W rzeczywistości, w której czas postrzegany jest cyklicznie (w odróżnieniu od linearnego), zdarzenia przychodzą wtedy, kiedy jest ich czas. Wszechświat wie, kiedy jesteśmy gotowi na konfrontację i daje nieustająco szansę na przyjrzenie się sobie i rozwój.
Ostatnio spowodowałam niewielki pożar. Bardzo się przestraszyłam, gdy zobaczyłam płomienie, a jeszcze bardziej, gdy uderzyło mnie poczucie winy i strach, że to ja sama, przez swoją nieuwagę, zrobiłam coś okropnego, Trwało chwilę, gdy najpierw wyłączyłam z prądu urządzenie, które roznieciło ogień, a następnie płomienie ugasiłam. Straty nie były duże, ale emocje, które się pojawiły były silne i pozostały ze mną. Sprzątnęłam, pogodziłam się z niewielką stratą, ale ze swoim stanem ducha pożegnać się nie mogłam. Emocje nie chciały same odejść. Obejrzałam film, porozmawiałam ze sobą, że mam szczęście, ale to niewiele pomogło. Czułam, że odpływam. Skojarzyło mi się to z obrazem, który widziałam wielokrotnie na filmach, gdy człowiek trafiony kulą, albo po wypadku jest w szoku i lekarz do niego mówi: proszę nie zamykać oczu, jak się pan nazywa, gdzie mieszka, itd. Usiłuje go utrzymać w rzeczywistości, sprawić by się nie poddawał i nie odpływał.
Wiem, że dla mnie i dla wielu osób, największym problemem jest, gdy zdarzenie staje się przeszłością, a emocja trwa nadal i zamiast z dnia na dzień słabnąć, zdarza się, że jest silniejsza.
Mam na myśli również zdarzenia dotyczące relacji, gdy np. musimy się z kimś lub czymś rozstać (w pracy, albo w związku). Częściowo jest się tu, ale inaczej niż przedtem. Jakaś siła ciągnie, może w przeszłość, może w przyszłość, dokładnie nie wiadomo.
Poddanie się tej sile najczęściej sprawia, że odchodzimy w „swój świat”. Przeżuwamy emocje, rozważamy, co by było gdyby się zrobiło inaczej, co by było gdybym nie zrobiła tak, jak zrobiłam. Jak by się potoczyły sprawy, gdybym wiedziała wtedy, to co wiem teraz. Można na długo wsiąknąć w ten stan, zaniedbując siebie i swoje sprawy. Rzeczywistość oddala się i istnieje tylko ważna sprawa, która się wydarzyła. Nie ma to większego sensu, bo przecież zdarzenie jest w tym momencie przeszłością. Więc czemu to służy? Głównie dystansowaniu się od emocji.
Prawdziwy sens jest w uczuciach, które przysłonięte są emocją. Tak długo, jak staramy się „poradzić sobie” z emocją, tak długo bronimy się przed dopuszczeniem do świadomości uczuć, które ona niesie. W przypadku opisanego pożaru, pod emocją „ale jestem bez sensu, mało nie spaliłam chałupy”, było uczucie przerażenia i poczucia winy. Gdy przestałam uciekać od mojej emocji, poprzez tłumaczenie sobie, że nic się nie stało i mam już przestać się przejmować, to musiałam się skonfrontować z tą kombinacją uczuć.
Zadałam sobie pytanie, ile w tej dzisiejszej emocji jest uczuć z teraz, a ile podłączyło się nie wyrażonych uczuć z przeszłości i czy to właśnie chodzi jakieś nagromadzone uczucia.
Czy dlaczego mnie to spotyka, a zwłaszcza już dugi raz w ciągu ostatniego miesiąca, że wreszcie powinnam się tym zająć?
Wiedza często się przydaje, żeby z niej skorzystać do rozwiązywania zagadek życiowych. A moja wiedza mówi, że wszystko co się zdarza jest „dla mnie”, a nie przeciwko. Dla mnie były zdarzenia, po których długo jeszcze trzymał mnie strach i poczucie winy.
Reakcja na wydarzenia, które zaburzają porządek, zależy od tego, jak wygląda nasze życie wewnętrzne. Jakie przekonania organizują percepcję. A w praktyce oznacza, jak nauczyliśmy się reagować. Zależało to od wielu czynników, w tym od zachowań rodziców i opiekunów. Jak oni reagowali, jakiej reakcji oczekiwali od nas jako dzieci. Jak rozumieliśmy trudne zdarzenia w przeszłości, jak je interpretowaliśmy i kto i jak nam w tym pomagał.
Gdy, na skutek czyjejś nieuwagi, powstaje szkoda, to można zaobserwować różne ludzkie reakcje. Może być złość na sprawcę zdarzenia, może być współczucie dla ofiary zdarzenia, może się pojawić postawa ponad, wyrażająca się „gdyby ludzie uważali, to by się zło nie stało”, może być stwierdzenie: „oh, co za nieszczęście!”, lub „oh, co za szczęście że nie mnie to spotkało”, albo „ludzie to….”
Weźmy jako przykład opisane zdarzenie z pożarem. Nie było bardzo trudne, poradziłam sobie dobrze sama. Zareagowałam krytyką siebie. Może ktoś inny skrytykowałby urządzenie, które pożar wywołało, producenta albo konstruktora.
Jak nie patrzeć, to dopóki nie wydarzy się coś poruszającego, co wzbudzi silne emocje, zaburzy dobrostan, nie myślimy o zajmowaniu się swoją psychiką, ani duchowością.
Analogiczną sytuację opisał C. Tipping w 1-szym rozdziale Książki „Radykalne Wybaczanie”. Rozdział ten jest dostępny na stronie internetowej Instytutu RW, jest do pobrania. Opisał w nim cykliczność czasu, która przejawiła się jego siostrze, poprzez zachowanie jej męża.
Mocno poruszające sytuacje, przywołują uczucia, które dotyczą jakiejś konkretnej istniejącej w przeszłości sytuacji, albo sekwencji zdarzeń, których nie jesteśmy w pełni świadomi.
W moim przypadku emocje związane z pożarem, doprowadziły do odkrycia uczuć, a te sprawiły, że zaczęły do mnie powracać wspomnienia z najdawniejszych czasów. Nagle uświadomiłam sobie, że moja mama zawsze reagowała przerażeniem i obwinianiem. Gdy coś w gospodarstwie nie funkcjonowało, albo ulegało zniszczeniu, szukała winnego. Była przy tym bardzo przejęta. To szukanie winnego jakoś porządkowało jej emocje, moje niestety całkowicie zaburzało.
Dzieci rozumieją to, co robią dorośli, dosłownie. Potrzebny był winien, żeby mama się uspokoiła. Jak był potrzebny, to musiał się znaleźć. Często najsłabszy jest winowajcą. Dotarło do mojej świadomości, że wtedy zaczęłam sobie przypisywać winę. Teraz napisałam w pkt. 6. arkusza Radykalnego Wybaczania:
Pkt. 6 – Dostrzegam wskazówki w moim życiu, np. powtarzające się wzorce, które mówią, ze miałam już wiele okazji do uzdrowienia, ale ich nie rozpoznałam. Przykłady:
Przykład jest z mojej pracy w biurze. Mój szef też zawsze szukał winnego, gdy coś było źle. Byłam pierwsza, gotowa do winy się przyznać. To było poza moją kontrolą, widziałam swoją winę i mogłam ją wziąć. Miałam dwoiste doznania, z jednej strony uważałam, że zasługuję na jakąś karę, z drugiej że nie. Ale sytuacja nie była dla mnie w pełni klarowna, raz brał górę głoś, ze zasługuję, a zaraz, że nie.
W moim postrzeganiu był błąd, który polegał na tym, ze w biurze jest zawsze praca zespołowa (tak samo jak w rodzinie). Przypisując sobie winę, zdejmowałam ją z innych osób uczestniczących w procedurach.
Moja dusza pragnie dla mnie uzdrowienia, zintegrowania tej części mojej osobowości, która brała na siebie winę, by zdjąć ją z bardzo ważnej dla mnie osoby. Uzdrowienie polega na tym, aby zrozumieć, że czas brania winy już się skończył. Teraz nie muszę brać na siebie odpowiedzialności gdy pojawiają się trudności, albo błąd.
Nie muszę, jak moja mama szukać winnego, jak nie w rzeczywistości, to w mojej głowie. Mogę podjąć decyzję o innej reakcji emocjonalnej, pełnej zrozumienia.
Trudne rzeczy wydarzają się po to, byśmy mogli się rozwijać. Dla własnego dobra i dobra innych.
W obronie strategii ucieczkowych, służących jako obrona przed emocjami, muszę zaznaczyć, że aby przyglądać się emocjom i ich historiom, trzeba sobie dać chwilę na ochłonięcie. Zabieranie się natychmiast po pożarze do pisania arkusza, na niewiele się zda. Konieczne jest nabranie dystansu. Należy jednak odróżnić czas potrzebny na ochłonięcie, od czasu spędzanego na odpływaniu. Odchodzenie od siebie w nadziei, że czas pomoże, nie jest dobrym rozwiązaniem.
Jako poradę praktyczną, polecam sposób propagowany przez C. Tippinga, w postaci trzech listów. Jest łatwy i skuteczny. W mocnych emocjach piszemy list, w którym pozwalamy sobie pisać najgorsze rzeczy, włącznie z wyklinaniem i obrażaniem, kogo się da. Następnego dnia piszemy drugi list, w którym szukamy odrobiny zrozumienia dla naszych wrogów. A trzeciego dnia, to sami zobaczycie, co będziecie pisać…-trzeciego dnia zaczyna się rozumieć, jak emocje organizują życie. Oczywiście listów pod żadnym pozorem nie wysyłamy!!!