27 kwietnia 2011

o osobowości neurotycznej

Człowiek często dopiero w obecności drugiego człowieka może poznać siebie samego.
Obowiązujące modele wychowawcze przekładają się na wzorce zachowań,  nasze i innych. Np. tendencja do dewaloryzowania siebie. Na pierwszy rzut oka wygląda jak cecha pozytywna - brak egoizmu. Paradoksalnie jednak, osoba dewaloryzująca siebie zajęta jest jednak głownie sobą. 
Na ten wzorzec zachowania, podobnie jak i na inne mają wpływ przeszłe doświadczeni i zranienia psychiczne, które pozostając w nieświadomości pochłaniają dzisiejszą energię.
Prawdziwe otwarcie się na innych i na sprawy pozaosobiste, może nastąpić dopiero po tym, gdy rany te zostają uświadomione i wyleczone.  Podobnie jest z chorymi narządami, które sprawiając ból, pozostają w centrum uwagi. 
Sposobem uświadamiania i leczenia ran jest praca nad samorozwojem. Radykalne Wybaczanie dostarcza narzędzi, które umożliwiają poznawanie ograniczeń oraz uczą obiektywnego podejścia do nich.
Narzędzia samorozwoju krok po kroku otwierają na własną świadomość i leczenie ran.

Często jesteśmy zaprogramowani do odgrywania komedii oraz zachowywania pozorów. Celem tej strategii jest wykorzystanie innych. Zależnie od upodobań ważnych dla nas osób, zmieniamy swoje zachowanie, prowokujemy i uwodzimy. Różnica między kochaniem, a sprawianiem wrażenia zakochania jest lekceważona. To brak wiary w siebie sprawia, że stwarzamy pozory własnej wiedzy i wynikających z niej możliwości. Trzeba dużo odwagi, by samodzielnie myśleć i odróżniać fakty od opinii. Łatwiej grać bezbronnego i przerzucać winę na innych. Ciężko jest brać odpowiedzialność za swoje życie. Dopiero jeśli przeszłość jest znana i uwzględniana, można świadomie przeżywać teraźniejszość i mieć zaufanie do przyszłości.
Można uczyć się poznawania własnych uczuć i nie bać się ich. Ludzie świadomi swojego gniewu, umieją zrozumieć złość innych. Można albo reagować w sztywny, zaplanowany sposób, ale lepiej być elastycznym, spontanicznym i zdolnym do dostosowania planów do okoliczności. Można szukać bezpieczeństwa w kontrolowaniu innych, wywieraniu presji, ale lepiej cieszyć się z własnych sukcesów i poszukiwać sposobów podnoszenia jakości życia. Dla kogoś, kto gra komedię, pozory i prezentacja mają często większe znaczenie niż rzeczywistość. Posługiwanie się innymi, by funkcjonowali zgodnie z naszymi życzeniem, zużywa wiele energii. Nie wykorzystuje się wtedy ani własnych zdolności intelektualnych, które często służą tylko do intelektualizowania, ani  możliwości, które pozostają w uśpieniu. 
Powtarzanie własnych błedów, błedów rodziców, rodziny i kultury, zazwyczaj doprowadza do utraty sensu życia.
Zazwyczaj pragniemy wierzyć, że człowiek nie jest definitywnie zdeterminowany ani dziedzicznościa, ani  środowiskiem, chcemy mieć wpływ na jedno i drugie. 
Jest to trudna sprawa, ponieważ powstaje konieczność bycia autentycznym, pozwolenie sobie na przeżywanie siebie w sposób realistyczny, docenienie własnej niepowtarzalności oraz akceptacja dla indywidualności innych.
Problem leży w braku świadomości własnego „ja” jako całości. W tym, że przeżywa się jedynie niektóre części lub aspekty siebie. Zintegrowanie tych części pomaga przejść od zależności od innych, do własnej niezależności. Od wsparcia zewnetrznego do oparcia w sobie. Posiadanie wewnętrznego wsparcia jest dowodem wiary w siebie. Nie potrzebne jest wtedy oparcie w małżonku lub dyplomie, czy koncie w banku.

Frederick Perls określa osoby, która odmawiają sobie posługiwania się własnymi zdolnościami jako neurotyczne. Tak je opisuje:

Neurotykiem nazywam każdego, kto używa swojego potencjału w celu manipulowania innymi. Zamiast wspomagać własny rozwój, bierze w ręce władzę, siła go upaja. Mobilizuje rodzinę i przyjaciół do wszystkiego, co sam może zrobić. Nie wykorzystuje własnych środków. Postępuje tak, ponieważ nie może znieść napięć i frustracji towarzyszących rozwojowi osobowości.
A poza tym, ryzyko jest niebezpieczne. Zbyt niebezpieczne, nawet by o nim myśleć.

https://zrozumiecemocje.com.pl/

25 kwietnia 2011

Uczucia a duchowość

Dzięki uczuciom możemy doświadczać pełni życia.
Bogactwo uczuć nie zależy od inteligencji, ani od posiadanej wiedzy.
Uświadamianie sobie własnych uczuć i znoszenie ich tworzy kontakt z sobą samym i z innymi ludźmi.
Uczucia wskazują na to co lubimy i co chcemy robić. Umożliwiają korzystanie z życiowej energii i tworzą nasz świat emocjonalny – naszą duszę. Dają poczucie kim jesteśmy i kim są inni. Nawet gdy czujemy się bezradni, to jest o wiele lepiej, niż gdy nie czujemy nic.
Uczucia powstają w ciele i są z nim na zawsze związane. Wiele ludzi nie osiąga stanów psychicznego doznawania uczuć i przeżywa zamiast nich tylko objawy  fizyczne.
Ludzie potrzebują siebie nawzajem do dzielenia i przyjmowania uczuć. W związkach najważniejsze jest mieć kogoś, kto słucha ze zrozumieniem i nie czuje się zagrożony naszymi uczuciami.
Uczucia uczymy się rozpoznawać stopniowo, od najmlodszych lat. Zdarza się jednak, że rodzice nie odbierają nastrojów dziecka, nie potrafią odczuwać razem z nim i uczenie się poznawania uczuć przebiega nieprawidłowo. Brak odzwierciedlania przez dorosłego uczuć dziecka, uniemożliwia nadanie im psychicznego kształtu i treści. Nie budują się znaczące połączenia między doznaniami a uczuciami.
Czasem rodzice odczuwają wraz z dzieckiem, ale nie są zdolni do przyjmowania jego uczuć. Podniecają się jak dzieci i są tak samo jak one przytłoczeni tym, co odczuwają. Rozładowują to krzycząc, machając rękoma, zastygając w napięciu, robiąc zamieszanie lub krzątając się bez celu. Niektórzy rodzice bardzo pragną by ich dzieci miały same miłe uczucia, więc na nieprzyjemne nakładają radosne. Śmieją się, zagadują, łachoczą dziecko wtedy, gdy jest smutne lub zawiedzione. Fałszywe uczucia odcinają skutecznie od tego, co się naprawdę czuje, mogą też skutecznie odciąć od reszty świata. Nie mamy możliwości współodczuwać, nie będąc w dobrym kontakcie z własnymi uczuciami.
Uczymy się radzić sobie z uczuciami praktycznie od początku swojego życia.
Jednym ze sposobów jest ich unikanie i rozladowywanie napięcia, które powodują. Gryzienie, kopanie, niszczenie przez dwulatka akceptujemy, gorzej jest, gdy on z tego nie wyrasta.
Z uczuciem strachu można sobie radzić przez zlokalizowanie go na zewnątrz, gdzie jest łatwiejszy do kontrolowania. Niestety skutkuje to często zamianą wewnętrznego, nierozpoznanego lęku, w irracjonalne obawy. Realne wydarzenia, przeżywane lub zasłyszane mogą potwierdzać wyobrażone niebezpieczeństwo i wnosić elementy zewnętrznego strachu do wewnętrznego lęku.
Innym, powszechnie stosowanym sposobem radzenia sobie z uczuciami, którego uczymy się w dzieciństwie, jest przypisywanie innym własnych uczuć, lub też rozpoznawanie uczuć w innych, podczas gdy samemu się nic nie odczuwa.
Wszystkie formy obrony przed uczuciami są do pewnego stopnia pomocne, ale gdy są używane nawet w sytuacjach, gdy można nad uczuciem zapanować, stają się prawdziwą przeszkodą.
Same formy obrony stają się przyczyną kłopotów. Uniemożliwiają skorzystanie z informacji zawartej w uczuciach i blokują energię, która mogłaby być wykorzystana do rozwiązywania bieżących problemów. Broniąc się przed uczuciami ‘opancerzamy się”, ale wtedy inni również nie mają do nas dostępu.

Potrzebujemy, żeby wszystkie uczucia nam służyły. Nawet „złe” są potrzebne. Smutek pozwala zachować w pamięci ukochane osoby, złość umożliwia stanięcie we własnej obronie, bezradność pomaga wycofać się. Rozpoznawanie niemiłych uczuć pomaga współodczuwać i być z innymi, którzy takie przeżywają.
Nieprzyjemne uczucia na zasadzie kontrastu pomagają cieszyć się przyjemnymi i doceniać je. Pozbywając się „złych” uczuć, rezygnujemy również z „dobrych”.

Warto więc, biorąc pod uwagę powyższe treści, uszanować wszystkie uczucia. A zwłaszcza niechciane, przed którymi bronimy się lub uciekamy. Są tak samo ważne, jak te za którymi tęsknimy. Wystarczy korzystać z narzędzi Radykalnego Wybaczania, albo wypełniać arkusz pracy z cieniem, by doświadczyć wartości, jakie niosą. Wartość ta nie jest dostępna bez przyjrzenia się trudnej sytuacji. Analiza emocji i nazwanie uczuć, daje szansę dotarcia do własnej duszy. 

23 kwietnia 2011

Złość i agresja w związkach i w życiu

Niektórzy ludzie uważają, że członkowie rodziny nie powinni być na siebie źli, gdyż są sobie bardzo bliscy i silnie związani troską i miłością. W rzeczywistości jest na odwrót; na ludzi, którzy są dla nas nieważni, nie złościmy się nawet w małej części tak mocno, jak na tych którzy znaczą dla nas dużo. Im bliższy jest związek i im większa bliskość, tym więcej wkładamy w ten związek, i to nie tylko miłości, ale także złości. Powodów tego jest wiele. Kiedy kogoś bardzo kochamy, chcemy żeby odwzajemnił naszą miłość i gdy uważamy, że wzajemność nie jest pełna, czujemy się zawiedzeni, a to wzbudza silne poczucie niezadowolenia i braku akceptacji. Bliski związek oznacza, że potrzebujemy drugiej osoby, sprawia ze jesteśmy od niej zależni. To niesie za sobą uczucie zdania na łaskę partnera i poczucie bezradności, gdy go nie ma. Bezradność sprawia, że budzi się złość, dzięki której zamiast płakać, możemy działać. Uczuciowa bliskość zawsze wymaga pewnych ustępstw, dzielenia się i poświęcenia, a to niestety wchodzi łatwo w konflikt z naszą drugą potrzebą – odrębności i niezależności. Złościmy się, gdy bliskie związki wkraczają w naszą „przestrzeń”. Wtedy pragniemy odejść, by zająć się swoimi sprawami. Często zdarza się, że porównujemy się z kochaną osobą. Rywalizacja budzi zawiść i złośliwą chęć zabrania partnerowi czegoś, zamiast dania od siebie.
Te same problemy pojawiają się linii rodzice-dzieci. Zarówno dzieci silnie odczuwają swoją zależność od rodziców, jak i rodzice od dzieci. Rodzice potrzebują swoich dzieci i czują się urażeni i zawiedzeni, gdy dzieci okazują swoją niezalezność, lub w sytuacjach, gdy te zagrażają ich integralności. I tak, jak dziecko zazdrości rodzicom ich praw, tak rodzice zazdroszczą dzieciom. Ich młodości, beztroski i tego że ktoś się o nich troszczy.
Prymitywne, agresywne popędy są charakterystyczne dla małych dzieci,. Często się jednak zdarza, że pozostają niezmodyfikowane u dzieci starszych i u osób dorosłych. Agresywny popęd, będący odpowiedzialny za przetrwanie jednostki, pozostaje nieskanalizowany i nie służy budowaniu dobrego samopoczucia i akceptowanych społecznie zachowań. Część osobowości pozostaje małym dzieckiem, gdy inne części stają się dorosłe. Bardziej zaawansowane części wspierają dziecięcą popędowo-agresywną część swoją siłą i wzmacniają ją środkami wyrazu, które dla dziecka były niedostępne. Dorosłe „małe dziecko” staje się dużo bardziej niebezpieczne, niż np. dwuletnie.
Często agresja przejawia się poprzez mowę, poprzez upokarzanie, dręczenie i robienie złośliwych uwag. Używa się jej również do obnażania słabości innych, w celu wykazania ich niższości. 
Agresja, niewłaściwie skanalizowana w wieku dziecięcym, zamiast służyć rozwojowi, kieruje się również przeciwko samemu sobie. Przejawia się w skłonności do wypadków, samobójstw, przesadnemu auto-krytycyzmowi, dręczącemu poczuciu winy, w  niskim poczuciu własnej wartości i niezdolności do cieszenia się z sukcesu. 
Dzieci uczą się poskramiać swoją złość podczas przebywania w relacji z rodzicami.
Istnieje kilka typowych czynników, które przyczyniają się do trudności w procesie kanalizowania i modyfikowania agresji. Najpoważniejszym jest brak spójnego związku pomiędzy rodzicami i dziećmi. Może tak być na skutek okresowych rozstań, emocjonalnego wycofywania rodziców, dużej liczby opiekunów lub ciągłych zmian osób pełniących rolę rodziców. Trudności pojawiają się również w dobrych i spójnych związkach rodziców z dziećmi. Sposób radzenia sobie rodziców z własną agresją może nie być dobrym przykładem do naśladowania. Rodzice mogą sami przejawiać wybuchy złości  albo nie pozwalają dziecku na wystarczające i dostosowane do jego wieku wyrażanie złości, a to blokuje kanały rozładowania, ktore mogłyby prowadzić do zapanowania nad nią. Bywa i tak, że rodzice nie dostarczają dziecku sposobności do ulokowania agresji w działaniu lub pozbawiają je czynnej niezależności, wykonując wszystko za nich.
Najlepsze dla rozwoju dziecka jest danie mu sposobności do fizycznych działań, które pochłoną agresywną energię oraz umożliwienie słownego i bezpośredniego wyrażenia złości w stosunku do rodziców. Brzmi to dziwnie, ale możemy sobie poradzić z własną złością tylko wtedy, gdy jesteśmy w pełni świadomi, na kogo jest skierowana i dlaczego.
Niewłaściwie ukierunkowana złość lub skierowana na niewłaściwy obiekt z niewłaściwych przyczyn, zachowuje swoją aktywność i nie da się nigdy powstrzymać lub zmodyfikować.
Agresja najskuteczniej kanalizuje się w działaniach. Właściwe jej skanalizowanie umożliwia wykorzystanie tej energii do przyswajania nowych umiejętności.
Jeżeli złość tylko rozładowuje się w działaniach, nie ma z niej pożytku.
Niestety rodzice świadomie lub nieświadomie często wolą, aby ich dziecko nie złościło się na nich i nie obwiniało ich, a dziecko chętnie przemieszcza swą złość z kochanych, potrzebnych i być może budzących obawę rodziców na mniej ważne „ofiary”.  Wiele zachowań rywalizacyjnych pomiędzy rodzeństwem ma swoje źródło w złości, która w rzeczywistości jest złością do rodziców. Rodzice często nie akceptują złości wewnątrz rodziny, ale pozwalają na agresję wobec zwierząt lub osób spoza rodziny. Tak mylnie kierowana złość może chronić związki w rodzinie, ale prowadzi do kłopotów w innych związkach, jak też do trudności z otoczeniem. Nie wyrażona złość wobec autorytetu rodziców, przeobraża się w złość wobec społeczeństwa.
Złość wobec rodziców jest najskuteczniej ujarzmiana przez miłość. Gdy rodzice odwracają kierunek złości dziecka na innych, albo na worek treningowy, agresja pozostaje wyrażona, ale nie oswojona i złagodzona przez wzgląd na kochaną osobę. Następuje rozdzielenie miłości i złości. Odtąd zawsze będzie trzeba szukać „złych ludzi”, aby skierować na nich przeciwną część swoich mieszanych uczuć.
Takie rozwiązanie prowadzi do nietolerancji i uprzedzeń i wyjaśnia fakt, że niektóre miłe i życzliwe osoby wobec pewnych osób lub grup zachowują się bezwzględnie i mściwie.

na podstawie książki Erny Furman "Jak wspierać dziecko w rozwoju"

15 kwietnia 2011

Wykorzystanie wewnętrznych zasobów - UCZUCIA

Uczucia sygnalizują nam nasze potrzeby i informują nas, czy i jak są one zaspokajane. Wspomnienia przyjemnych i nieprzyjemnych uczuć powodują chęć powtarzania, zmiany lub unikania przeżyć, które je wywołały. Uczucia dziecka są bardzo intensywne i bardzo proste. Poprzez uczucia odczuwa ono komfort i brak komfortu, przyjemność i ból. Pod koniec pierwszego roku życia i następnie w wieku przedszkolnym rozwija się u dziecka szeroki zakres uczuć, które stają się coraz subtelniejsze i zróżnicowane w swojej tonacji – miłość, nienawiść, smutek, szczęście, zawiść, bezradność, strach, zazdrość, samotność, zachwyt, rozczarowanie, radość, sympatia, wstyd, zakłopotanie, litość, poczucie winy i wiele innych. U dziecka rozwija się coraz większa zdolność ich rozpoznawania, znoszenia i wyrażania za pomocą słów i myśli, a nie działania, oraz do używania uczuć dla zrozumienia siebie i innych.
W ten sposób uczucia pomagają rozpoznać, co się z nami dzieje i co można z tym zrobić. Jednocześnie umożliwiają nam współodczuwanie z innymi, rozpoznawanie prawdziwych przyjaciół i wrogów i wskazują, kiedy zaufać, a kiedy mieć się na baczności.  (Erna Furman, 1987 „Jak wspierać dziecko w rozwoju”)
Nie miałam szczęścia być dzieckiem rodziców, którzy interesowali się kwestią uczuć oraz tym, o czym one informują i jak są pomocne w rozpoznawaniu wrogów. Gdyby było inaczej, nie potrzebowałabym teraz ani Radykalnego Wybaczania, ani prac z cieniem. Regularne stosowanie narzędzi, stworzonych przez C. Tippinga, umożliwiło mi poznanie wagi moich uczuć. Cud wydarzał się za każdym razem, gdy poświęciłam czas na nazwanie i przeanalizowanie uczuć, które wprawdzie zawsze były, gdy była jakaś trudna sytuacja, ale podczas jej trwania, nie byłam ich świadoma. Późniejsza analiza, niczym w gabinecie u psychoterapeuty, pokazywała mi bogactwo uczuć i moich potrzeb, które w danej sytuacji nie były zaspokajane. Okazywało się, że potrzeby te nie były zaspokajane od dawna, ponieważ nigdy nie myślałam o uczuciach w kategorii informatora. Od najmłodszych lat starałam się „jakoś sobie radzić” i nie polegało to na zastanawianiu się co czuję, lecz na wpływaniu na innych, aby moje potrzeby zaspokajali. Najczęściej to się nie udawało i radzenie sobie polegało głównie na staraniach pogodzenia z faktem, że moje potrzeby nie będą albo w całości, albo w części zaspokojone.
Myślę, że moja sytuacja nie odbiegała zasadniczo od polskiego standardu, w którym informatorem dla ludzi jest   zasób portfela, a nie bogactwo świata wewnętrznego i umiejętność wykorzystania go do zrozumienia siebie i innych. Pod tym względem zatrzymałam się w rozwoju na poziomie wyrażania uczuć w działaniu, co jest charakterystyczne dla małych dzieci. Tak jak dzieci, nie miałam możliwości rozpoznać swoich uczuć. Brak dobrej relacji z rodzicami, którzy nie potrafili rozpoznać swoich uczuć, skutkował brakiem umiejętności rozpoznawania moich własnych, we mnie i to na długo.
Trwało to do czasu, gdy życie na skutek braku w nich uczuć, zamiast przyczyniać się do poczucia szczęścia i zadowolenia, stało się koszmarem. Poczucie winy w stosunku do samej siebie oraz poczucie krzywdy było moim nieodłącznym towarzyszem. Nieświadomość procesów emocjonalnych sprawiała, że podejmowałam wysiłki zorganizowania sobie „dobrego” życia, ale było w nim mniej więcej tyle samo porażek, co sukcesów. Sukcesy pomniejszały poczucie krzywdy, porażki je znowu powiększały. Gdzieś daleko, „z tyłu głowy” czaiła się myśl, że nigdy nie uda mi się wyzbyć stale towarzyszącego poczucia bycia niewolnikiem, a to zobowiązań, a to własnych preferencji, względnie nieumiejętności. Bycie „niewolnikiem” to bardzo złożone poczucie i nie udałoby mi się rozebrać go na części pierwsze bez zastosowania Radykalnego Wybaczania.  Narzędzia RW pozwalają, niczym w psychoanalizie, przyznać się do trudnych uczuć i zrozumieć skąd ta trudność i od kiedy ją się ma.
Pozwalają wziąć za nie odpowiedzialność i zamiast szukać relacji, które będą zaspokajać dziecięce potrzeby, umożliwiają pracę nad tym, aby dzięki uczuciom: rozpoznać, co się z nami dzieje i co można z tym zrobić.

14 kwietnia 2011

Cd. ‘Narzędzia” i „wewnętrzni pomocnicy”- SUMIENIE

Sumienie to nasze wewnętrzne urządzenie ostrzegawcze, które przypomina co jest dobra, a co złe. Ostrzega, by trzymać się jego reguł i powoduje, że czujemy się dobrze, kiedy bierzemy je pod uwagę.  Kiedy błądzimy, karze nas poczuciem winy.  Wyrzuty sumienia zazwyczaj powodują skruchę, pragnienie czynienia dobra, chęć wyznania złych uczynków, lub chęć odrobienia ich, względnie naprawienia.Rodzimy się z możliwością rozwoju sumienia, ale to nasze wychowanie, a w szczególności nasze relacje z rodzicami decydują o tym, czy rzeczywiście wykształcimy sumienie, jakie normy będzie ono obejmowało i jak dalece i skutecznie będzie wpływało na nasze zachowanie.
Osoby wychowujące dzieci zdają sobie sprawę, że zachowaniem małych dzieci rządzi pragnienie natychmiastowego zaspokojenia, a nie wewnętrzne normy dobra i zła.  Zazwyczaj, gdy dzieci są w pierwszej klasie, pragną już być miłymi i uprzejmymi. Stają się bardzo wrażliwe na krytykę i często oczekują od siebie więcej, niż wymagają od nich inni.
Początkowo zachowanie dzieci jest kontrolowane z zewnątrz, rodzice ustanawiają standardy i zasady działania. Z upływem czasu dzieci przyswajają te zasady i starają się zgodnie z oczekiwaniami rodziców je przestrzegać. Z czasem dziecko jest zdolne do utrzymania w pamięci relacji z rodzicami i  uwzględniania w swoim zachowaniu ich zasad. W jego pamięci zostaje utrwalone, jakie zachowanie wywołuje ich aprobatę, a jakie  dezaprobatę.
Kiedy dobiegają końca lata przedszkolne, w dzieciach dokonuje się zmiana. Przechodzą od ulegania zasadom rodziców, by pozyskać i utrzymać ich pełną miłości aprobatę, do przyjęcia tych zasad jako swoich własnych i postępowania zgodnie z nimi w celu aprobowania siebie. 
Dezaprobata rodziców zostaje zastąpiona przez samokrytycyzm, wstyd i wewnętrzną obawę. Wraz ze wzrostem poczucia własnej wartości stanowi to początek kształtowania sumienia.
W wieku lat 6-ściu dzieci dokonują wielkiego kroku w kształtowaniu sumienia, największego i najważniejszego ze wszystkich swoich dokonań. W poprzednich latach stopniowo przejmowały poszczególne elementy standardów i zasad rodziców. Teraz jednym pociągnięciem chwytają rodzicielskie „trzeba" i  „nie trzeba” i umieszczają w swojej osobowości, stanowi to rdzeń ich sumienia.
Zaczyna się czas, w którym duża cześć rodziców "pilnuje" dziecka od wewnątrz i wcześniejsza bliskość dzieci z rodzicami, nieco się rozluźnia. Dzieje się tak dlatego, że dopiero w wieku 5 lat dziecko wyróżnia kolejne pokolenia, czyli, że zaczyna pojmować iż: „mama była córką babci, a kiedy ja dorosnę, to wtedy wszyscy razem będziemy dorośli, później mama i tata będą babcią i dziadkiem dla moich dzieci”.
Wraz z tym nowym rozumieniem rzeczywistości przychodzi świadomość, że nie można się „stać” mamą i tatą, że jedynie można się nauczyć być  takimi jak oni i że zabiera to dużo czasu.
Nasze sumienie stale się rozwija i podlega zmianom, szczególnie w okresie dorastania, ale również w ciągu całego życia. Obejmuje ono coraz to nowe nakazy, ma bowiem do czynienia z coraz nowymi rodzajami odpowiedzialności i zadaniami i odpowiednio do nich dostosowuje wcześniejsze idee. Na przykład „dobry rodzić’, czy „odpowiedzialny współmałżonek” nie mają odpowiedników w sumieniu czwartoklasisty, ale staje się ważną jego częścią po ślubie, kiedy ma się własne dzieci.
Późniejszy rozwój sumienia czerpie z wcześniejszych doświadczeń z rodzicami oraz opiera się na świeższych relacjach.
Jeśli dziecku nie powiedzie się wykształcenie sumienia, nie jest w stanie nabyć go później. Jeśli brak jest wystarczająco dobrej relacji z rodzicami, wiedza na temat dobra i zła nie staje się wewnętrznym przewodnikiem. Zamiast tego wiedza na temat zasad i kary, jaka wymierzona jest za ich przekroczenie, służy do decydowania, kiedy można, a kiedy nie można bezkarnie ich przekraczać. 
Nie wszyscy przestępcy i kryminaliści są ludźmi bez sumienia. Są nimi ci, którzy dobrze znają prawo - jako  zewnętrzną siłę.
Nie zawsze postępujemy tak, jak nakazuje nam sumienie i nie wszyscy mamy taki sam rodzaj sumienia. Każdy człowiek ma swoje własne, niepowtarzalne sumienie, na swoją miarę.
W znacznym stopniu różnice te wynikają z norm, jakie rodzice przekazują dzieciom, od konsekwencji w ich oczekiwaniu, od sposobu, w jaki domagają się przestrzegania tych norm, kiedy i jak to robią. Zależy to również od norm, jakie rodzice wyznaczają sobie sami. Od tego czy żyją z nimi z zgodzie i czy oczekują takiego samego, lub innego zachowania od swoich dzieci, : "rób tak jak ja mówię, a nie tak jak robię”.
Normy, jakie przejmuje dziecko, w wielu aspektach odbijają sposób, w jaki je traktują rodzice. Może to zadecydować, czy jego sumienie będzie „kierowało” nim przed popełnieniem złego uczynku, czy też „dopadnie” go po popełnieniu, czy będzie wybaczało wszystko, czy nic, czy też skłaniało do poprawy, jeśli to tylko możliwe, czy jednego dnia będzie pozwalało popełniać złe uczynki, a drugiego zakaże.  Może to również zadecydowac, czy wymagania sumienia będą tak wygórowane, że nigdy nie staną się możliwe do spełnienia, co skazuje dziecko na stałe samopotępienie, czy też będzie w zasięgu jego możliwości życie zgodnie z nimi pod warunkiem podjęcia wysiłków, co pozwoli mu czuć zadowolenie z siebie. Czy pozwoli ono cieszyć się z wszelkich, czy tylko z niektórych przyjemności cielesnych, zaspokajać je lub zakazywać.
Postrzeganie świata przez dziecko jest szczególnie subiektywne, zabarwione mieszaniną jego uczuć i ograniczone niedojrzałością w pojmowaniu rzeczywistości, która oceniana jest z punktu malej i bezradnej osoby.  Na przykład, kiedy zawiedzione i rozgniewane dziecko patrzy na swego rozgniewanego rodzica, postrzega jego gniew zwielokrotniony o swój własny. Czasami rodzic jest postrzegany jako karzący, nawet jeśli nic nie zrobił. Na sumienie dziecka wpływa nie tylko wyolbrzymiona przez nie surowość rodziców, ale również nierealistyczne postrzeganie ich doskonałości. Z wielu powodów dzieci idealizują rodziców i przyjmują normy właściwe raczej dla aniołów, niż dla śmiertelników. W rzeczywistości rodzice nigdy nie są doskonali i później dziecko może być bardzo rozczarowane, kiedy ocenia ich według ideału, który sobie stworzyło.

13 kwietnia 2011

Cd. ‘Narzędzia” i „wewnętrzni pomocnicy” – POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI

„Narzędzia” osobowości dostarczają sposobów panowania nad sobą i światem. „Wewnętrzni pomocnicy” są skierowani na ich wykorzystanie dla naszego dobra oraz dla dobra rodziny i społeczności. Dopóki nie lubimy siebie i nie myślimy o sobie dobrze, nie możemy skutecznie działać dla naszego dobra. Pozytywne zdanie i uczucia na temat własny tworzą poczucie własnej wartości i dają dobre samopoczucie. 
Nie rodzimy się z poczuciem własnej wartości, lecz od urodzenia posiadamy potencjał, by je z pomocą otoczenia rozwijać. Pierwszym krokiem jest polubienie własnego ciała, które z czasem rozszerza się na to, co posiadamy, co możemy robić i kim jesteśmy.
Stałe przyjemne doświadczenia zaspakajającej potrzeby relacji z matką (lub osobą pełniącą jej funkcję), pomagają dziecku zapamiętywać je i poszukiwać ich w celu powtórzenia. Z czasem doświadczenia te łączą się umyśle i powstaje idea „ja”. Jeśli to „ja” stworzone jest z pozytywnych doświadczeń, niemowlę lubiąc je - lubi siebie. Znamy te „rozpieszczone” dzieci, które nie spuszczają oka z matki i wiedzą, co dla nich dobre i stale się tego domagają. Brak stałej i wystarczająco „dobrej” matki, czy z powodu choroby, czy dlatego że nie jest ona w stanie „dostroić” się do dziecka, sprawia zazwyczaj, że pierwsze „ja” nie czuje się dobrze i nie może się prawidłowo rozwijać.
Wczesne obdarzenie pozytywnymi uczuciami swego cielesnego „ja”, jest podwaliną dla późniejszego „wewnętrznego przewodnika”, który ma utrzymywać poczucie bezpieczeństwa. Jest preludium dla pozytywnego poczucia własnej wartości. Konieczne będzie dokonanie jeszcze wielu późniejszych kroków, zanim wszystkie części ciała i psychiki zostaną włączone w lubiany obraz siebie i dziecko nauczy się bardziej dojrzałych sposobów dbania o siebie. Ludzie z silną podstawą miłości własnej, zbudowaną w pierwszym roku życia, nie są skłonni do wyrządzania sobie poważnej fizycznej krzywdy, ani też nie pozwalają by inni im to robili.
Do najważniejszych kroków w procesie rozwijania poczucia wartości własnego ciała należy poznanie i polubienie narządów płciowych i ich funkcji. Polubienie siebie na etapie bycia dziewczynką lub chłopcem jest warunkiem wstępnym, by nauczyć się lubić siebie jako późniejszą młodą kobietę czy młodego mężczyznę w okresie dojrzewania. Te dzieci, które nie znają dobrze i nie cenią swojej seksualności, skłonne są nie zwracać uwagi na to, kto i jaki robi z niej użytek. Bez tego poczucia własnej wartości, przyszłe uświadomienie seksualne może powodować zmieszanie, albo być zbyt przytłaczające, względnie podniecające. Kiedy znamy i szanujemy swoje ciało, bierzemy pod uwagę zmianę jego potrzeb i we właściwy sposób wychodzimy im naprzeciw.  
Nabywanie sympatii dla tego, co robimy i czujemy przebiega podobnie, jak obdarzenie pozytywnymi uczuciami własnego ciała.  Zaczynamy cenić nasze psychiczne cechy i osiągnięcia dlatego, że przynoszą nam one przyjemność i że nasi rodzice i inni dorośli pełniący opiekę je lubią.
Kiedy nasze zachowania i działania nie są sterowane przez nasze wewnętrzne poczucie własnej wartości i nie przyczyniają się do niej, tracimy dobre samopoczucie i na zawsze możemy popaść w zależność od oceny dokonywanej przez innych.
Dzieci, które uczą się np. zachowywać czystość i przyswajać wiedzę, w celu uzyskania pochwały i/lub uniknięcia kary, nie mają możliwości doznawać przy tym własnej, osobistej satysfakcji. Najczęściej zdarza się to gdy rodzice nie pomagają dzieciom nauczyć się doceniać własne osiągnięcia i cieszyć się z nich.
Dorośli często mówią: „musisz zachowywać czystość, żeby mamusia była zadowolona”, a nie: „by być dumnym z siebie”, albo też: „musisz się uczyć, żeby nie przynieść do domu złej oceny”, niż: „możesz być dumnym z tego, że jesteś dobrym uczniem”. W takich przypadkach prawdopodobne jest, że dziecko, a później dorosły zarzuci swoje działanie, jeśli nikt go nie będzie chwalił, lub nie będzie mu groził karą, ponieważ samo działanie nie przyczynia się do podwyższenia poczucia własnej wartości.
Kiedy wydaje się, że rodzice nie kochają swoich dzieci, nie potrafią w nich dostrzec niczego dobrego i działać dla ich dobra, zwykle jest to oznaką ich niskiego poczucia własnej wartości. Nie lubią swoich dzieci tak, jak nie lubią siebie samych. Najlepszą pomocą w spełnianiu ich obowiązków rodzicielskich byłoby podwyższenie ich samooceny, tak by mogli bardziej związać się uczuciowo ze swoimi dziećmi. Kiedy rodzice pomagają dzieciom w zdobyciu poczucia własnego znaczenia i ustanowieniu realistycznego poczucia własnej wartości, kładą wówczas fundamenty dla ich przyszłego dobrego rodzicielstwa.
Zazwyczaj ludzie nie starają się poprawić poczucia niskiej wartości, wyniesionego z wczesnych lat życia. Znajdują sposoby na unikanie świadomego cierpienia. Mogą nawet nie zdawać sobie sprawy, że siebie nie lubią. Niektórzy podpierają swoje poczucie własnej wartości przez gromadzenie dóbr, kupując wciąż „lepsze” rzeczy, przebywając w towarzystwie „lepszych”, by dzielić z nimi ich upragniony status, lub też dla odmiany szukają towarzystwa „gorszego”, by na jego tle wypadać pozytywnie. Istnieje wiele indywidualnych sposobów zapewnienia sobie dobrej oceny z zewnątrz, by zrównoważyć wewnętrzny brak szacunku do siebie.
Stosunek do małych dzieci często zdradza nastawienie ludzi do siebie, kiedy byli małymi dziećmi, lub ich poczucie tego, jak byli wtedy widziani przez innych. Kiedy patrzymy na dzieci z góry, gardzimy ich bezmyślnością, lub nie możemy się nimi zająć, przypuszczalnie nie cenimy dziecka w nas samych.

11 kwietnia 2011

O rozwoju "narzędzi" osobowości

Dla osób, które chcą pracować nad samorozwojem, niezbędne są informacje, co jest najczęstszą przyczyną braku satysfakcji życiowej i wynikającego z tego zainteresowania tematem samorozwoju. Poniższe informacje, zaczerpnięte z książki Erny Furman, ”Jak wspierać dziecko w rozwoju” każą zwrócić uwagę na fakt, że błędy popełnianie przez naszych rodziców i opiekunów we wczesnych fazach naszego rozwoju, mają ogromny wpływ na niewłaściwe ukształtowanie osobowości i późniejsze problemy. Znając ich podłoże możemy sami dokonać wyboru, czy zajmować się nimi, czy zaakceptować i pozostawić.
Środki, jakich używa nasza osobowość do osiągnięcia panowania nad sobą i światem, rozwijają się od najwcześniejszego okresu naszego życia.  Umożliwiają one zbudowanie podstawowej konstrukcji przyszłych możliwości, a dużo zależy od troskliwości osób, które się nami zajmują.
Konstrukcja ta ma dwa rodzaje budulca. Są to „narzędzia”, czyli funkcje których używamy , by wykonywać zadania oraz „wewnętrzne urządzenia kontrolne”, te kierują, prowadzą i oceniają nasze wysiłki.
Na „narzędzia” składają się: duża i mała kontrola ruchowa mięśni (sfera motoryczna), obserwowanie (postrzeganie), mowa, myślenie i umiejętność znoszenia frustracji.
Do „wewnętrznych urządzeń kontrolnych” (pomocników) należy: poczucie własnej wartości, sumienie i dyscyplina wewnętrzna.
Funkcje te są nieobecne u niemowlęcia, nosi ono jednak w sobie wrodzone możliwości rozwojowe wraz z przybliżonym ich rozkładem w czasie. Oznacza to, że w określonym momencie życia dziecko staje się zdolne do nauczenia się określonych umiejętności. 
Każda czynność u ludzi wymaga wielu lat doskonalenia, zanim osiągnie pełnię rozwój i zacznie służyć jako „narzędzie” do panowania nad sobą i światem. Opiekuńcza rola dorosłych rozpoczyna się zanim „harmonogram” rozwojowy zaczyna działać, zanim dziecko zacznie się poruszać w sposób celowy, obserwować  i nadawać sens temu, co spostrzega.
Dlatego też początkowym zadaniem osoby pełniącej rolę rodzica jest przejęcie działań dziecka i wypełnianie ich za nie, a następnie w początkowej fazie każdej funkcji rozwojowej, wzmacnianie ich i zachęcanie do ćwiczenia.
Rola osób, które utrzymują najbliższe i najbardziej znaczące relacje z dzieckiem, w zakresie wypracowania „narzędzi” i „wewnętrznych urządzeń kontrolnych”, sprowadza się do tego, że praca ta najpierw wykonywana jest przez bliską osobę, następnie wraz z nią, a w końcu podobnie jak ona to robi.
Jak i kiedy rozwijają się się „narzędzia”.
Rozwój sfery motorycznej rozpoczyna się w wieku niemowlęcym, by przejść w następny – nauczenia się wykorzystania ruchu tak aby służył zdobyciu określonej umiejętności lub osiągnięcia jakiegoś celu. Następnie w przeciągu wielu lat sfera ta jest doskonalona.
Zazwyczaj przyjmujemy za rzecz naturalną, że gdy obserwujemy, to nadajemy sens temu, co postrzegamy.
Ludzie chorzy psychicznie są pozbawieni poprawnego interpretowania i oceny, co jest rzeczywiste, co znajduje się na zewnątrz nich, a co wewnątrz. Patrząc na nich możemy uwiadomić sobie, jak są oni bezradni bez tego umysłowego „narzędzia”.
Kiedy niemowleciem opiekują się różni ludzie, o różnych twarzach i głosach, w różny sposób je trzymający i krzątający się przy nim, spostrzeżenia dziecka są tak różnorodne i tak trudne do jednoznacznego powiązania ich i oceny, ze niemowlęciu może zabrać dużo więcej czasu zrozumienie, co jest czym. Zdarza się, że w ogóle może nie osiągnąć poczucia, iż jego spostrzeżenia mają wartość jako środki do oceniania otaczającej je rzeczywistości. Konsekwentne i odpowiedzialne podejście opiekunów daje dziecku poczucie, że „ma rację, ponieważ wie co jest prawdą”. Przyczynia się do budowania wiary w siebie, dzięki temu że pozwala dobrze ocenić siebie i świat, w którym żyje.
Jeśli dziecko przestaje zwracać uwagę na własne spostrzeżenia i pozostaje przy nieprawdziwych zapewnieniach rodziców, może to doprowadzić do uszkodzenia jego funkcji rozwojowych. Fałszywy lub niespójny obraz rzeczywistości prezentowany przez rodziców może być wynikiem ich własnych trudności w postrzeganiu i ocenianiu sytuacji.
Zadaniem rodziców jest zarówno pomaganie dzieciom w zrozumieniu świata, który je otacza, jak również pomoc im przy postrzeganiu i ocenianiu ich  wewnętrznej rzeczywistości (Hall, 1982).
Obserwowanie siebie i własnych procesów wewnętrznych, jest często trudniejsze, niż obserwowanie świata zewnętrznego. Ale świadomość tego,  co się naprawdę czuje i myśli, choć czasem nieprzyjemna, przynosi poczucie pewności i pomaga zdecydować co należy, a czego nie należy robić w danej sytuacji.
Kiedy postrzeganie łączy się z radością i uważane jest za coś wartościowego łatwiej uniknąć wielu pułapek, które przyczyniają się do do jego zakłócenia. Do tych pułapek należy na przykład pragnienie zobaczenia tego, co się chce widzieć, zamiast tego, co jest w rzeczywistości, Jest nią również potrzeba pospiesznych obserwacji i przechodzenie do szybkich sądów, aby skrócić czas niepewności lub niewiedzy, jest  też konieczność wartościowania na „dobre” lub „złe” tego, co się spostrzega, zamiast spoglądania na fakty w sposób neutralny.
Mowa służy do porozumiewania się, myślenia i opanowywania uczuć (znoszenia frustracji). W ciągu pierwszych miesięcy matka i niemowlę porozumiewają się bezsłownie Droga do prawdziwego porozumiewania się jest długotrwałym procesem. Ważne jest nie tylko używanie słów, ale także to, by słowa przekazywały z całkowitą pewnością, dokładnie i jasno to, co chcemy przekazać.
Czasem znajdujemy się pośród ludzi, którzy posługują się naszym językiem, mówią wyraźnie i korzystają z szerokiego zasobu słów, ale to co mówią nie ma dla nas sensu. Ludzie ci nie używają słów lecz ich nadużywają. O ile niemożność mówienia lub też niemożność prawidłowego mówienia jest przeszkodą, o tyle „biegłość w mowie” niekonieczniecznie sama w sobie jest „narzędziem” osobowości, które służy do porozumiewania się.
Panowanie nad uczuciami to dziedzina, w której najmniej docenia się używanie slow. Dla niemowląt uczucia to doznania cielesne, rozladowywane w działaniach takich jak:  krzyk, płacz, biegunka, w miarę rozwoju: kopanie, popychanie, bicie, uciekanie. Starsze niemowlęta i dzieci uwiadamiają sobie uczucia przez kontakt z matką. Reagują na zmiany jej nastroju, ona też wspólodczuwa z nimi. Często nawet dzieci w wieku przedszkolnym jeszcze nie wiedzą co czują.
Kiedy nie wie się jasno, co się czuje, nie można panować nad własnymi uczuciami. Nie można ich rozpoznać i na tyle tolerować by powstrzymywać przed rozładowaniem ich w sposób, który może przynieść kłopoty. Brak jasności we własnych uczuciach utrudnia decyzję, co z nimi zrobić – zatrzymać w sobie, podzielić się z kimś, czy starać się coś zrobić z sytuacją, która jest przyczyną danego stanu emocjonalnego. Każdy z tych kroków jest o wiele łatwiejszy jeśli zna się nazwę, określenie dla  uczucia i jeśli potrafi się użyć różnych slów, by przedstawić wewnętrzne doznania.
Wielu ludzi błędnie rozumie na czym polega „wyrażanie własnych uczuć”. Nie jest to sposób na pozbycie się ich. Nie musimy się ich pozbywać, ponieważ uczucia nie są trucizną. Właściwie wyrażać własne uczucia znaczy przede wszystkim: zajmować się nimi, znać je, panować nad nimi, wewnętrznie ich doświadczać oraz kierować nimi zgodnie z własną wolą, tzn. podejmować decyzję, kiedy coś powiedzieć, do kogo, w jaki sposób i dlaczego. W ten sposób właśnie słowa określające uczucia używane są jako „narzędzie” osobowości.
W pewnych rodzinach w obszar zakazany wchodzą takie uczucia jak: strach, smutek, złość. Podobnie unika się tematów związanych ze śmiercią, płciowością, chorobami, czy sprawami finansowymi. Kiedy unika się mówienia przy dzieciach o uczuciach oraz poruszania pewnych budzących emocje tematów, grozi to pominięciem tych spraw w rozwoju ich mowy (nie opanowaniem określonego słownictwa). Istnieje również ryzyko, że „zakazy” w jednej dziedzinie mowy, mogą się rozszerzyć na inne.
Myślenie staje się w pełni samodzielnym, całkowicie niezależnym narzędziem osobowości dopiero w wielu dorastania. Związki przyczynowe u małych dzieci różnią się od obiektywnej podstawy, na której opiera się w dojrzałe myślenie. W rozumowaniu dzieci jest przyczyna i skutek, ale przypuszczają one, że wszystko co się wydarza i wszystkie związane z tym przyczyny i skutki odnoszą się do ich osoby.
Wielu z nas, przynajmniej czasami, może złapać się na tego typu egocentrycznym myśleniu. Skoncentrowane na sobie myślenie małych dzieci spowodowane jest ich brakiem wiedzy o świecie, jak również z ich potrzebą aby być ważnym i panować nad wszystkim. Kiedy, już w wieku dorosłym, brak nam właściwej informacji na temat jakiegoś wydarzenia lub czujemy się w związku z tym wydarzeniem szczególnie bezradni, również mamy skłonność wracać do takiego dziecięcego sposobu myślenia; np. że mogliśmy coś zrobić by czemuś zapobiec. Stres utrudnia realistyczne myślenie, a wpływ silnych emocji sprawia, że w sposób charakterystyczny dla myślenia dziecka, przypuszczamy iż wydarzenia, które dotykają nas osobiście, są spowodowane przez nas samych.
Dopóki myślenie dzieci nie jest ich własnym, niezależnym narzędziem, musi opierać się na dostarczanych przez rodziców i wychowawców prawdach. Niekorzystne jest dla rozwoju, jeśli dorośli sprawujący opiekę zawiodą dziecko pod tym względem. Wszelkie drogi na skróty uprawiane przez opiekunów mają negatywny wpływ myślenie i rozumowanie dzieci, z czego te nie zdają sobie sprawy.
Umiejętność radzenia sobie z niepowodzeniami, to funkcja osobowości odmienna od dotychczas opisanych. Nie jest związana z jakąś konkretną częścią ciała, jak mowa, czy sfera ruchowa. Kiedy musimy poradzić sobie z frustracją, często wykorzystujemy łącznie wszystkie pozostale narzędzia: spostrzeganie, myślenie, mówienie i działanie. Radzenie sobie z frustracjami to funkcja, która bardziej niż inne narzędzia osobowości uzależniona jest od doświadczeń dziecka, jego relacji z bliskimi osobami oraz ich umiejętności pomagania mu w rozwoju.
Dzieci mają równie dużo marzeń i pragnień, co dorośli. Kiedy ulegną one zaprzeczeniu, frustracja staje się wielka i tak samo prawdziwa dla dziecka, jak dla dorosłego. Nie posiadając umiejętności radzenia sobie z frustracją, odczuwa ono rozczarowanie bardzo dotkliwie.
Dla zapewnienia bezpieczeństwa dziecka, nie można pozwolić na wiele z jego życzeń. Relacja z rodzicami oraz przykład, jaki dają, mają szczególne znaczenie w uczeniu się radzenia sobie z frustracjami, ponieważ frustracje ze swojej istoty wzbudzają złość, podobnie jak sposoby radzenia sobie z nimi,  gdyż są trudne i wymagają dużo wysiłku. Całą tę złość dziecko jest skłonne kierować do rodziców, którzy stawiają dzieci w trudnych sytuacjach i przez to powodują frustracje. Wszystko to wymaga wiele miłości dziecka do rodziców  - by zamiast się złościć – podążać za nimi, oraz miłości rodziców do dziecka, by to umożliwić. Rodzice opiekują się dzieckiem nie tylko w chwilach szczęścia, lecz głównie w tych momentach, w których dziecko musi sobie radzić z frustracją.
C.d. „Wewnętrzne urządzenia kontrolne” nastąpi.

7 kwietnia 2011

O czym nie wiemy, gdy krytykujemy ludzi za to czego nie potrafią


Jeśli brakuje pierwszej właściwej relacji pomiędzy niemowlęciem a osobą, która się nim opiekuje, dziecko nie może się stać dorosłym, który potrafi  troszczyć się o innych i opiekować się nimi.
Równie ważna dla prawidłowego rozwoju dziecka jest postawa ojca. W pierwszych tygodniach i miesiącach życia dziecka rola ojca polega na budowaniu kontaktu z całością, jaką tworzy matka i niemowlę. Współodczuwanie z nimi, chronienie i dawanie im oparcia, przy jednoczesnym podejmowaniu aktywności na zewnątrz, jest najlepszą rzeczą jaką ojciec może ofiarować swojej rodzinie. Jeśli ojciec nie może przyjąć tej roli, bądź ze względów niezależnych od niego, bądź związanych z jego osobowością, rozwój jego ojcostwa jest zagrożony. Szczególna inwestycja uczuciowa ojca w całość „matka-dziecko” jest niezbędna również dla matki, która dzięki właściwej relacji z ojcem może być dziecku całkowicie oddana, a przez to pozytywnie wpływać na kształtowanie jego „ja”.
Badania wykazały, że nieodpowiednio ukształtowane związki i/lub powtarzające się w nich przerwy we wczesnych latach dziecka powodują duże problemy w utrzymywaniu bliskich więzi w wieku dojrzałym, jak również bycie w przyszłości rodzicem.
Słabe doświadczanie dobrego samopoczucia przez niemowlę powoduje zubożenie późniejszej zdolności do lubienia i chronienia własnego ciała. Często przyczynia się w skłonnościach do chorób somatycznych, ulegania wypadkom i tendencji samobójczych. O ile problemy osobowościowe spowodowane przeszkodami w wieku późniejszym zazwyczaj można leczyć, to trudności, których źródłem są wczesne braki, często bywają nie do usunięcia (Fleming 1974).
W wieku poniemowlęcym dobry kontakt z matką pomaga dziecku odróżnić własną osobowość od jej osobowości i osiągnąć równowagę pomiędzy niezależnością i zależnością. Dziecko uczy się kochać matkę pomimo konfliktów i rozczarowań, które nieuchronnie pojawiają się w tej relacji. Dlatego przeszkody w tej fazie są groźne dla rozwoju dziecka. Mogą powodować zaburzenia osobowości i sprzyjać nadmiernej koncentracji na sobie i niezdolności do tworzenia relacji i kontaktów uczuciowych z innymi. W skrajnych przypadkach prowadzą do zachowań psychopatycznych i przestępczych, w których własne chęci i impulsy zawsze są na pierwszym miejscu. Inna forma patologii może przybrać wręcz odwrotną postać prymitywnej zależności od bliskich osób, nieumiejętności niezależnego funkcjonowania, trudności w byciu samemu i ostrych emocjonalnych reakcjach na utratę i rozczarowanie, jak również w depresji i psychicznym załamaniu.
Do najczęstszych, łagodniej szych konsekwencji nie rozwiązanych trudności w relacji matka-dziecko w wieku poniemowlęcym, należy skłonność do utrzymywania w wielu dorosłym  takich relacji, które są typowe dla wieku poniemowlęcego;  np.przesadne mieszanie uczuć, kłótliwość, wrogość, zaborczość i potrzeba kontrolowania bliskich (E. Furman 1981). Trudności w relacji matka-dziecko w wieku poniemowlęcym  mają wpływ na dojrzewanie aspektów osobowość dziecka, np rozwój mowy i jej właściwe użycie w myśleniu i porozumiewaniu się związane są ze stalą relacją matki z dzieckiem  i z przyjemnością, jaką matka znajduje w rozmowach z dzieckiem (Hall 1982). 
Osoba ojca odpowiada na rozwijające się zainteresowanie dziecka innymi osobami, niż matka. Szczególna relacja rozwijająca się między ojcem a dzieckiem w wieku poniemowlęcym zazwyczaj  koncentruje się na działaniach dotyczących zainteresowania dziecka światem zewnętrznym. Pomagają one dziecku w odchodzeniu od wzajemnie na siebie ukierunkowanych kontaktów z matką. Są przedsmakiem nowych spraw, które mają być jego udziałem w przyszłości. Rola ojca jest równie ważna, jak trudna do spełnienia.
Kiedy dziecko stale prowokuje i wiecznie się czegoś domaga, bardzo łatwo krytykować matkę, minimalizować jej pracę, odmawiać jej pomocy lub też przejąć opiekę i „robić to lepiej” (przez kilka godzin). Kuszące jest także zniżanie się do poziomu dziecka i podejmowanie pobudzających zabaw w rodzaju przepychanek, łaskotek lub gonitwy, a następnie przekazywanie matce „naładowanego” dziecka, które ostatecznie daje upust drażniąc się z matką. O wiele trudniej jest znaleźć spokojne, właściwe dla danego wieku formy  aktywności, dzięki którym dziecko nauczy się być  w przyszłości „dobrym” rodzicem.   
Wieloosobowa opieka nad dzieckiem (np. żłobek, wymienna opieka ojciec-matka, zmieniające się często opiekunki) stwarza niebezpieczeństwo sytuacji, że żadna z osób nie będzie na tyle bliska i znacząca dla dziecka, by stworzyć z dzieckiem relację związaną z miłością, która wpłynie na jego prawidłowy rozwój psychiczny. Relację, która pomoże mu pokonać pierwotne zainteresowanie wyłącznie sobą i przełamać dziecięcą nietolerancję, złagodzić złość i wzbudzić właściwe zainteresowanie innymi. Dzieci, które zatrzymają się w tej fazie rozwoju, mogą nigdy nie być zdolne do utrzymania relacji opartej na zaufaniu. Pod wpływem gwałtownych impulsów mogą działać wyłącznie dla osobistych korzyści, dla perwersyjnej satysfakcji czy w odpowiedzi na frustrację. Mogą mieć trudności w przebywaniu w stałych związkach, w przystosowaniu się do życia społecznego, jak również w porywach niepohamowanej złości maltretować osoby słabsze, od nich zależne. (Aichhorn, 1925; Bowlby, 1944; Friedlander, 1947).
Dzieci bardzo wcześnie zaczynają porównywać się do dorosłych, często z bolesną świadomością swojej niekompetencji i bezsilności przy sile i domniemanej doskonałości dorosłych. W okresie przedszkolnym dziecko uświadamia sobie szczególnie różnice płciowe między ludźmi. Zrozumienie tych faktów jest trudne, ale jeszcze trudniejsze jest dobre samopoczucie  związane z zaakceptowaniem własnej tożsamości seksualnej i niedojrzałości. Dzieci dostrzegają, że inni są odmiennie wyposażeni, że mogą być także więksi, silniejsi i zdolniejsi. Takie odkrycia wprowadzają zagrożenie cielesnego i psychicznego poczucia własnej wartości,  wywołują uczucie zazdrości i złości. Dziecko może radzić sobie z tymi niepokojami i obawami poprzez intelektualne zrozumienie, ale tylko relacja z rodzicami pomoże mu w ich rzeczywistym znoszeniu i opanowaniu.
Kiedy mówimy, że „ojciec jest dla chłopca wzorem mężcyzny”, mamy na myśli, że po to, aby chłopiec zrozumiał i polubił siebie jako chłopca oraz chciał zostać dorosłym mężczyzną i ojcem, musi mieć ojca, który cieszy się z tego, że jest mężczyzną i ojcem i który może mu służyć za model. Pragnienie syna, by pójść w ślady ojca, zależy w dużej mierze od natury relacji ojca z synem, od stosunku ojca do męskości syna oraz jego dorastania we wszystkich sferach życia codziennego. Musi on doświadczyć więzi we wspólnych działaniach, w których ojciec cieszy się i zachęca syna do uczestnictwa.
Podobnie mała dziewczynka potrzebuje podtrzymującej relacji z matką, która cieszy się, że jest matką i kobietą. Potrzebuje również relacji z ojcem, który kocha i podziwia małe dziewczynki, oraz dostarcza wiedzy o tym „kim jest mężczyzna”, w najszerszym tego pojęcia znaczeniu. Jeśli dziewczynka spostrzega mężczyznę jedynie jako osobę o odmiennym ciele, ale zabraknie jej bliskiej relacji, dzięki której dowie się jak on odczuwa, myśli i działa, to będzie czuła znacznie więcej złości i frustracji. Jej poczucie wartości szybko rośnie, gdy jej ojciec docenia ja, uznaje jej osiągnięcia i kiedy istnieje możliwość włączenia go w miłość własną.
Mówi się, że wychowanie polega na uczeniu: „nie to, lecz tamto; nie tu, lecz tam; nie teraz, lecz potem”. Uczenie, jak tolerować frustracje, jak odraczać zaspokojenie, jak akceptować kompromisy i środki zastąpcze, jest poważnym zadaniem dla rodziców i dzieci. Wszelkie rodzaje przedsięwzięć nie podejmowane w bliskiej relacji są skazane na niepowodzenie. Tylko bliska więź wynagradza małemu dziecku wysiłki i pomaga złagodzić urazę. Można znieść poważną niedogodność, by zasłużyć na pełne miłości  uznanie rodziców, można się oprzeć wielu pokusom, jeżeli rodzice mogą  odwołać się do pragnienia dziecka, by być podobnym do nich.
na podstawie książki Erny Furman "Jak wspierać dziecko w rozwoju"

6 kwietnia 2011

Pierwszy związek – matka i dziecko

Rzadko myślimy o naszych pierwszych związkach z dziećmi jako o rożnych relacjach, które mają określone funkcje i cele.
W świecie dorosłych jesteśmy całkowicie świadomi tych różnic. Odróżniamy relację zakochanych, małżeńską, przyjacielską, relację między nauczycielem a uczniem, lekarzem a pacjentem, między współpracownikami, pracodawcą i pracownikiem, między sąsiadami, krewnymi i wiele, wiele innych.
Nasze związki z rodzicami, dziećmi, a nawet relacja między mężem i żoną muszą się zmieniać, abyśmy mogli zaspokoić różne potrzeby partnera w różnych fazach życia lub związku ze szczególnymi okolicznościami, takimi jak okresy choroby, czy szczególnego stresu. Związki, w których partnerzy potrafią się dobrze adaptować do tych potrzeb, uważamy za szczególnie trwałe i dobrze dobrane.
Zwykle utrzymujemy wiele różnych związków z ludźmi. Związki są zadowalające o tyle, o ile obie strony uczestniczą w spełnianiu wzajemnie akceptowanych oczekiwań.
W relacjach z dziećmi często nie myślimy w podobny, jednoznaczny sposób. Bywa, że do końca nie jesteśmy pewni, jaka jest istota i funkcja naszej roli wobec nich; na przykład, kiedy ktoś na pewien czas, powierzył nam opiekę nad dzieckiem, możemy odnosić się do tego dziecka jak do rówieśnika-towarzysza zabaw, ale nie potrafimy myśleć o sobie samym jako o chwilowych zastępczych rodzicach. Możemy się wtedy z nim bawić lub oglądać telewizję, ale nie bardzo nam się udaje dopilnować, by zachowywało ono bezpieczne reguły i poszło w porę spać. Zazwyczaj jeszcze mniej jasne jest dla nas to, jak  dziecko rozumie swoją relację z nami. Niepewni co do naszej roli, często przekazujemy również tę niepewność dziecku. Jeśli błędnie zrozumie ono,  jaka powinna być relacja, doprowadzi to do niewłaściwych oczekiwań i zachowań. Są oczywiście zrozumiałe powody, że nasze relacje z dziećmi bywają zagmatwane i że często opacznie rozumieją one sens relacji, o jakiej my myślimy w danej sytuacji, wobec czego nie mogą współtworzyć.
Niektórzy zakładają, że dzieciom znany jest tylko jeden rodzaj relacji: gdy ktoś się nimi opiekuje i zaspakaja ich potrzeby i wymagania. Jedyny wkład dziecka w taką relację polegałby na ujawnianiu swoich potrzeb i okazywaniu zadowolenia, gdy są one spełnione. Dzieci, w szczególności małe, są rzeczywiście zupełnie bezradne, potrzebujące i zależne, a ich przeżycie i dobre samopoczucie zależą od odpowiedniej opieki nad nimi. Pierwotny związek pomiędzy opieką, osobą zaspakajającą potrzeby a potrzebującym i otrzymującym tę opiekę dzieckiem jest rzeczywiście podstawowy. To jedna część relacji rodzic – dziecko, ale to nie wszystko.  
Wszyscy wiemy, że nawet małych dzieci nie zadowoli zwykłe zaspokajanie ich podstawowych potrzeb. Kiedy matka powierzy nam swoje dziesięciomiesięczne dziecko, często okazuje się, że nie pozwala się nakarmić i. spokojnie położyć spać. Obecność matki jest dla niego ważniejsza niż jedzenie i sen. Gdy spotkamy to dziecko rok później, np. w sklepie,  to zobaczymy, że albo będzie uciekać, albo ściągać różne przedmioty z półek. Niesłychana umiejętność robienia akurat tych rzeczy, których matka sobie nie życzy wskazują, że dąży ono do walki, drażnienia się; to jest jego sposób spędzania czasu z mamą. W następnym roku, jako przedszkolak znajdzie radość w innych relacjach. Kiedy dziecko dorośnie na tyle, żeby pójść do szkoły, jego relacje znowu się zmieniają. Teraz jest gotowe do do relacji polegającej na wspólnej pracy z nauczycielem. Akceptuje sytuację, w której nauczyciel zajmuje się wszystkimi dziećmi w klasie, a nie wyłącznie nim i bez problemu potrafi czekać kilka godzin na matkę, czy na obiad. Jego relacja  z matką również się zmienia. Może teraz lubić omawiać z nią rożne sprawy, pomagać jej w pracach domowych, czy sprawić jej prezent na urodziny.
Jeżeli spojrzymy na nasze relacje z tego punktu widzenia, to możemy powiedzieć, że niektóre z najbardziej pierwotnych, wczesnych ich aspektów, tych związanych z zaspokajaniem potrzeb, stopniowo w miarę jak dorastamy, tracą na znaczeniu, chociaż nigdy z nich nie rezygnujemy. Pojawiają się dojrzalsze aspekty związków – nasze zaangażowanie uczuciowe w relację z drugim człowiekiem bardziej ze względu na niego samego niż na potrzeby, które on zaspokaja. Zdolność utrzymywania różnego rodzaju relacji  z różnymi osobami, która pojawia się dość wcześnie rozwija się stopniowo przez całe dzieciństwo i okres młodości.
Jakie typy relacji znane są dzieciom? Na każdym etapie rozwoju psychicznego dzieci znają i utrzymują relacje typowe dla danego etapu czy fazy. Poznają one stopniowo, dzień po dniu, z roku na rok, faza po fazie  różnego rodzaju relacje związane z różnymi ludźmi.
W rozważaniach o rozwoju relacji, musimy uznać za oczywiste, że wychowanie odgrywa ważną rolę, na równi z naturą dziecka. Relacje działają przecież dwukierunkowo, jedna osoba oddziałuje na drugą, obie wywierają na siebie wzajemny wpływ.
Nie można zbudować pierwszego piętra domu bez zbudowania parteru, bardziej dojrzałe i zróżnicowane związki muszą oprzeć się na fundamencie wcześniejszych.
Pierwsza relacja dziecka wiąże się z osobą, która nim się opiekuje, która jest dla niego matką. Dziecko zna ją, pragnie jej i potrzebuje, i kocha ją za to.
Winnicot (1940) powiedział, że nie istnieje coś takiego jak niemowlę; jest tylko „matka-niemowlę”. Nie chodziło mu jedynie o to, ze pozostawione sobie niemowlę jest całkowicie bezsilne i nie przeżyłoby bez opieki, ale także o to, że potrzebuje ono matki w znaczeniu opieki stałej i pełnej  którym można polegać i spełnia wiele emocjonalnych potrzeb niemowlęcia – potrzebę towarzystwa matki, jej uśmiechu, dotyku, spojrzenia, pieszczot, głosu, zapachu, jej zachęt i uspokajającego wpływu. Taka spełniająca potrzeby relacja staje się fundamentem dla rozwoju psychiki i osobowości. Poprzez ten związek dziecko poznaje i zaczyna lubić siebie, dzięki czemu kształtuje swoje pojęcie „ja”, a także zaczyna kochać swoją matkę, dzięki czemu kształtuje pojęcie „ty”. Można mieć nadzieję, że pierwsza relacja z matką będzie „dostatecznie dobra” – jak to ujmuje Winnicot - by zagwarantować, że przyjemności, których niemowlę doświadcza z matką, pozwolą mu poszukiwać jej i pragnąć dla niej samej oraz pozwolą mu pokochać siebie na tyle, by nie wyrządzać sobie żadnej krzywdy. Miłość do matki jako osoby, a nie kogoś kto jedynie zaspokaja potrzeby, utoruje drogę do wszystkich późniejszych relacji dziecka – z rodziną i z innymi ludźmi – jak również tych, które nawiązuje jako dorosły i umożliwi mu czerpanie korzyści z tych relacji. Lubienie siebie posłuży do ochrony własnego ciała i zachowania dobrego samopoczucia, tak niezbędnych dla instynktu samozachowawczego w ciągu całego życia.
Wielkie znaczenie pierwszego związku matka – dziecko nie ogranicza się do pierwszego roku życia niemowlęcia. Jest ono kamieniem węgielnym późniejszego rozwoju osobowości.

na podstawie książki Erny Furman "Jak wspierać dziecko w rozwoju"