16 grudnia 2010

O tym, jak Radykalnie Wybaczając swoim rodzicom, wybacza się i akceptuje siebie

Zazwyczaj tak jest, że dzieci, które były kochane przez rodziców, kochane mądrze i szczerze, pragną dla swoich rodziców jak najlepiej i chcą coś w tym kierunku robić. Dzieci, które były „kulą u nogi”, podobnie patrzą na starość swoich rodziców. Nie jest łatwo rodzicowi kochać mądrze i szczerze, bo kontakt z dziećmi wzbudza emocje i uczucia. Dzieci są bezkompromisowe i zwłaszcza, gdy są małe.  Nie chcą i nie mogą rozumieć, dlaczego ich opiekunowie życzą sobie by było tak, a nie inaczej, czym dorosłych doprowadzają do rozpaczy.
Często rodzice traktują dzieci jak swoją własność. W moim domu często słyszałam, że mam się zachowywać w określony sposób, bo” „jesteś nasza”, co znaczyło, że mają prawo mi rozkazywać. Nie mogłam tego pojąć i już jako bardzo małe dziecko odgrażałam się, że pójdę w świat. Któregoś razu moja mama przyniosła powłoczkę na poduszkę i zapytała, co ma mi w nią zapakować na drogę,  w ten świat. Zrozumiałam, że  za drzwiami będę musiała sobie radzić sama. Przesłanie było proste: albo będziesz nas słuchać, albo na nas nie licz. Nie byłam taka głupia, jak miałam 3 lata poprosiłam, żeby mnie zapisali do przedszkola, potem chętnie wyjeżdżałam  na kolonie. Tak się wybrałam w ten świat.
 Gdy byłam starsza, pamiętam często mówiono mi w domu: „dasz sobie radę”. Też przewrotne słowa. Z jednej strony sugestia, że mam duże możliwości, z czego oni są dumni, ale z drugiej znowu: „na nas nie licz”.
Jaki był efekt? Nie bardzo mogli liczyć na mnie, gdy byli starzy i wcale nie była to moja świadoma decyzja. Patrzyłam na nich tak, jak oni na mnie, z wiarą że dadzą sobie radę sami. Przecież ja byłam taka zajęta swoimi problemami i obowiązkami. W moim wcześniejszym doświadczeniu nie było relacji opartej na wzajemnym wspieraniu, więc takie zachowanie było mi obce.
Zazwyczaj nie kwestionujemy sposobu funkcjonowania w naszej rodzinie. Nie sprawdzamy, czy stosunek naszych rodziców do nas i ich do siebie samych, czy przypadkiem nie jest wypadkową: "

"Niewłaściwego doboru współmałżonka: to najpospolitsza przyczyna życiowej klęski. Związek małżeński zakłada intymny kontakt między ludźmi. Jeśli związek ów nie układa się harmonijnie, klęska życiowa niechybnie nadciągnie. Co więcej, przyjdzie pod postacią biedy i nieszczęścia, unicestwiających wszelką życiową nadzieję…”(Napoleon Hill „Myśl i bogać się?)
Zazwyczaj, jeśli czegoś nie doświadczyliśmy wśród bliskich, podczas rozwoju i dorastania, to jest później niczym ciało obce. W moim domu np. królował permanentny strach przed brakiem pieniędzy, były chomikowane na czarną godzinę. No i jak przychodziły czarne godziny, to następowała samospełniająca się przepowiednia. No i mam tak do dziś, że też się boję i sama nie wiem czego, ale ma to związek i z czarnymi godzinami i z pieniędzmi. A chciałabym być spokojna. Czy mogę być spokojna, bez  uwzględniania moich wcześniejszych doświadczeń  i w oderwaniu od mojej percepcji, która kształtowała się w okresie mojego dorastania? 
Mogę, jeśli zajmę swoją uwagę czynnościami życia codziennego, jeśli skupię się na świadomości zewnętrznej i będę na siebie patrzyła oczami innych, a na innych oczami skrupulatnego obserwatora. To działa, ale do momentu, gdy trzeba się położyć, wyciszyć i zasnąć. Moja znajoma w tym momencie brała tabletkę nasenną. I to tez jest rozwiązanie.
Ta metoda działa tak długo, jak ma się siłę do angażowania w czynności dotyczące świata zewnętrznego, albo koncentruje się na innych, którzy na to pozwolą. Wystarczy jednak, że w życiu wydarzy się coś co wstrząśnie- np. my, albo ktoś bliski jest chory, albo nawet umiera i już ta metoda nie działa. Dopada przerażenie, poczucie niemocy. W emocjach nie jest łatwo zajmować się czynnościami życia codziennego, zasysają i plan na życie bez nich, upada.
Koncentrując się na innych i na działaniach w świecie zewnętrznym nie zwracamy uwagi na to, czy robimy tak, jak nasi rodzice, czy patrzymy na świat swoimi własnymi oczami. Ale wystarczy przypomnieć sobie słowa, jakie wypowiadali do nas wzburzeni rodzice i porównać ze słowami, które sami wypowiadamy,  jak nas coś poruszy. Nie ma możliwości, byśmy byli inni, niż osoby z którymi przebywaliśmy latami i które stały się dla nas wzorcami do naśladowania.
Najczęściej jeśli cos nam się nie podobało w rodzicach, staramy się zachowywać inaczej, czy nam to wychodzi, mogą nam powiedzieć inni. Często w wyobraźni budujemy świat oparty na negacji zachowań, które kiedyś były dla nas przykre. Jest w tym pułapka, z jednej staramy się zbudować świat oparty na wyobrażeniu, a nie na własnych umiejętnościach , a z drugiej pozbawiamy się pewnych zachowań, w których nie ma nic złego, a tylko w naszym emocjonalnym, przeszłym doświadczeniu są zapamiętane jako negatywne.
Pisząc Arkusze radykalnego Wybaczania, oraz stosując procedurę 13-stu  kroków  mamy możliwość doświadczyć poczucia, że chociaż zamknęliśmy drzwi domów rodzinnych i z węzełkiem wyruszyliśmy w świat, to zabraliśmy ze sobą swoich rodziców. Ich stosunek do nas, staje się naszym stosunkiem do samych siebie, Jeśli to zrozumiemy i Radykalnie Wybaczymy im to, że nauczyli nas żyć, jak sami umieli, otworzymy drogę do wybaczenia sobie własnych ograniczeń.
C. Tipping  jako metaforę podaje przykład gobelinu, który po swojej lewej stronie jest plątaniną nitek i supełków, a po prawej ukazuje piękny wzór. Radykalne Wybaczanie jest metodą na dostrzeżenie wzoru po prawej stronie, poprzez  „…uwalnianie się od wszelkich związanych z przeszłością emocji oraz poczucia braku i ograniczenia, wycofywanie energii z przeszłości i usuwaniu barier odgradzających od miłości i obfitości…”(Arkusz Radykalnego Wybaczania pkt.19)
Wychodząc z emocji i akceptując nasze umiejętności jako zbiór doświadczeń w konkretnej społeczności, możemy budować swoją tożsamość. Tożsamość, której korzenie są w naszej przeszłości i odcinając się od nich, odbieramy sobie grunt pod nogami. A trzeba właściwie się nim zająć z pożytkiem dla nas i świata.