uczuć, powtarzania w każdym następnym kroku słowa: „tak”. Ja jednak byłam zawsze bardzo ciekawa, jaka to część mnie od lat woła o miłość i akceptację, tego mi było brak
A więc denerwowała mnie myśl, że mój mąż mnie nie kocha, a jego zachowanie wskazuje że chce znajomość ze mną wykorzystać dla swojej przyjemności.
Czy ja też tak robię?
Nie mogłam zaprzeczyć. Byłam taka zła na niego, że uczucie miłości całkowicie odfrunęło i zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek było. Zaczęłam analizować, dlaczego właściwie przyjęłam jego oświadczyny? Chyba sobie coś obiecywałam, bo on mi nic nie obiecywał. Chciałam się dobrze z nim bawić ( był rozrywkowy). Czy wyszłam za mąż z wyrachowania? Nie bardzo chciałam, ale rodzice naciskali i chciałam zobaczyć jak to jest. Miłość była na początku, a potem nie wiem co było, chyba przyzwyczajenie.
Zaczęły się powoli ujawniać moje przekonania dotyczące związku, a głownie nieznajomość jego struktury i funkcjonowania. Zamiast tego miałam wiar, że „jakoś to będzie” i przekonanie, że związek układa się sam.

Spróbujcie posłuchać sobie 13-stu kroków i doświadczyć zmiany perspektywy.
Może i Was zainteresuje, jaka nieuświadomiona część Was ujawnia się w trudnych sytuacjach.

20 listopada 2010

Jak dzięki Radykalnemu Wybaczaniu stać się idealnym partnerem

Jestem kobietą, która otrzymała wychowanie w tradycyjnej rodzinie. Nasłuchałam się i napatrzyłam wielu kłótni pomiędzy moimi rodzicami. Prześcigali się we wzajemnych pretensjach, rozmowy kończyły się zwykle porażką. Wchodzili na coraz wyższe poziomy pobudzenia emocjonalnego. Zamiast uzgadniać wspólne decyzje, oceniali siebie, oskarżali i oczekiwali przyznania się do winy, a następnie zmiany swego „wrednego” zachowania. Uważali, że się kochają, a ranili siebie do końca trwania ich związku. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że musieli być bardzo ze sobą związani. Po śmierci jednego z nich, drugie żyło tylko rok. Choroba, która normalnie byłaby wyleczalna, stała się chorobą śmiertelną.
Słuchając ich nie rozumiałam o co im chodzi i marzyłam, żeby się rozwiedli.
Marzyłam o ciszy i spokojnie przespanym poranku. W ogniu dyskusji nie rejestrowali, że wrzeszczą, a obok śpią dzieci. Potem on wychodził do pracy, ona załamana skarżyła się, że jest niedobry, nie słucha, co ona do niego mówi, nie szanuje, wie „swoje”.
Jak zafałszowany miałam powód ich „niezgody”!
Wtedy postanowiłam, że ja nie będę się kłóciła z moim mężem, nie będę wrzeszczała na niego, tylko będę spokojnie rozmawiała.
Nie zdawałam sobie sprawy, że nie miałam w domu przykładu takiego rozmawiania.
Jeśli w dorosłym życiu usiłuje się zrealizować marzenie, polegające na skonstruowaniu przeciwieństwa własnych doświadczeń, to niestety, nie może się udać.
Dom jest szkołą życia, jak temat nie był przerabiany, to się go nie umie.

Jak już wspominałam, taktyka życia bezkonfliktowo, udawała się w moim małżeństwie do czasu urodzenia dziecka. Żyliśmy zgodnie, ale obok siebie. Dziecko połączyło nasze interesy i ujawniło wzajemną nieumiejętność komunikowania się. Byłam jak moja matka, oceniałam, krytykowałam, oskarżałam, czułam żal, brak szacunku, brak miłości i wsparcia. Zaczęły wylewać się nagromadzone uczucia. Uświadomiłam sobie, że zawsze tak się czułam, ale nasze dziecko stało się katalizatorem. Walczyłam już nie tylko o siebie, ale i o nie.

Było tyle niewypowiedzianych na czas słów, że z czasem zmieniły się w amunicję i zostały użyte do prowadzenia wojny. Wojna to też sposób komunikacji, poprzez walkę o władzę.
Tego właśnie nauczyłam się w mojej rodzinie. Wtedy uznałam, że oni powinni się rozwieść, więc teraz zrobiłam to sama.
Człowiek jest istotą społeczną. Możemy doświadczać siebie tylko przez kontakt z innymi ludźmi. Bliskie kontakty budzą z uśpienia nieuświadomione identyfikacje (to cytat, ale nie pamiętam czyj). Oznacza to, że w bliskim kontakcie jesteśmy bliżej siebie samych. Zazwyczaj jesteśmy wśród ludzi, do których nie możemy się bardzo zbliżyć (np. kontakty służbowe albo sąsiedzkie). Często ludzie blokują dostęp do siebie, gdyż z jakiegoś im znanego powodu, nie wyrażają na to zgody. Nie jesteśmy wtedy sami, ale najczęściej odczuwamy samotność. Marzymy o bliskości, poznanie „kogoś” staje się celem. No i wreszcie się udaje. Najpierw jednoczy wspólny los, jak zdarzyło się w moim przypadku, zawiedzione nadzieje i niedogadanie się z „tamtą” drugą połówką. O tyle jest lepiej, że obie strony mają już pogląd o konieczności wprowadzenia zmian.
Ale jak się „dogadać”, gdy się nie umie rozmawiać?
Przyjąć postawę akceptującą. I piszę to z całą odpowiedzialnością.
Nie mam na myśli postawy uległej i zgadzającej się na wszystko, mega-wyrozumiałej.
Postawę akceptującą trzeba wypracować, trzeba naprawdę zaakceptować siebie i partnera.
Takiej postawy nie było w moim rodzinnym domu i pierwszym małżeństwie. Było najpierw przymykanie oka, wybaczanie w tradycyjny sposób, a potem czara goryczy się przepełniła.

C. Tipping wymienia zasadnicze różnice pomiędzy wybaczaniem tradycyjnym i radykalnym (akceptującym). Przeciwstawia je sobie i oto niektóre z nich:

Tradycyjne wybaczanie                                    Radykalne wybaczanie

wydarzyło się coś złego                                      nie wydarzyło się nic złego
oparte na osądzaniu                                          wolne od osądu i potępienia
skierowane ku przeszłości                                  skierowane ku teraźniejszości
potrzeba zrozumienia problemu                          poddanie się wydarzeniu 
                                                                         (zaakceptowanie go)
problem ma źródło na zewnątrz                        problem tkwi we mnie (jego praprzyczyna)
życie to ciąg przypadkowych zdarzeń                 życie ma sens i cel
rzeczywistość to zbiór zdarzeń                          tworzymy własną rzeczywistość

Autor podaje również przykłady pseudo-wybaczania. Wśród nich np. wybaczanie z poczucia obowiązku, gdy uważamy, że należy wybaczać, płynące z poczucia racji, obdarowywanie wybaczaniem, udawanie lub mówienie: „wybacz i zapomnij”. Bardzo popularne jest wybaczenie poprzez usprawiedliwianie czyjegoś zachowania., albo wybaczanie osobie, ale niedarowanie zachowania.

Ludzie marzą o idealnym partnerze, w gruncie rzeczy oczekując pod tym pojęciem osoby wyrozumiałej, szczerej, sprawiedliwej, mądrej, wielkodusznej i hojnej. Te cechy może posiadać tylko osoba, która akceptuje siebie i otaczający ją świat. Warto zastanowić się, czy jest możliwie, abym ja, nie reprezentująca powyższych cech, przyciągnęła do swojego życia moje przeciwieństwo. Każdy może sprawdzić swój poziom akceptacji, przyjrzawszy się swojemu stosunkowi do świata i innych. Jeśli się złościmy, oskarżamy lub czujemy się jak czyjaś ofiara, to dalecy jesteśmy od zaakceptowania prawdy, że sami wykreowaliśmy sytuację. Widzimy tylko bolesny finał.
Relacje z osobami, z którymi jesteśmy blisko, które są dla nas ważne, budzą emocje, bo ludzie ci stają się zwierciadłami (lustrami) naszych nieświadomych cech.
Trzeba napisać kilkanaście, a może kilkadziesiąt arkuszy, aby dostrzec, że ciągle chodzi o to samo. Ta druga strona powinna coś zrobić, aby mnie było dobrze, muszę ją do tego zmusić, nakłonić albo zmanipulować.
Pamiętajcie, ze drugi człowiek jest lustrem dla Was (przy nim ujawniają się Wasze nieuświadomione identyfikacje), ale Wy jesteście lustrem dla swoich partnerów. Oni też potrzebują integrować części siebie, z którymi się nie identyfikują. Więc przyciągną ich do Was Wasze cechy, o których myślicie, że ich nie macie.
To jest duchowy wymiar życia. Ludzie pomagają sobie nawzajem w dążeniu do pełni.

Wszyscy jesteśmy duchowymi istotami, stanowimy jedność, każdy z osobna wibruje jako część całości.
Pierwszym założeniem Radykalnego Wybaczania jest:
wbrew zachodniej myśli religijnej nie jesteśmy istotami ludzkimi, które miewają duchowe doświadczenia, lecz duchowymi istotami, doświadczającymi ludzkiego życia”.


18 listopada 2010

O związku Radykalnego Wybaczania z Prawem Przyciągania

Odkrywcami Prawa Przyciągania są Amerykanie, Esther i Jerry Hicks. Esther zaczęła w roku 1985 otrzymywać przekazy. Film „Sekret”, zrealizowany przy współpracy z Hicksami, przez australijską producentkę, poświęcony był tym przekazom, doktrynie nauk Abrahama - Prawu Przyciągania. Zgodnie z „Naukami Abrahama” powinniśmy podjąć jak najszybciej decyzję, aby naszą dominującą intencją i racją istnienia było to, aby zawsze żyć szczęśliwie.
Ludzie mają zrozumieć, że otrzymują esencję tego, o czym myślą. Jeśli będą o tym stale pamiętać, skorelują to z tym, co otrzymują.
Prawo Przyciągania odpowiada na wibrację (energię). Wibrujemy poprzez nasze emocje. Jeśli ktoś czuje się przygnębiony, okoliczności i ludzie, którzy mogliby mu pomóc nie będą go mogli znaleźć i on też nie będzie mógł ich spotkać. Ktoś niesprawiedliwie traktowany, nie będzie mógł odnaleźć sprawiedliwości, ani sprawiedliwość jego. Gdy ktoś czuje się biedny, mogą do niego przyjść jedynie rzeczy dające uczucie biedy.
Podobnie z poczuciem rozczarowania lub lęku, które przyciąga rozczarowanie i lęk.
Kluczem do „Celowego Tworzenia” jest uznanie wibracyjnego (energetycznego) charakteru naszych myśli i uczuć i utrzymanie nad nimi kontroli.
Moc przychodzi wtedy, gdy osiąga się świadomą korelację między tym, co się czuje, a tym co się aktualizuje w życiowym doświadczeniu.
Zgodnie z „Naukami Abrahama” należy zrobić jedną małą, ale potencjalnie transformującą rzecz, polegającą na opowiedzeniu historii swojego życia w nowy sposób. Musi ona opowiadać o tym, czego chcemy, żeby być szczęśliwi.
Zazwyczaj opowiadamy historie o krzywdach, niesprawiedliwości, nieuczciwości, osamotnieniu, braku wsparcia i niemożności osiągnięcia zamierzeń. Nowa historia musi być pozytywna, musi być przeformułowana na „tak”.
Jeśli stara historia to: „nienawidzę mojego samochodu”, nowa mówi: „chcę mieć ładny nowy samochód”.
Taka myśl nie jest trudna do przekształcenia, gorzej jeśli czujesz, że nienawidzisz innego człowieka, albo tego co ty robisz lub on. Myślisz wtedy o swojej krzywdzie i czyjejś winie.

Zazwyczaj, gdy opowiadamy historie naszych krzywd, towarzyszą im silne emocje, które długo trzymają nas w swoich objęciach.
Historie, w których postrzegamy ludzi jako „krzywdzicieli”, a siebie lub inne osoby obsadzamy w roli „ofiar”, to klasyczny stan emocji, nad którym możemy pracować z Radykalnym Wybaczaniem.
Pamiętam, jak nienawidziłam mojego szefa, czułam się upokorzona, gdy szukał „dziury w całym” i miał pretensje, że pracę powinnam była zrobić lepiej, a jeśli się nie wyrabiam, to mam zostać po godzinach. Ja widziałam sytuację inaczej, ale jego to nie interesowało.
W emocjach, w jakich byłam, nie miałam możliwości opowiedzenia mojej historii pozytywnie.

Czułam się upokorzona, bezsilna i zła, zwłaszcza że było to już kolejne takie wystąpienie. Najpierw jakoś musiałam sobie z emocjami poradzić, inaczej gotowa bym była zanieść mu wymówienie z komentarzem „jak jesteś taki mądry, to szukaj sobie kogoś, kto ci to lepiej zrobi!”. Rozsądek tłumaczył mi, że to cymbał, żeby się nie przejmować, ale emocje były silniejsze.

Wg. Diany Richardson emocje to nagromadzone uczucia, których nie wyraziliśmy w przeszłości.

Ponieważ nie zostały kiedyś wyrażone i do tego są nagromadzone, bardzo łatwo dać im się porwać. Te dzisiejsze podłączają się pod te kiedyś niewyrażone i zazwyczaj mamy duży kłopot, żeby się od nich uwolnić. Często stosowanym rozwiązaniem jest spotykanie się w gronie pokrzywdzonych i opowiadanie historii naszych krzywd, które zgodnie z Prawem Przyciągania, dają nam ich jeszcze więcej.

Łatwiej i szybciej wziąć arkusz i najpierw „radykalnie wybaczyć” szefowi, a potem zacząć nową opowieść. Najpierw poczuć, nazwać, jakie emocje są dzisiaj, jakie były kiedyś (te niewyrażone). Przy okazji doświadczyć od duchowej strony, że szef „uzdrawia”.
Zdarzenie rezonuje z tą częścią osobowości, która nie zna konstruktywnego rozwiązania i zawsze odkąd pamięta wpada i wpadała w emocje bezsilności wobec podobnego traktowania.

Radykalne Wybaczanie umożliwia szybki dystans wobec przeżywanych emocji.

Jeśli nie udaje się go uzyskać poprzez napisanie arkusza, to prawdopodobnie za bardzo myślimy o emocjach, zamiast je przeżywać. Często problem polega na „pozwoleniu sobie” być złą/złym, czy bezradną/bezradnym. Łatwiej się na to zdobyć mając przed sobą kartkę papieru, a nie szefa

Konieczny jest wysiłek w celu zidentyfikowania się z przeżywaną emocją, aby zrobić następny krok, polegający na rozważeniu sugestii, że „moje uczucia należą do mnie”. Często dla osób, które się z takim rozumowaniem wcześniej się nie spotkały, jest to abstrakcja.

Jeśli ja czułam się upokorzona, to czy jest możliwe by ktoś inny miał inne uczucia, po usłyszeniu podobnego komunikatu od mojego szefa? Tak! Może gdyby na moim miejscu był mężczyzna, to poczułby agresję i jakoś ją wyraził?
Każdy człowiek ma swoją indywidualną reakcję emocjonalną, którą kształtował przez lata przebywania wśród ludzi.
Muszę przyznać, że moja reakcja, chociaż często spotykana, była trochę reakcją córki opieprzanej przez ojca. I nie ma znaczenia, że byłam od szefa starsza.

Pisałam już i powtórzę, że spokojna głowa, która rozumie, że nic złego się nie wydarzyło, a „pan lub pani X” tylko odzwierciedlają mój błędny punkt widzenia, a nie chcą mnie „wykończyć”, to dobry grunt na opowiadanie nowych, pozytywnych historii.

15 listopada 2010

Jak dotrzeć do własnych przekonań poprzez Radykalne Wybaczanie

Młoda osoba, studentka poprosiła mnie o poradę. Nie czuje się swobodnie wśród swoich rówieśników. Przychodzi na uczelnie, a tam grupy i grupki paplają, śmieją się, jakoś są razem a ona nie wie jak do nich podejść. Z jednej strony nie chce przerywać ich wspólnej zabawy, z drugiej nie ma pewności, czy się dostosuje do ich atmosfery, hałaśliwej i bardzo bezpośredniej. W obawie przed trudnościami stoi z boku i czeka na rozpoczęcie zajęć. Ma poczucie, że coś ważnego i dobrego jest dla niej niedostępne. Odczuwa z jednej strony korzyść (spokój), z drugiej dyskomfort (poczucie wyizolowania).
Miałam jej poradzić, co zrobić w tej trudnej sytuacji, a jak przyznała, problem prześladuje ją, jak dobrze pamięta, już od przedszkola.
Zazwyczaj natrafiamy się sytuacje, w których trzeba dokonać wyboru. Jeśli musimy z czegoś zrezygnować, żeby osiągnąć coś innego, uczucia są ambiwalentne.
Poświęcamy czas nauce, albo pracy, albo innej osobie, rezygnujemy z wysypiania się i rozrywki. Można np. zrezygnować z wypowiedzenia swojego zdania, aby nie zdenerwować kogoś, kto słucha, albo z pójścia na spotkanie, żeby nie czuć się zdominowanym (statusem finansowym, gadatliwością, poczuciem krzywdy lub niesprawiedliwości) przez osobę, która się z nami umawia.
Rezygnacja jest następstwem poczucia bezradności wobec zachowań innych ludzi. Moglibyśmy sobie wyobrażać, że gdyby inni ludzie zachowali się inaczej, wtedy nam byłoby lepiej.
Byłoby doskonale, gdyby paplające koleżanki z daleka wołały: „haloo, chodź do nas, popaplamy razem!”, albo gaduła mówił: „właśnie się zorientowałem, że gadałem 15 minut, to teraz ty masz tyle czasu, a ja będę słuchał!”, osoba w permanentnym poczuciu krzywdy mogłaby słuchając siebie powiedzieć: „ja tu o swoich krzywdach, a może ci to nie pasuje, możemy pogadać o czymś, co ciebie dotyczy?”.
Colin Tipping nazywa ludzi, którzy nie zachowują się w taki wymarzony sposób „naszymi uzdrowicielami”. Osoby i sytuacje trudne mają nas „uzdrowić”.
Jak należy rozumieć pojęcie „uzdrowić”?
Chodzi o uzdrowienie naszego ducha.. Tippig na podstawie hipotezy, ze dusze wszystkich ludzi są ze sobą w kontakcie, twierdzi, że dusze pomagają sobie nawzajem. Każdy człowiek podczas wędrówki po Ziemi obraca się w kręgu problemów o określonej energii. Gdy przychodzi na świat, wchodzi do rodziny, która ma jakieś zwyczaje, poglądy, preferencje i strategie.
Podobno nasze dusze wybierają dla siebie rodzinę, która pozwoli im się skonfrontować z energiami, nad którymi pracują.
Energie w rodzinie reprezentują dla dziecka świat i po opuszczeniu domu, jako dorosła osoba, stara się dysponując nimi radzić sobie. Spotyka innych ludzi z ich energiami i zazwyczaj doświadcza ich poprzez to, co oni robią, jak się zachowują. Te same energie przyciągają ludzi do siebie. Podobne przyciąga podobne. Jeśli mówi np.: „zostałem podstępnie okradziony, skrzywdzono mnie”, to jak wspomniałam w poprzednim poście, dostaje informację o swoich przekonaniach. W takim przypadku z dużym prawdopodobieństwem jest wyznawcą prawa Kalego (Kali ukraść krowę- dobrze, Kalemu ukraść krowę – źle!) i widzi w innym człowieku cechę nieuczciwości, sam się z nią nie identyfikując.
Dlatego też, jeśli chcemy zobaczyć, jakie są nasze przekonania, powinniśmy przyjrzeć się temu, co spotyka nas w życiu.”(str. 68).

Przekonania stają się nasze podczas procesu dorastania. Są drogowskazami, dzięki którym podejmowanie decyzji w sprawach codziennego funkcjonowania zajmuje tylko chwilkę. Zazwyczaj „wiemy”, co i jak mamy zrobić. Jeśli ktoś ma przekonanie, że wystarczy myć się raz w miesiącu, to możemy się domyślać, co go w życiu spotka.

Jest jednak wiele przekonań, które są nieświadome. Mogą one być elementem nieświadomej zbiorowości. Mogą również być zakopane w podświadomości, bo stawały się własnością w bardzo wczesnym okresie życia.
Te najwcześniejsze programowały się niczym pies Pawłowa, ale co dobre było dla 5-cio latka, to dla 25-latka może stanowić dużą przeszkodę.
I tak, jak w przypadku młodej studentki, przekonanie o realnym ryzyku przy podchodzeniu do rozbawionych grupek, pozostawia ją na boku, a chciałaby mieć dużo przyjaciół.
Prawdopodobnie kiedyś były realne nieprzyjemności, wytworzyła przekonanie o ryzyku, które trwa do dzisiaj.

Przekonania, to uogólnienia na temat relacji, związków pomiędzy zdarzeniami, ludźmi, zjawiskami i innymi elementami rzeczywistości. Są to różnego rodzaju stereotypy myślenia, interpretacji i oceny. Mają one charakter abstrakcyjny i wykazują tendencję do „samo potwierdzania” się. Przekonania pomagają porządkować dane oraz nadawać sens rzeczywistości i ludzkim doświadczeniom. Z drugiej strony, narzucają wiele ograniczeń i stanowiąc jeden z filtrów informacyjnych umysłu, zniekształcają naszą percepcję.

Zgodnie z przytoczoną definicją przekonanie o ryzyku wykazywało tendencję do samo potwierdzania się, co staje się dla studentki kłopotliwe i dziwne. Zapytana o to, jakie doświadczenia kojarzą się jej z tym przekonaniem, odpowiedziała że miała surowego ojca. Często ganił ją za zwracanie się do niego, gdy rozmawiał z innymi ludźmi.
Takie wspomnienie pozwala odebrać moc przekonaniu. Sprawia, że przestaje ono być „abstrakcyjnym uogólnieniem”, a staje się konkretnym wspomnieniem, za którym są emocje i niewyrażone dotąd, nieuświadomione uczucia.

Czy można założyć, że kolejne grupy (licząc od jej czasów przedszkolnych) próbowały „uzdrowić” studentkę?
Oczywiście, tak. Mogłaby i tym razem uwzględniając swoje obiekcje, pogodzić, że nie ma wpływu na tę sytuację.
Teraz ten wpływ odzyskała, utracony kawałek jej osobowości powrócił do niej.
Przed ojcem nie mogła się obronić. Teraz już wie, że odzywa się w niej ten stary, nie wyrażony strach, za każdym razem gdy dzisiejsza historia jest podobna do tamtej.

Patrzenie na zajęte sobą towarzystwo, przed zmianą perspektywy było: „ja bezbronna – oni groźni” Założyłyśmy, że „nie robią nic złego, to jest sytuacja, której celem jest uzdrowienie jakiegoś przekonania”. Poszukałyśmy przekonania i sprawdziłyśmy, czy jest uogólnieniem, czy powtarza się w innych sytuacjach życiowych. Odniosłyśmy je do konkretnych życiowych doświadczeń. Okazało się, że nadużywająca relacja nauczyła rezygnacji z pewnej formy ekspresji własnej. Wykluczenie konkretnego zachowania było koniecznością, ale teraz jest potrzeba przywrócenia go.

Jeśli odzyskamy ekspresję, której się kiedyś wyrzekliśmy, odzyskujemy razem z nią energię. Dotąd zużywaliśmy ją na utrzymanie całej historii w podświadomości jako jedną z „naszych najczarniejszych tajemnic”.

Carolyn Myss na podstawie swojej pracy terapeutycznej określiła, że większość ludzi angażuje ponad 60% swojej energii w podtrzymywanie przeszłości, czyli zarządzanie negatywnymi doświadczeniami z dzieciństwa, młodości i wczesnych lat dorosłego życia oraz w rozpamiętywanie strat, rozczarowań i dawnych uraz. Około 10 % wykorzystuje się do zamartwiania o przyszłość, do jej planowania i prób kontrolowania.
Niewiele energii pozostaje do dyspozycji. Jest o co zawalczyć!

14 listopada 2010

Radykalne Wybaczanie dla osób, które pragną mieć kontrolę nad swoimi emocjami

Moja znajoma po przeczytaniu tego bloga zapytała, co znaczy, że zajmowałam się Radykalnym Wybaczaniem przez rok, skoro wie, że zajmuję się tym do dzisiaj. W ferworze pisania wyraziłam się nieprecyzyjnie. Po otrzymaniu certyfikatu postanowiłam 1 raz w miesiącu zebrać grupę i zrobić warsztaty. Miałam dużo energii i ona mnie niosła, stało za mną przekonanie o słuszności tego, co robię. Dla pracownika biurowego takie dodatkowe zajęcie było dużym wyzwaniem. Uczestnicy byli różni, bardziej poważni i mniej poważni, niektórzy krytyczni, inni ciekawi, ale zazwyczaj moja skuteczność pozostawała dla mnie tajemnicą. Nie oczekiwałam uznania, ale bardziej informacji, czy dotarło do ludzi, co usiłowałam przekazać. Moje wątpliwości dotyczyły tego, czy jest możliwe podczas kilkugodzinnych zajęć skłonić ludzi do podjęcia dialogu wewnętrznego, uzmysłowić potrzebę zadawania sobie pytań i udzielania szczerych odpowiedzi. Chodziło mi o zrozumienie na poziomie emocjonalnym. Uznałam, że mój profesjonalizm pozostawia dużo do życzenia, same chęci i wiara nie wystarczą. Podjęłam dalszą naukę i czasowo organizowanie warsztatów zawiesiłam. Do dzisiaj mam wątpliwości, czy na moich warsztatach nauczyłam kogokolwiek tej metody. Udało mi się to jedynie z osobami, które miały cierpliwość po warsztatach kontynuować praktykę indywidualnie. Szczerze przyznam, że takich osób było tylko kilka. Metoda daje wyniki dopiero po dłuższym czasie jej stosowania. Polega na powolnym zmienianiu podejścia do otaczającego świata. Zwyczajowo patrzymy i oceniamy: ładne, brzydkie, dobre, niedobre, itd. Ustosunkowujemy się do otaczającej rzeczywistości i tracimy z nią kontakt. To tak, jak gdyby na spotkaniu zamiast rozmawiać z drugą osobą było się skoncentrowanym na tym jak ona mówi, czy prawidłowo się wysławia, czy ma miły głos. W takiej sytuacji kontakt zanika, bo mówiący nie jest odbierany, chociaż druga osoba wygląda na słuchającą. Podobnie jest z odbieraniem świata. Jeśli coś mnie spotyka i ja od razu reaguję oporem, myśląc że to powinno być inaczej, przestaję w tym uczestniczyć.
 Od dziecka byłam przyzwyczajana do postawy oceniającej, ponieważ sama byłam oceniana. Rodzice i inni opiekunowie oceniali mój wygląd, zachowanie, wiedzę, umiejętności, a tym samym tego właśnie mnie uczyli. Ciężko jest później, w wieku dorosłym stwierdzić, że od dzisiaj postanawiam patrzeć na świat inaczej.
Na temat tych trudności pisał Colin Tipping w swojej książce p.t.: „Radykalna Manifestacja Marzeń”. W rozdz. 8, pt.: „Umysł” zamieścił rysunek w kształcie jaja, jako schemat umysłu, gdzie oddzielił na górze kreską 10% dla umysłu świadomego, poniżej mechanizm filtrujący, środek jaja to 60% umysłu podświadomego i w dolnej części za barierą tłumienia 30% dla umysłu nieświadomego. Następnie tłumaczył: „...w podświadomości przechowywane są przekonania, postawy, uprzedzenia, nawyki oraz podstawowe potrzeby i popędy. Podświadomość można programować, jednak zapisany program trudno jest zmienić. Uważa się, że w wieku siedmiu, ośmiu lat 90% programu podświadomości jest już zapisane i tym samym to właśnie wtedy powstaje scenariusz całego naszego życia... Dlatego też, jeśli chcemy zobaczyć, jakie są nasze przekonania, powinniśmy przyjrzeć się temu, co spotyka nas w życiu.”(str. 68).
-Umysł nieświadomy: „Nasze najgłębsze lęki, skrywany wstyd i najbardziej bolesne rany pozostają nietknięte w tej części umysłu wraz z najsilniejszymi urazami, niewyrażonym gniewem i głęboką nienawiścią do samych siebie. Podświadomość przechowuje nasze najczarniejsze tajemnice.”
Mechanizm filtrujący- „Działa również jako system weryfikacji. Gdy w świadomym umyśle pojawia się myśl: „jestem teraz bogaty”, mechanizm filtrujący zapuszcza się w głąb podświadomości i nieświadomości, aby sprawdzić czy myśl ta jest zgodna z tym, co jest w nich zapisane. Jeśli okaże się, że istnieje tam już wcześniejszy zapis (...) mówiący np. „Nie należysz do klasy, która może być bogata”, (...) stwierdzenie świadomości zostanie odrzucone”. (str. 69, 70)
Jak widać z powyższych treści sprawa nie jest łatwa i autor zaleca ominięcie podświadomości i odwołanie się bezpośrednio do Wyższej Inteligencji. Moje próby ominięcia podświadomości i powierzenie spraw Duchowi, nie zakończyły się sukcesem. Odczuwam połączenie ze Źródłem Uniwersalnej Inteligencji wtedy, gdy czuję się dobrze, w dobrym czasie i miejscu, gdy czuję że wspieram siebie sama i jestem ze sobą w zgodzie. Udaje mi się to dzięki pilnowaniu, aby nie oceniać, ale przyjmować, co przychodzi. Akceptacja jest możliwa, jeśli widzę swój wkład w zaistniałą sytuację i zakładam, że ludzie zawsze dokonują najlepszego wyboru, stosownie do zasobów dostępnych dla nich w chwili podejmowania decyzji. Każdemu się zdarza, a niektórym ludziom notorycznie, że w chwili podejmowania decyzji są w emocjach, które ograniczają ich zasoby. Np.. boją się i atakują, chociaż zagrożenie jest wyimaginowane. Ja, do czasu, gdy czułam silne emocje, byłam zajęta opanowaniem ich i miałam mały dostęp do wiedzy i doświadczeń pomocnych przy podejmowania decyzji. Najłatwiej mi było występować we własnej obronie. Dopiero gdy poprzez systematyczne stosowanie Radykalnego Wybaczania moją naturalną reakcją stało się nieocenianie i emocje osłabły. Arkusz, o którym pisałam poprzednio w pierwszym i drugim punkcie zaleca najpierw opisanie sytuacji (a to stwarza naturalny dystans do niej), a następnie zajęcie się własnymi uczuciami, określenie ich, nazwanie. Na co dzień nie szukamy nazwy na to, co czujemy, to się po prostu „wydarza”. Systematyczne opisywanie trudnych emocjonalnie sytuacji, szukanie nazwy dla własnych uczuć zbudowało mi moją mapę emocjonalną, a dzięki temu to ja stałam się osobą, która nią zarządza. Stworzyłam własną ścieżkę, która do dzisiaj służy mi i przynosi namacalne korzyści. Teraz właśnie dzielę się nią z Wami.

12 listopada 2010

Dalej o Radykalnym Wybaczaniu dla osób, które decydują się na rozwód

Jak pisałam powyżej, przyszedł na mnie czas rozprawienia się z otaczającą rzeczywistością. W tej rzeczywistości byłam sfrustrowaną mężatką, a do tego matką. W dużej mierze frustracja narastała lawinowo, od kiedy stałam się matką. Dziecko wprowadziło do naszego życia elementy, które przedtem jakoś omijaliśmy. Nie decydowaliśmy wspólne o tym co i jak oraz za ile, jak również o tym co ja, a co ty i kiedy. Jak spróbowaliśmy to zmienić, nie wyszło. Dowiedziałam się, że dziecko było na „moje życzenie” i podobno nawet się deklarowałam, że on z tym nie będzie miał żadnych problemów. Nie przypominałam sobie takich ustaleń, chciałam żeby było inaczej, zaczęła się walka. 
Atmosfera rzutowała negatywnie na rozwój dziecka, było nadpobudliwe i zbuntowane. Z miłego bobaska wyrastał potwór. Nie było nikogo bliskiego, kto wsparłby moje obowiązki wychowawcze, a po wizycie naszej trójki u psychologa i psychiatry usłyszałam od męża, że „mam go w to więcej nie mieszać”. Zdecydowałam o wyeliminowaniu przeszkody, czyli rozwodzie i wyprowadzce męża.

Nie chciał się zgodzić, trwał w uporze jakiś czas, ale po przepychankach, awanturach i niewielkiej pomocy z zewnątrz, zabrał rzeczy i zamknął drzwi z drugiej strony.

Ku przestrodze wszystkich kobiet, które będą jak ja myślały, że rozwód jest rozwiązaniem, zaznaczam wyraźnie, że tu się zaczyna historia, a nie kończy. I jest to historia z Radykalnym Wybaczaniem w tle.

Mój były małżonek, wypchnięty z rodzinnego gniazda, zmobilizował się i zaczął walczyć. Dokładnie nie wiadomo było o co walczy, bo hasło jego kampanii brzmiało „ponieważ mnie skrzywdziłaś, więc nie będę płacił alimentów, nie będę się interesował potrzebami dziecka (chociaż to hasło było już przedtem) i będę każdej napotkanej osobie mówił, że jesteś podła, wyrachowana czarownica, która złamała mi życie i powinna za to odpowiedzieć”.
Chyba był przekonujący, bo ludzie zaczęli się odsuwać, a nasze dziecko patrzyło na mnie jak na bandytę. Wpadłam z deszczu pod rynnę.
Czasem trzeba zejść na dno, żeby się zająć własnym rozwojem. Na tym dnie postanowiłam mu wybaczyć „radykalnie”, bo nic innego mi nie pozostawało.
Pisałam arkusze i słuchałam płyty z 13-stoma krokami, medytowałam nad stwierdzeniem z arkusza, że „mój były mąż ukazuje mi, że muszę kochać i akceptować siebie samą”. Ale przecież jego zachowanie doprowadzało mnie do rozpaczy. Najgorszy był pkt. 12. „Rozumiem, że on nie robi nic złego. Przestaję osądzać”. Nie rozumiałam! Ujrzenie doskonałości w tej sytuacji było mi zupełnie obce.
Jedyna rzecz, która mnie przy tym trzymała to autor tej metody oraz treści zawarte w jego książce. Wzbudzał zaufanie do swojej wiarygodności i dodatkowo przestrzegał, że pojawiający się na początku opór można przełamać cierpliwością. W punkcie 17. jak mantra znowu było o jego (mojego byłego męża) gotowości odzwierciedlenia moich błędnych przekonań. 
Czyli, że w nim jak w lustrze mogę zobaczyć moje przekonania i dostrzec, że są błędne.
Co on odzwierciedlał?
Mówił, że jestem podła, wyrachowana, robię mu krzywdę tym, że go nie chcę, powinnam go zaakceptować, takim jaki jest, bo się stara i tylko mu nie wychodzi. 
Mówił, że zasługuję na karę, na to żeby się nade mną pastwić i nie ma zmiłuj się!
Czy to były moje przekonania?
Szczerze mówiąc komunikaty o podłości, wyrachowaniu i robieniu innym krzywdy jakoś zalatywały mi moim domem rodzinnym. Był to u mnie element wychowawczy, stosowany przez moich rodziców. Poprzez wytknięcie negatywnych zachowań, usiłowali je przekształcić w pozytywne. 
Powinnam jego zaakceptować! Temat rzeka. A co to znaczy? Wcale nie mam przekonania, że akceptuję siebie, a co dopiero kogoś, a poza tym ciągle kołatało mi w głowie zdanie: jak można zaakceptować takiego człowieka!.
Karanie też wiążę się z moją osobistą historią. Rodzice częściej stosowali kary, aniżeli nagrody. Przyzwyczaili mnie do ciągłego oczekiwania, że „kara ciebie nie minie”, chociaż czasem się udawało, jak okazywało się, że to były pogróżki prewencyjne.

A jeśli to prawda i mój były mąż jako bratnia dusza pokazuje mi, że nie kocham siebie, nie akceptuję i wierzę w to, że zasługuję na karę „na wszelki wypadek'?

Już samo rozważenie takiej możliwości automatycznie przestawiło mnie z pozycji osądzającej na patrzącą z większej perspektywy i widzącą więcej niż na początku, a więc odpowiedź w pkt 12. była "tak". Nowa perspektywa pozwoliła mi nie osądzać, a to duża zmiana, radykalna.

Przekonałam się wtedy, jak ludzie są ze sobą połączeni. Im bardziej mu radykalnie wybaczałam, tym bardziej on nie miał z czego strzelać. Zaczynałam rozumieć, co to jest transformacja energii.

A ja dostawałam coraz więcej informacji o tym, co głęboko schowane we mnie i najlepiej żeby tam zostało, bo to takie niefajne. Praca własna zaczęła się u mnie od dostrzeżenia, że jest coś we mnie, co wcale mi nie pasuje. Prawdą jest,  że stało się to dzięki staraniom mojego eks-męża. Chwała mu za to!


11 listopada 2010

Trochę o Radykalnym Wybaczaniu dla tych, którzy siedzą w dole

Zajmuję się propagowaniem techniki duchowej, określanej nazwami: Radykalne Wybaczanie lub technika Tippinga (od nazwiska autora). Colin Tipping wydał w 2002 r. książkę "Radykalne Wybaczanie", podtytuł: "Wybaczajmy skutecznie – darowanie krzywd ma moc uzdrowienia". Opisał w niej metodę, która uzdrowiła jego relację ze światem. A była to zmiana podejścia do utrwalonego schematu, że jak jest „ofiara”, to musi być „sprawca” nieszczęścia. Doświadczył tego, jak skutecznie radzić sobie z przykrymi emocjami, związanymi z byciem osobą poszkodowaną. Prawdą jest, że będąc spokojnym łatwiej jest podejmować działania, mające na celu jak najlepsze rozwiązanie. Nie traci się energii na miotanie pomiędzy potrzebą ukarania, obwinienia siebie lub osób trzecich albo usprawiedliwienia zachowań.

Wtedy, kiedy książką wpadła w moje ręce (rok 2004) czułam się poszkodowana w bardzo wielu dziedzinach mojego życia. Poczucie to sprawiło, że zamiast oczekiwać na miłe i dobre rzeczy, nerwowo się rozglądałam, z której strony spadnie na mnie kolejny kataklizm.
Teraz już wiem, że mamy to o czym myślimy, niezależnie czy tego chcemy, czy nie. Wtedy byłam bardzo daleko od takiego rozumowania, głownie starałam się obmyślić strategię, która jakoś mnie uchroni.

Tak więc treści, zawarte w książce były dla mnie. Najpierw rozprawić się z tym, co mnie otacza, a głównie z moim poczuciem krzywdy, a potem jakoś to zorganizować, żeby światełko w tunelu się pokazało.

W książce jest arkusz, (kwestionariusz, który jest narzędziem stosowanym w tej metodzie). Należało go wypełnić zgodnie z instrukcją. Wyjaśniony jest sens poszczególnych punktów, a na końcu pozytywna afirmacja, zawierająca przekaz, że zasługujemy na wszystko co najlepsze. To mi się na początku nie podobało, bo ciężko mi było przyjąć, że zasługuję na coś tak bez niczego. Tylko dlatego, że ktoś mi to mówi.
Dla tonącego i brzytwa dobra, więc pisałam, pisałam i czekałam. Teraz rozumiem sens tego pisania, to był mój dialog wewnętrzny, na który bym się nie zdecydowała, bo nie był dla mnie strategią do osiągnięcia celu. Moja cierpliwość została wynagrodzona. Pisząc jeden z kolejnych arkuszy uwaga moja zatrzymała się w punkcie mówiącym, że denerwuję się tylko wtedy, gdy ktoś poruszy we mnie kwestie, które wyparłam lub stłumiłam, a potem dokonałam projekcji na tę osobę. Zaczęłam się zastanawiać, co tak dokładnie autor miał na myśli. Jak to porozbierałam, to znaczyło, że ja widzę w tej osobie to, czego nie widzę w sobie.
Jak już zaszłam tak daleko, to postanowiłam iść jeszcze dalej i zaczęłam analizować, co to jest to, co widzę w tej osobie i czy rzeczywiście nie widzę tego w sobie? Eureka! Tak było. Każdy następny arkusz miał dla mnie więcej sensu i posuwał mnie szybko do przodu, bo dzięki niemu poznawałam siebie. Zaczynałam patrzyć na siebie tak, jak na mnie patrzyła osoba, która mnie „krzywdzi”, zaczęłam się identyfikować z byciem w ich oczach „krzywdzicielem” dla nich. Poczucie zrozumienia, co się rozgrywa na moich oczach i która z ról w tym przedstawieniu jest moja, dało mi siłę. Rozpoznanie sytuacji i rozpisanie ról stwarzało możliwość świadomego wyboru roli dla mnie. Pokazało się światełko w tunelu.

Technika oraz jej propagator wydały mi się doskonałe. Może dlatego, że dzięki nim wydobyłam się z głębokiego doła psychicznego. Poszłam „za ciosem” i skończyłam kurs trenera w Instytucie Radykalnego Wybaczania w Warszawie. Chciałam iść w świat i głosić „dobrą nowinę”. Zapału starczyło na rok. To było tylko echo tego, co mówił mistrz, chciałam być mistrzem. Mamy zawsze to, czego chcemy!  

Uważam, że moja droga była drogą pionierską. Jestem dumna z tego, co dokonałam sama, przy niewielkim nakładzie kosztów, dzięki swojej cierpliwości i uporowi. Chciałabym tym, którzy to czytają dać wiarę, że jest  możliwe  rozwijać się siedząc w domu, chodząc do pracy, wychowując dzieci, nie mając czasu na życie towarzyskie i nie korzystając z sesji terapeutycznych. Stąd wynika moja inspiracja do pisania tutaj.