6 lipca 2011

Droga wyzwalania

O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda (c.d.)

(...)Jaką drogę musi odbyć osoba, która pragnie uwolnić się od tego bagażu, która pragnie wyzwolić się z pułapki niewybaczonej krzywdy?
Przypomnijmy jeszcze raz, że człowiek wędrujący tą drogą musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa w teraźniejszości, które jest niezbędne, aby móc odbyć tę wędrówkę do przeszłości, żeby zneutralizować bolesne ślady.
Pierwszy etap tej wędrówki to zajęcie się własnym życiem emocjonalnym, ponieważ wokół śladów i blizn po cierpieniu zawiązały się znaczące, trwałe węzły, splatając kilka podstawowych rodzajów bolesnych uczuć z przeszłości. Te węzły powodują, że człowiekowi brakuje miejsca na przeżywanie uczuć, które przynosi bieżące życie; jego świat uczuć jest przepełniony zatrzymanymi, zapętlonymi, bolesnymi przeżyciami z przeszłości, a nie ma miejsca na nowe uczucia. Dlatego musimy zbliżyć się w jakiś sposób do tego węzła, rozsupłać go, zrobić coś dla bolesnych uczuć z przeszłości, uwolnić się...
Wtedy pojawi się wolne miejsce, by można teraz i w przyszłości przeżywać emocje, które będą odpowiedzią na wszystko to, co przyniesie życie.
Drogę przez zapętlony albo zamrożony świat uczuć można opisać jako przechodzenie przez cztery kręgi; czasem ludzie wchodzą wielokrotnie do różnych kręgów, niekoniecznie w takiej kolejności, jaką tutaj przedstawiam, wchodzą tak długo, aż rozplączą swoje węzły emocjonalne.

Krąg pierwszy to spotkanie z lękiem. Kiedy zaczyna się nam przypominać, co się gdzieś kiedyś wydarzyło, ślady przemocy, rany z dzieciństwa, pojawia się niepokój, czasem nasila się lęk, człowiek odruchowo cofa się psychicznie przed perspektywą dotknięcia tych wspomnień czy śladów.

Żeby przejść przez ten krąg, mimo poczucia odepchnięcia, nasilenia się niepokoju, lęku, trzeba pójść w poprzek, trzeba z własnego wyboru zrobić krok na spotkanie z lękiem, zbliżyć do niego po to, by go w jakiś sposób oswoić. W pewnym sensie oznacza to zrobienie czegoś wbrew zdrowemu rozsądkowi: boję się, ale mimo to koncentruję się nad sprawami, które mój lęk nasilą. Jeśli mimo lęku i niepokoju, które będą towarzyszyć wspomnieniom i zastanowieniu się nad bolesnymi śladami, nie ucieknę, to lęk później opadnie. Będę miał poczucie, że go oswoiłem, chociaż nie pozbyłem się go zupełnie, że się już tak nie boję tego, co się we mnie kryje.

Drugie zadanie, czyli wejście w drugi krąg, to spotkanie z cierpieniem. Lęk pojawił się w nas nie bez powodu: chronił przed zbliżeniem obszarów, które zostały kiedyś zranione. Cierpienie zostało zapisane, utrwalone w naszej psychice. Można próbować znieczulać bolące miejsca, ale się płaci za to jakąś cenę. I to jest powód, aby się do cierpienia zbliżyć, narazić się na to, żeby ponownie człowieka zabolało, ale w konsekwencji przeżyć coś niesłychanie cennego, często nieoczekiwanego.

Zbliżenie się wymagające odwagi i determinacji, już z perspektywy lat, do bolesnych miejsc, wspomnień, niekiedy boleśnie przerażających, może spowodować, że doświadczamy czegoś takiego: dotknąłem tego, ale to mnie nie zabiło, zbliżyłem się do bólu, ale on mnie nie zniszczył; okazało się, że mogę to znieść, szczególnie że nie ma już nowych powodów cierpienia. Zbliżenie do bólu może sprawić, że zacznie on się zmniejszać. Bywa to tak, jakby człowiek przedostał się na drugą stronę, ból nie okazał się tylko taki straszny, jak nam się wydawało, ale także osłabł; w pewnym sensie oswajając człowiek osłabił go.

Oczywiście, trudno oczekiwać, że bolesne wspomnienia staną się przyjemne. Bywają takie wspomnienia, które nami wstrząsają i które mrożą krew w żyłach, a czasem są to po prostu niemiłe wspomnienia, o których potrafimy opowiedzieć innym ludziom, spokojnie je sobie rozważyć. W każdym razie ognisko bólu przestaje być aż tak mocne i żywe. Na tym właśnie polega sens przechodzenia przez drugi krąg: na oswajaniu, odwrażliwianiu bólu nie przez zaprzeczanie, tylko przez zbliżenie się i oswajanie.

Trzeci krąg to spotkanie z gniewem. O ile cierpienie jest naturalną reakcją człowieka na zranienie, to gniew jest jedną z podstawowych reakcji emocjonalnych na różnego rodzaju zagrożenia i złe rzeczy, które człowieka spotkały. Gniew powoduje gromadzenie się w psychice człowieka energii niezbędnej do tego, żeby się przeciwstawić złu, które dotyka człowieka albo jego bliskich. Otóż to, co spotkało ludzi skrzywdzonych w przeszłości np. ofiary przemocy w dzieciństwie, uruchomiło w nich falę gniewu, ale że byli bezsilni, bezradni, to ta fala gniewu została stłumiona, zapętliła się w węzeł wewnętrzny, wiążąc się z ich lękiem i cierpieniem. Ta energia gdzieś tam w człowieku drzemie, a czasem bulgoce i często szkodzi, gdyż stłumiony gniew zwraca się przeciwko człowiekowi, który nie był na tyle silny, żeby wyrazić go na zewnątrz, sprzeciwić się złu, więc zwraca go przeciwko samemu sobie, zaczyna się potępiać i oskarżać, a to jest niszczące.

Przechodzenie przez trzeci krąg bywa często przyzwoleniem, żeby gniew z dużą siłą ożył na nowo; czasami to jest bardzo trudne przeżycie, przychodzą bowiem fale nienawiści, poczucie, że jeśli pozwolę, żeby ten gniew na nowo się rozwinął, może mnie to doprowadzić do agresywnych czynów.

Co zrobić z tym gniewem, w jaki sposób go wyrazić? To nie jest łatwe spotkanie, czasami skłania człowieka do jakiejś fantazji o zemście, o nienawiści. Ale także i z tą falą można sobie poradzić, pozwolić na to, by fantazje buchnęły płomieniem, wyrzucić je z siebie, wyrazić werbalnie. Kiedy wierzchołek fali gniewu przepłynie, to pojawi się później trochę spokoju. Gniew nie rośnie w nieskończoność. Trzeba mu tylko pozwolić, by ożył po latach właśnie po to, żeby sam się mógł wypalić. I wtedy fala gniewu opada, już nie tkwi w nas z niszczącą, czasem autodestrukcyjną siłą.

Czwarty krąg to spotkanie ze smutkiem. Smutek jest podstawową reakcją na straty. Kiedy tracimy coś ważnego, to doświadczamy smutku. Oczywiście osoba, która doznała poważnej krzywdy przed laty, przeżyła falę smutku, ponieważ straciła coś cennego dla siebie: przywiązanie, jakieś nadzieje... Ten smutek nie spełnił się do końca, bo był lęk, bo było cierpienie, poczucie bezsilności, bo fala smutku napełniła człowieka, ale nie odpłynęła, została w nim w postaci przygnębienia, obniżenia dynamiki życiowej, braku perspektyw, pesymizmu.

Trzeba spotkać się po latach ze smutkiem i przeżyć jego odnowienie, ale przeżyć w sytuacji aktualnej. Dla niektórych osób to jest najtrudniejsze spotkanie, gdyż oznacza, że musimy także pogodzić się z pewnego rodzaju stratami, wobec których smutek jest czymś naturalnym. Przede wszystkim uznać fakt, że nie można cofnąć czasu. Że nie można naprawić tego, co się wydarzyło. Czasem trzeba się rozstać ze złudzeniami, że może to wszystko było kiedyś pomyłką, że to może nieprawda. Rozstać się z nadzieją, że ktoś nas pokocha, skoro nas zdradził. Rozstać się z marzeniem, że ktoś nas doceni, skoro nas deprecjonował. Takie złudzenia żywimy w sobie całymi dziesięcioleciami, bo nie chcemy się pogodzić z tym, co już dawno życie nam powiedziało wprost, nie przyjmujemy tego do świadomości, bo się boimy jeszcze jednej ostatecznej utraty. Ale płacimy za to dużą cenę. Dlatego smutek, który przeżyjemy na drodze uwalniania się od poczucia krzywdy, jest smutkiem uzdrawiającym, przywracającym nam grunt pod nogami. Szloch i łzy nie będą napełniać goryczą, ale oczyszczać duszę. Właśnie o to chodzi w czwartym kręgu (...)