Niektórzy ludzie uważają, że członkowie rodziny nie powinni być na siebie źli, gdyż są sobie bardzo bliscy i silnie związani troską i miłością. W rzeczywistości jest na odwrót; na ludzi, którzy są dla nas nieważni, nie złościmy się nawet w małej części tak mocno, jak na tych którzy znaczą dla nas dużo. Im bliższy jest związek i im większa bliskość, tym więcej wkładamy w ten związek, i to nie tylko miłości, ale także złości. Powodów tego jest wiele. Kiedy kogoś bardzo kochamy, chcemy żeby odwzajemnił naszą miłość i gdy uważamy, że wzajemność nie jest pełna, czujemy się zawiedzeni, a to wzbudza silne poczucie niezadowolenia i braku akceptacji. Bliski związek oznacza, że potrzebujemy drugiej osoby, sprawia ze jesteśmy od niej zależni. To niesie za sobą uczucie zdania na łaskę partnera i poczucie bezradności, gdy go nie ma. Bezradność sprawia, że budzi się złość, dzięki której zamiast płakać, możemy działać. Uczuciowa bliskość zawsze wymaga pewnych ustępstw, dzielenia się i poświęcenia, a to niestety wchodzi łatwo w konflikt z naszą drugą potrzebą – odrębności i niezależności. Złościmy się, gdy bliskie związki wkraczają w naszą „przestrzeń”. Wtedy pragniemy odejść, by zająć się swoimi sprawami. Często zdarza się, że porównujemy się z kochaną osobą. Rywalizacja budzi zawiść i złośliwą chęć zabrania partnerowi czegoś, zamiast dania od siebie.
Te same problemy pojawiają się linii rodzice-dzieci. Zarówno dzieci silnie odczuwają swoją zależność od rodziców, jak i rodzice od dzieci. Rodzice potrzebują swoich dzieci i czują się urażeni i zawiedzeni, gdy dzieci okazują swoją niezalezność, lub w sytuacjach, gdy te zagrażają ich integralności. I tak, jak dziecko zazdrości rodzicom ich praw, tak rodzice zazdroszczą dzieciom. Ich młodości, beztroski i tego że ktoś się o nich troszczy.
Prymitywne, agresywne popędy są charakterystyczne dla małych dzieci,. Często się jednak zdarza, że pozostają niezmodyfikowane u dzieci starszych i u osób dorosłych. Agresywny popęd, będący odpowiedzialny za przetrwanie jednostki, pozostaje nieskanalizowany i nie służy budowaniu dobrego samopoczucia i akceptowanych społecznie zachowań. Część osobowości pozostaje małym dzieckiem, gdy inne części stają się dorosłe. Bardziej zaawansowane części wspierają dziecięcą popędowo-agresywną część swoją siłą i wzmacniają ją środkami wyrazu, które dla dziecka były niedostępne. Dorosłe „małe dziecko” staje się dużo bardziej niebezpieczne, niż np. dwuletnie.
Często agresja przejawia się poprzez mowę, poprzez upokarzanie, dręczenie i robienie złośliwych uwag. Używa się jej również do obnażania słabości innych, w celu wykazania ich niższości.
Agresja, niewłaściwie skanalizowana w wieku dziecięcym, zamiast służyć rozwojowi, kieruje się również przeciwko samemu sobie. Przejawia się w skłonności do wypadków, samobójstw, przesadnemu auto-krytycyzmowi, dręczącemu poczuciu winy, w niskim poczuciu własnej wartości i niezdolności do cieszenia się z sukcesu.
Dzieci uczą się poskramiać swoją złość podczas przebywania w relacji z rodzicami.
Istnieje kilka typowych czynników, które przyczyniają się do trudności w procesie kanalizowania i modyfikowania agresji. Najpoważniejszym jest brak spójnego związku pomiędzy rodzicami i dziećmi. Może tak być na skutek okresowych rozstań, emocjonalnego wycofywania rodziców, dużej liczby opiekunów lub ciągłych zmian osób pełniących rolę rodziców. Trudności pojawiają się również w dobrych i spójnych związkach rodziców z dziećmi. Sposób radzenia sobie rodziców z własną agresją może nie być dobrym przykładem do naśladowania. Rodzice mogą sami przejawiać wybuchy złości albo nie pozwalają dziecku na wystarczające i dostosowane do jego wieku wyrażanie złości, a to blokuje kanały rozładowania, ktore mogłyby prowadzić do zapanowania nad nią. Bywa i tak, że rodzice nie dostarczają dziecku sposobności do ulokowania agresji w działaniu lub pozbawiają je czynnej niezależności, wykonując wszystko za nich.
Najlepsze dla rozwoju dziecka jest danie mu sposobności do fizycznych działań, które pochłoną agresywną energię oraz umożliwienie słownego i bezpośredniego wyrażenia złości w stosunku do rodziców. Brzmi to dziwnie, ale możemy sobie poradzić z własną złością tylko wtedy, gdy jesteśmy w pełni świadomi, na kogo jest skierowana i dlaczego.
Niewłaściwie ukierunkowana złość lub skierowana na niewłaściwy obiekt z niewłaściwych przyczyn, zachowuje swoją aktywność i nie da się nigdy powstrzymać lub zmodyfikować.
Agresja najskuteczniej kanalizuje się w działaniach. Właściwe jej skanalizowanie umożliwia wykorzystanie tej energii do przyswajania nowych umiejętności.
Jeżeli złość tylko rozładowuje się w działaniach, nie ma z niej pożytku.
Niestety rodzice świadomie lub nieświadomie często wolą, aby ich dziecko nie złościło się na nich i nie obwiniało ich, a dziecko chętnie przemieszcza swą złość z kochanych, potrzebnych i być może budzących obawę rodziców na mniej ważne „ofiary”. Wiele zachowań rywalizacyjnych pomiędzy rodzeństwem ma swoje źródło w złości, która w rzeczywistości jest złością do rodziców. Rodzice często nie akceptują złości wewnątrz rodziny, ale pozwalają na agresję wobec zwierząt lub osób spoza rodziny. Tak mylnie kierowana złość może chronić związki w rodzinie, ale prowadzi do kłopotów w innych związkach, jak też do trudności z otoczeniem. Nie wyrażona złość wobec autorytetu rodziców, przeobraża się w złość wobec społeczeństwa.
Złość wobec rodziców jest najskuteczniej ujarzmiana przez miłość. Gdy rodzice odwracają kierunek złości dziecka na innych, albo na worek treningowy, agresja pozostaje wyrażona, ale nie oswojona i złagodzona przez wzgląd na kochaną osobę. Następuje rozdzielenie miłości i złości. Odtąd zawsze będzie trzeba szukać „złych ludzi”, aby skierować na nich przeciwną część swoich mieszanych uczuć.
Takie rozwiązanie prowadzi do nietolerancji i uprzedzeń i wyjaśnia fakt, że niektóre miłe i życzliwe osoby wobec pewnych osób lub grup zachowują się bezwzględnie i mściwie.
na podstawie książki Erny Furman "Jak wspierać dziecko w rozwoju"
na podstawie książki Erny Furman "Jak wspierać dziecko w rozwoju"