10 grudnia 2011

Psychiczna dominacja

Metody, które stosuje jedna ludzka istota do zniewolenia drugiej, cechuje zadziwiająca konsekwencja. W zeznaniach zakładników, więźniów politycznych czy łagierników z całego świata przewijają się podobne motywy.
Opierając się na świadectwie więźniów politycznych z wielu odmiennych kulturowo krajów, Amnesty International opublikowała w 1973 roku „tabelę przemocy", zawierającą szczegółowy opis technik zniewalania.
W opartych na tyranii systemach politycznych czasami udaje się prześledzić, jak określone metody przymusu są przekazywane z jednego wydziału tajnej policji do drugiego, z jednej grupy terrorystycznej do drugiej.
Tych samych technik używa się w celu podporządkowania kobiet - czy to w wypadku prostytucji, pornografii, czy w rodzinie. W zorganizowanym podziemiu przestępczym sutenerzy i producenci filmów pornograficznych czasami instruują się nawzajem co do metod zniewalania przymusem. Systematyczne stosowanie technik mających złamać kobietę i zmusić ją do prostytucji określa się jako „rozmiękczanie". Nawet w warunkach domowych, kiedy sprawca nie należy do żadnej większej organizacji i nie został „przeszkolony", stosowane przez niego metody stają się coraz doskonalsze. W swojej pracy na temat maltretowanych kobiet psycholog Lenore Walker stwierdza, że choć stosowane przez określonych sprawców techniki przymusu „są specyficzne dla poszczególnych jednostek, to jednak cechuje je przy tym znaczne podobieństwo".
Sposoby przejmowania kontroli nad inną osobą opierają się na systematycznym, powtarzającym się wywoływaniu urazu psychicznego. Są to zorganizowane techniki osłabiania ofiary i pozbawiania jej związków z innymi ludźmi. Metody psychologicznej kontroli są ukierunkowane na wywołanie w ofierze przerażenia i bezradności oraz zniszczenie jej poczucia własnego „ja" w relacjach z innymi.
Chociaż przemoc stanowi uniwersalny sposób terroryzowania ofiar, bywa, że sprawca używa jej bardzo rzadko i często tylko jako środka ostatecznego. Aby utrzymać kogoś w stanie ciągłego strachu, nie trzeba ciągle stosować siły. Prześladowca o wiele częściej grozi śmiercią lub poważnym okaleczeniem, niż stosuje fizyczną przemoc. Groźby dotyczące innych osób są z reguły równie skuteczne, co groźby adresowane bezpośrednio do ofiary. Niejedna bita kobieta opowiada, jak jej kat groził, że w razie ucieczki zabije jej dzieci, rodziców lub przyjaciół, którzy przyjęliby ją do siebie.
Elementem zastraszania są też niespodziewane, nieuzasadnione wybuchy złości i chimeryczne nakładanie drobiazgowych reguł. Ostatecznym celem tych metod jest wywołanie w ofierze przekonania, że jej prześladowca jest wszechmocny, wszelki opór jest daremny, a życie można sobie kupić tylko za cenę całkowitej uległości. Zamiarem sprawcy jest wzbudzenie nie tylko strachu przed śmiercią, lecz i wdzięczności za pozostawienie przy życiu. Ofiary domowej i politycznej niewoli często wspominają o sytuacjach, w których były przekonane, że zostaną zabite, ale w ostatniej chwili uchodziły z życiem. Człowiek kilkakrotnie „ocalony" przed - we własnym mniemaniu pewną - śmiercią, może, paradoksalnie, zacząć postrzegać wybawcę w swoim kacie.
Poza wywoływaniem strachu prześladowca stara się zniszczyć poczucie autonomii ofiary. Osiąga to dzięki drobiazgowemu obserwowaniu i kontrolowaniu ciała i cielesnych funkcji ofiary. Nadzoruje, co ofiara je, jak długo śpi, kiedy chodzi do toalety i w co się ubiera. Człowiek pozbawiany jedzenia, snu czy ruchu słabnie. Jednakże nawet kiedy podstawowe potrzeby fizyczne ofiary są zaspokajane, taki zamach na jej autonomię powoduje wstyd i upadek ducha.(...)
Członkowie sekt religijnych nierzadko zobowiązani są do przestrzegania ścisłych reguł co do diety i sposobu ubierania się; często poddawani są wyczerpującym przesłuchaniom, które dotyczą ich odstępstw od tego regulaminu. Podobnie ofiary niewoli domowej i seksualnej opisują długie okresy, podczas których sprawca nie pozwalał im spać, zasypując zazdrosnymi pytaniami; wspominają też o drobiazgowym nadzorowaniu ich ubioru, wyglądu, wagi i diety. W stosunku zaś do więzionych kobiet — czy to w instytucji, czy w domu - kontrola ciała niemal zawsze wiąże się z groźbami przemocy seksualnej i faktycznymi gwałtami. (...)
Kiedy prześladowcy uda się już ustanowić codzienną kontrolę nad ciałem ofiary, staje się źródłem nie tylko strachu i poniżenia, lecz również pewnej pociechy. Nadzieja na jedzenie, na kąpiel, na dobre słowo albo zaspokojenie innej podstawowej potrzeby może stać się nie do odparcia dla osoby, która była długo ich pozbawiona. Oprawca czasami jeszcze bardziej uzależnia od siebie ofiarę, podsuwając jej narkotyki lub alkohol. Kapryśne obdarzanie drobnymi łaskami znacznie silniej torpeduje psychiczny opór ofiary niż nieprzerwane nękanie i zastraszanie. (...)
Obdarzanie sporadycznymi łaskami w celu przywiązania ofiary do kata przybiera najbardziej wyrafinowaną formę w warunkach domowych.
Ponieważ nie ma tu żadnych fizycznych barier, bywa, że po jakimś szczególnie brutalnym zajściu ofiara próbuje uciec. Często wraca potem do swego prześladowcy, który przekonuje ją nie groźbą, lecz przeprosinami, deklaracjami miłości, obietnicami poprawy i odwoływaniem się do lojalności i współczucia. Rozkład sił w związku na moment wydaje się odwracać, jako że prześladowca robi wszystko, aby odzyskać swoją ofiarę. Jego chęć posiadania nie słabnie, choć zmienia się sposób jej przejawiania. Upiera się, że jego despotyczne zachowanie jest jedynie dowodem rozpaczliwej miłości i potrzeby ukochanej osoby. Może nawet sam w to wierzyć. Co więcej, zaklina się, że jego los jest w rękach partnerki, i że mogłaby ona położyć kres przemocy, gdyby dała mu więcej dowodów uczucia. Walker zauważa, że faza „pojednania" stanowi decydujący moment w procesie przełamywania psychicznego oporu maltretowanej kobiety. Pewna ofiara, której w końcu udało się uciec od brutalnego partnera, opisuje skuteczność tej metody sporadycznego nagradzania: „Wszystko to powtarzało się cyklicznie [...] i, o dziwo, kiedy było dobrze, prawie nie pamiętałam tych złych okresów. Właściwie prowadziłam dwa różne życia".
Aby jednak osiągnąć całkowitą dominację, potrzebne są dodatkowe techniki. Dopóki ofiara utrzymuje jeszcze jakieś kontakty z innymi ludźmi, władza jej prześladowcy jest ograniczona. To właśnie dlatego wszyscy despoci zawsze dążą do tego, by odizolować swoje ofiary od jakiegokolwiek źródła informacji, pomocy materialnej czy też emocjonalnego wsparcia.
Więźniowie polityczni często opisują, jak ich ciemiężyciele próbowali uniemożliwić im wszelki kontakt ze światem zewnętrznym i przekonywali, że wszyscy najbliżsi sprzymierzeńcy o nich zapomnieli albo dopuścili się zdrady. Maltretowane kobiety podają natomiast wiele przykładów zazdrosnej inwigilacji, jak śledzenie, podsłuchiwanie czy przechwytywanie listów i telefonów, które powodują, że ofiara czuje się we własnym domu jak w więzieniu. Prześladowca nie tylko nieustannie oskarża partnerkę o niewierność, lecz także żąda, aby wciąż udowadniała mu swoją lojalność - zrezygnowała z pracy (a tym samym ze źródła niezależnego dochodu), z przyjaciół, a nawet z kontaktów z własną rodziną.
Zniszczenie więzi z ludźmi wymaga nie tylko izolacji ofiary od świata, lecz i zniweczenia jej wewnętrznego obrazu relacji z innymi. Z tego powodu prześladowca często robi wszystko, by pozbawić ofiarę wszystkich przedmiotów o znaczeniu symbolicznym. Maltretowana kobieta opisuje, jak jej przyjaciel zażądał od niej rytualnego poświęcenia dowodów przywiązania do innych niż on sam osób: „Nie uderzył mnie, ale był wściekły. Myślałam, że bardzo mnie kocha i dlatego jest zazdrosny; dopiero później zdałam sobie sprawę z tego, że to nie miało nic wspólnego z prawdziwym uczuciem. To było coś zupełnie innego. Zadawał mi setki pytań na temat mężczyzn, z którymi byłam, zanim go poznałam. Potem kazał mi przynieść z domu cały plik listów i fotografii. Pilnował mnie, kiedy stałam nad otwartą studzienką
kanalizacyjną. Musiałam wrzucać je po kolei do otworu - podrzeć każdy z nich i wyrzucić".
Na początku znajomości kobieta ta potrafiła przekonać samą siebie, że to tylko drobne, symboliczne ustępstwo. W relacjach maltretowanych kobiet często powtarzają się przykłady podobnych poświęceń, które – choć czynione niechętnie — z wolna, niepostrzeżenie niszczą więzi ofiary z innymi ludźmi. Z perspektywy czasu wiele poszkodowanych dostrzega, że same dawały się wciągnąć w pułapkę. Linda Lovelace, zmuszana do prostytucji i grania w filmach pornograficznych, opisuje swoje stopniowe uzależnianie się od sutenera, który zaczął od tego, że namówił ją do zerwania kontaktu z rodzicami: „Zgodziłam się na to. Kiedy teraz o tym myślę, widzę, że wtedy zgadzałam się na zbyt wiele rzeczy. [...] Nikt nie wykręcał mi ręki — wtedy jeszcze nie. Wszystko odbywało się łagodnie i stopniowo, krok po kroku. [...] Zaczęło się od tak drobnych rzeczy, że dopiero znacznie później byłam w stanie dostrzec, o co tu chodzi"....
Przebywając w izolacji, ofiara staje się coraz bardziej zależna od prześladowcy. Nie tylko decyduje on o jej życiu i zaspokaja podstawowe potrzeby cielesne; staje się też jedynym źródłem informacji, a nawet emocjonalnego wsparcia. Im bardziej przerażony jest więzień, tym bardziej zależy mu na jedynej relacji, która jest dostępna - na związku z prześladowcą. Wobec braku innych kontaktów z ludźmi, usiłuje znaleźć ludzkie cechy w swoim oprawcy. Nie dysponując żadnym innym punktem widzenia, zaczyna patrzeć na świat oczami prześladowcy. Patricia Hearst opowiada, jak podjęła dialog z porywaczami, myśląc, że uda jej się ich przechytrzyć; nie minęło jednak wiele czasu, kiedy sama została omamiona:
Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale z czasem zupełnie mnie przekabacili - albo prawie zupełnie. Przez długie dwa miesiące terroryści z SLA trzymali mnie w zamknięciu, jak jeńca, z zawiązanymi oczami i niestrudzenie bombardowali swoimi interpretacjami życia, polityki, gospodarki, warunków społecznych i bieżących wydarzeń. Kiedy wypuścili mnie z mojej celi, byłam przekonana, że powtarzam ich slogany i propagandowe hasła tylko po to, aby się im przypodobać, nie miałam zamiaru w to uwierzyć. Potem [...] wpadłam jakby w odrętwienie. Aby utrzymać zdrowie i równowagę psychiczną podczas codziennego funkcjonowania w tym nowym środowisku, nauczyłam się działać mechanicznie, jak dobry żołnierz; robiłam, co mi kazano, i odkładałam na bok wątpliwości. [...] Ich świat różnił się od wszystkiego, co dotychczas znałam – ale w owym czasie był już również moim światem.(...)
Więźniowie sumienia doskonale wiedzą, jak niebezpiecznie jest nawiązywać z prześladowcami zwykłe ludzkie stosunki. Spośród wszystkich więzionych, ta właśnie grupa jest najlepiej przygotowana do walki z psychicznymi skutkami niewoli. Ludzie ci wybrali takie życie z pełną świadomością ryzyka, ich zasady są jasno sformułowane, a wiara w sojuszników — bardzo silna. Niemniej jednak, mimo że dysponują wysoką świadomością i potężną motywacją, zdają sobie sprawę, że nawet im grozi popadniecie w emocjonalną zależność od wroga. Uratować ich może tylko bezkompromisowe odrzucenie nawet najbardziej powierzchownych kontaktów społecznych z prześladowcami. Szarański opisuje, jak go „uwodzono": „Zacząłem zauważać wszystkie te ludzkie cechy, które łączyły mnie z oficerami KGB.
Było to całkiem naturalne, lecz jednocześnie niebezpieczne, gdyż rodzące się poczucie jedności w człowieczeństwie mogło się stać pierwszym krokiem na drodze do poddania się. Gdyby prowadzący śledztwo stali się moją jedyną więzią ze światem zewnętrznym, uzależniłbym się od nich i zacząłbym szukać jakiegoś obszaru porozumienia".
Skoro więźniowie polityczni muszą mobilizować wszystkie siły, by uniknąć emocjonalnego uzależnienia się od przeciwników, nic dziwnego, że ludzie, którym brak tak gruntownego przygotowania, świadomości politycznej i moralnego wsparcia, na ogół dają się w jakimś stopniu omotać. Związek między porywaczem a zakładnikiem jest regułą, a nie wyjątkiem.
Długotrwałe uwięzienie połączone z obawą o życie i całkowitą izolacją od świata musi owocować więzią, jaka tworzy się między prześladowcą a ofiarą. Znane są wypadki, kiedy zakładnicy po uwolnieniu bronili swoich porywaczy, odwiedzali ich w więzieniu i gromadzili pieniądze na adwokata.
Emocjonalny związek, który powstaje pomiędzy maltretowaną kobietą a jej partnerem, mimo ogólnego podobieństwa do relacji porywacz-zakładnik, ma kilka wyjątkowych cech wynikających ze szczególnych stosunków między ofiarą a prześladowcą w warunkach domowych. Zakładnik został wzięty do niewoli przez zaskoczenie. Początkowo nie wie nic o porywaczu albo postrzega go jako wroga. Pod wpływem stresu stopniowo traci swój system wartości; w końcu zaczyna utożsamiać się ze strażnikiem i patrzeć na świat z jego punktu widzenia. Natomiast w warunkach przemocy domowej ofiara popada w niewolę stopniowo, zostaje uwiedziona. Z analogiczną sytuacją mamy do czynienia w wypadku techniki rekrutacji zwanej „bombardowaniem miłością", stosowanej przez niektóre sekty religijne.
Kobieta, która wiąże się z maltretującym ją partnerem, początkowo interpretuje jego władcze zapędy jako wyraz szaleńczej miłości. Na tym etapie jego intensywne zainteresowanie każdym aspektem życia partnerki może jej pochlebiać i działać uspokajająco. Kiedy staje się bardziej dominujący, kobieta często pomniejsza znaczenie jego czynów albo usprawiedliwia je, nie tylko ze strachu, lecz i z powodu swojego zaangażowania uczuciowego. Aby przezwyciężyć rodzące się uzależnienie emocjonalne, prześladowana musi zdobyć się na nowe, całkowicie samodzielne spojrzenie na własną sytuację, aktywnie przeciwstawiając się poglądom partnera. Nie może pozwolić na to, by rozwinęło się w niej poczucie wspólnoty z prześladowcą; przeciwnie, powinna stłumić wszelkie uczucia, które już do niego żywi. Musi odrzucić przekonujące zapewnienia, że jeszcze jedno poświęcenie z jej strony, ostatni dowód miłości zakończy przemoc i uratuje związek. Jako że dla większości kobiet zdolność do trwania w związku stanowi powód do dumy i podwyższa ich samoocenę, prześladowca często jest w stanie omotać ofiarę, odwołując się do wartości dla niej najważniejszych. Nic dziwnego zatem, że maltretowane kobiety po ucieczce z domu często dają się nakłonić do powrotu.
Judith Lewis Herman "Uraz psychiczny - powrót do równowagi"