Uczucia sygnalizują nam nasze potrzeby i informują nas, czy i jak są one zaspokajane. Wspomnienia przyjemnych i nieprzyjemnych uczuć powodują chęć powtarzania, zmiany lub unikania przeżyć, które je wywołały. Uczucia dziecka są bardzo intensywne i bardzo proste. Poprzez uczucia odczuwa ono komfort i brak komfortu, przyjemność i ból. Pod koniec pierwszego roku życia i następnie w wieku przedszkolnym rozwija się u dziecka szeroki zakres uczuć, które stają się coraz subtelniejsze i zróżnicowane w swojej tonacji – miłość, nienawiść, smutek, szczęście, zawiść, bezradność, strach, zazdrość, samotność, zachwyt, rozczarowanie, radość, sympatia, wstyd, zakłopotanie, litość, poczucie winy i wiele innych. U dziecka rozwija się coraz większa zdolność ich rozpoznawania, znoszenia i wyrażania za pomocą słów i myśli, a nie działania, oraz do używania uczuć dla zrozumienia siebie i innych.
W ten sposób uczucia pomagają rozpoznać, co się z nami dzieje i co można z tym zrobić. Jednocześnie umożliwiają nam współodczuwanie z innymi, rozpoznawanie prawdziwych przyjaciół i wrogów i wskazują, kiedy zaufać, a kiedy mieć się na baczności. (Erna Furman, 1987 „Jak wspierać dziecko w rozwoju”)
Nie miałam szczęścia być dzieckiem rodziców, którzy interesowali się kwestią uczuć oraz tym, o czym one informują i jak są pomocne w rozpoznawaniu wrogów. Gdyby było inaczej, nie potrzebowałabym teraz ani Radykalnego Wybaczania, ani prac z cieniem. Regularne stosowanie narzędzi, stworzonych przez C. Tippinga, umożliwiło mi poznanie wagi moich uczuć. Cud wydarzał się za każdym razem, gdy poświęciłam czas na nazwanie i przeanalizowanie uczuć, które wprawdzie zawsze były, gdy była jakaś trudna sytuacja, ale podczas jej trwania, nie byłam ich świadoma. Późniejsza analiza, niczym w gabinecie u psychoterapeuty, pokazywała mi bogactwo uczuć i moich potrzeb, które w danej sytuacji nie były zaspokajane. Okazywało się, że potrzeby te nie były zaspokajane od dawna, ponieważ nigdy nie myślałam o uczuciach w kategorii informatora. Od najmłodszych lat starałam się „jakoś sobie radzić” i nie polegało to na zastanawianiu się co czuję, lecz na wpływaniu na innych, aby moje potrzeby zaspokajali. Najczęściej to się nie udawało i radzenie sobie polegało głównie na staraniach pogodzenia z faktem, że moje potrzeby nie będą albo w całości, albo w części zaspokojone.
Myślę, że moja sytuacja nie odbiegała zasadniczo od polskiego standardu, w którym informatorem dla ludzi jest zasób portfela, a nie bogactwo świata wewnętrznego i umiejętność wykorzystania go do zrozumienia siebie i innych. Pod tym względem zatrzymałam się w rozwoju na poziomie wyrażania uczuć w działaniu, co jest charakterystyczne dla małych dzieci. Tak jak dzieci, nie miałam możliwości rozpoznać swoich uczuć. Brak dobrej relacji z rodzicami, którzy nie potrafili rozpoznać swoich uczuć, skutkował brakiem umiejętności rozpoznawania moich własnych, we mnie i to na długo.
Trwało to do czasu, gdy życie na skutek braku w nich uczuć, zamiast przyczyniać się do poczucia szczęścia i zadowolenia, stało się koszmarem. Poczucie winy w stosunku do samej siebie oraz poczucie krzywdy było moim nieodłącznym towarzyszem. Nieświadomość procesów emocjonalnych sprawiała, że podejmowałam wysiłki zorganizowania sobie „dobrego” życia, ale było w nim mniej więcej tyle samo porażek, co sukcesów. Sukcesy pomniejszały poczucie krzywdy, porażki je znowu powiększały. Gdzieś daleko, „z tyłu głowy” czaiła się myśl, że nigdy nie uda mi się wyzbyć stale towarzyszącego poczucia bycia niewolnikiem, a to zobowiązań, a to własnych preferencji, względnie nieumiejętności. Bycie „niewolnikiem” to bardzo złożone poczucie i nie udałoby mi się rozebrać go na części pierwsze bez zastosowania Radykalnego Wybaczania. Narzędzia RW pozwalają, niczym w psychoanalizie, przyznać się do trudnych uczuć i zrozumieć skąd ta trudność i od kiedy ją się ma.
Pozwalają wziąć za nie odpowiedzialność i zamiast szukać relacji, które będą zaspokajać dziecięce potrzeby, umożliwiają pracę nad tym, aby dzięki uczuciom: rozpoznać, co się z nami dzieje i co można z tym zrobić.