22 stycznia 2011

Parę słów na temat rytuałów przejścia oraz jak to się ma do naszej codzienności.


Rytuały przejścia to obrzędy ludów pierwotnych. Ich charakterystyczną cechą jest zaznaczenie zmiany właściwości poddanego im człowieka. Mają funkcję wyraźnego podkreślenia przełomowych okresów w życiu jednostki. Celem rytuałów plemiennych było wprowadzenie do świadomości  adepta faktu, że właśnie przechodzi z jednej fazy życia do kolejnej. Rozstaje się z tym okresem, w którym dotychczas funkcjonował i wchodzi do następnego. Obrzęd przejścia składa się zawsze z 3 faz, ale ich długości  trwania są różne. Jedne mogą być prawie niezauważalne, inne ciągną się latami.
1-sza faza - faza wyłączenia – odebranie statusu
2-ga faza - marginalna – okres przejściowy
3-cia faza - włączenia – nadanie nowego statusu.
Plemienne rytuały przejścia zazwyczaj były bolesne, tak aby osoby im poddane miały możliwość na poziomie emocjonalnym przyjąć swój nowy status. W plemionach pierwotnych  było to np.: rytualne nacinanie ciała, obrzezanie, głodówki i odosobnienia, wybijanie zębów, izolowanie kobiet na czas  pierwszej menstruacji.
Starszym kobietom golono głowy, jako symbol przejścia do reprezentowania starszyzny.
Sensem bolesnych przeżyć miało być uzmysłowienie, że rola w której się dotąd było, właśnie się zmienia i przychodzi nowa. Duży koszt przejścia, mocniej wiąże z nową rolą, utrwala ją w świadomości i podświadomości.
Największym problemem współczesnego, dorosłego człowieka jest ciągnąca się latami faza przejściowa, w której nie wiemy, jaki reprezentujemy status. Musimy to ustalić, każdy na własny użytek. Brak stosowanych w naszej kulturze jasnych rytuałów przejścia, nie daje konkretnej informacji, kim aktualnie jesteśmy.
Najczęściej jednak, gdy jesteśmy w fazie przejściowej, nawet o tym nie wiemy. Świadectwem przedłużającej się fazy przejściowej są trudności.  Borykanie się z nimi zatrzymuje proces przejścia, a nawet go na długi czas uniemożliwia. Nagromadzone emocje oraz opór wewnętrzny wywołują poczucie ambiwalencji. Zaczynamy zadawać sobie pytanie, czy ja „naprawdę” chcę zmiany, a może mi się tylko wydaje?
Zazwyczaj utknięcie w pewnej fazie, przejawia się to jako frustracja związana z poczuciem, braku dobrego rozwiązania (przejścia). Może to dotyczyć wykonywanej pracy, relacji w małżeństwie (związku), w grupie społecznej. Coś pcha do zmiany statusu.  Posiadany status już nie zadowala, ale jednocześnie dając korzyści, nie pozwala go opuścić .
Europejska cywilizacja zakłada, że życie ma być bezbolesne i przyjemne. To Z. Freud zasugerował, że człowiek ma być szczęśliwy w życiu i wszyscy chętnie się na to zgodziliśmy. Przed nim nie było takiej koncepcji. Teraz, jeśli pojawia się ból, to bierzemy leki.  Gdy nie jest przyjemnie z innymi ludźmi, to mamy swoje sposoby wpływania na nich.  Możemy wskazać osobę lub osoby, które określimy jako winne i wpływać na nie, aby się zmieniły. Możemy sami odejść, lub grozić odejściem gdzieś, gdzie wydaje się nam, że będzie przyjemniej, (zazwyczaj jest tak na początku nowych znajomości).
Takie podejście sprawia, że bardziej patrzymy na innych z zamysłem kontrolowania, aniżeli na siebie. Zazwyczaj nie mamy świadomości, że to my sami znajdujemy się w fazie przejściowej. Tak jakbyśmy wyrośli z płaszcza, ale mamy pretensje do krawca.  
Dorosłe dzieci nadal oczekują wsparcia od rodziców. Strach przed odwróceniem się bliskich, skutecznie blokuje ujawnianie potrzeb. Jeśli nie mamy na oku innego stanowiska, to nie zwalniamy się z pracy, choćbyśmy się w niej czuli koszmarnie. Jednocześnie media nagłaśniają postawy sukcesu, nagradzają managerów, przedsiębiorców, gwiazdy estrady. Nie ma ani słowa o tym, jak wyglądało ich przejście ze statusu zwykłego człowieka do statusu człowieka sukcesu.
Moja znajoma poskarżyła się, że jej matka zaczęła ją szantażować. Oświadczyła, że majątek przejdzie na córkę, tylko jeśli ta całkowicie podporządkuje się jej woli.  Okres przejściowy w przypadku mojej koleżanki może potrwać kilkadziesiąt lat, chyba że zdecyduje się na status niezależności  za życia matki i zaryzykuje pożegnanie ze spadkiem.
Młoda dziewczyna miała inny problem. Miała dylemat, który polegał na wchodzeniu w związki partnerskie, pomimo całkowitego braku zaufania do ludzi, a tym bardziej do mężczyzn. Poszukiwała mężczyzny, który jej nigdy nie zawiedzie i jednocześnie będzie w stanie spełnić jej wszystkie oczekiwania. Faza przechodzenia ze stanu wolnego w zamężny nie miała końca i prawdopodobnie będzie trwała tak długo, aż ona zrozumie, że najpierw musi zaufać.
Teraz rytuały plemienne odtwarzane są głownie w formie zabawy. Starsze roczniki  robią dla młodszych „kocenie”.  Na specjalnym spotkaniu starsi  dają młodszym trudne, często upokarzające zadania, po przejściu których młodzi zostają przyjęci do danej społeczności.
Warto zaczerpnąć z mądrości ludzi, którzy żyli w naturalnych warunkach i natura im podpowiadała, jak sobie z nią radzić.
Warto zastanowić się, ile razy w życiu już nie jestem „tym”, a jeszcze nie „tamtym”. Co mnie trzyma i nie pozwala objąć nowego.
Nasze progi i ograniczenia są naturalne. Współczesne rytuały przejścia  mają na celu zidentyfikowanie wewnętrznych oporów, zmobilizowania do walki z nimi i do rozwoju.
Możemy sobie organizować własne obrzędy przejścia w domowym zaciszu. Posiedzieć chwilę w swojej rzeczywistości, przybliżyć się do niej poprzez wyrażenie jej za pomocą symboli. Potem przejść do upragnionej. Przenieść na papier czy płótno obraz tego, w co pragniemy wejść. Jeśli narysujesz to, czego pragniesz, usiądź na tym rysunku i poczuj energię swojego marzenia. 
Gdy poczujesz opór, to właśnie uzyskujesz wgląd w te część Ciebie, która zmianie się przeciwstawia. Warto z nią porozmawiać.