21 lipca 2011
"To się nie może udać"
Przekonanie, że wszystko jest w moich rękach, ma pewną szczególną właściwość – uczy nie przeceniać sukcesów, ale uczy również odporności na porażki. Pozwala myśleć, że jeśli nie teraz, to później, ale i tak zrobię to, co chcę.
Słowem, porażka nie paraliżuje, ale raczej mobilizuje. Sukces nie skłania do osiadania na laurach, ale raczej do postawienia następnego kroku.
Ważne jest zapewne, aby takie przekonanie powstało wcześnie, w dzieciństwie, a to wiąże się z treningiem samodzielności i z pewnym rodzajem dystansu wobec świata. To zaś w dużym stopniu zależy od tego, jak ludzie dorośli reagują na samodzielność i poszukiwanie niezależności u dzieci. Czy je wzmacniają, czy może gaszą... Czy zachęcają, czy może przestrzegają...
Obserwacje codzienne pokazują, że samodzielność i niezależność dzieci często wcale nie cieszy rodziców i opiekunów. Co rusz słyszymy: „nie dotykaj tego, bo się pobrudzisz”, „nie wchodź tam, bo sobie jeszcze coś złego zrobisz”. Na co dzień więcej widać treningu uległości niż treningu samodzielności. Być może dlatego spotyka się tak wielu ludzi, którzy „chcieliby, a boją się”. Ludzi dotkniętych nerwicą niepowodzenia. Takich, którzy wierzą, że „im nie może się udać” (już samo odwoływanie się do formuły „udania się” pokazuje, jak mało jest tu wiary w siebie, a jak dużo wiary w los, w szczęście czy pech).
W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego prześladuje mnie myśl: "to się nie może udać" znalazłam powyższy tekst w internecie. Określa moją myśl jako przekonanie, które powstało w dzieciństwie, w wyniku braku treningu samodzielności. Moje praktyki i ćwiczenia w zakresie rozwoju osobistego wielokrotnie umożliwiły mi odbieranie mocy takim toksycznym przekonaniom. Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że jakieś przekonanie kieruje moimi zachowaniami, szczerość wobec siebie bez obwiniania innych, czy siebie. Następny krok to medytacja, dzięki której uzyskuje się obiektywny wgląd w "pozytywną intencję" przekonania. W końcu, gdy się czegoś nie umie, to muszą działać mechanizmy obronne. Zgoda na istnienie konfliktu wewnętrznego pomiędzy tym co jest, a tym co chciałabym żeby było. Złość na własne "wybrakowanie", na rodziców za ich zachowawczy stosunek do życia, na innych ludzi, od których zależał mój rozwój, a w końcu na to, że tak jak jest - mnie nie satysfakcjonuje. Dopiero tu mogę zapytać siebie: jak ma być i co mam zrobić, żeby tak było. Krok po kroku ożywić w sobie myśl, że "wszystko jest w moich rękach", bo naprawdę jest i zawsze było.
https://zrozumiecemocje.com.pl/
17 lipca 2011
Najpierw myśl, potem uczucie
Powszechnie panuje dość błędne przekonanie, że złość, czy jakieś inne negatywne uczucie jest rezultatem przykrych sytuacji. W rzeczywistości, pomiędzy zdarzeniem a pojawieniem się jakiejkolwiek emocji, występuje jeszcze bardzo ważne ogniwo: nasze myśli o tym, co się wydarzyło. Podobnie jak w początkowych punktach Arkusza Radykalnego Wybaczania, czy w Pracy z cieniem, można na bieżąco analizować proces, w którym uczucia poprzedzone są naszymi myślami.
A. ZDARZENIE
B. MOJA OPINIA O TYM ZDARZENIU
C. MOJE EMOCJE
Krótko mówiąc: to co czujemy, zależy od tego w jaki sposób zinterpretujemy sytuację. Zmiana sposobu myślenia zmienia odczuwane emocje.
A. Dostałem mandat za parkowanie bez biletu.
B. Moja myśl: "Los się na mnie uwziął, ale mam pecha"
C. W rezultacie czuję: złość, przygnębienie, niskie poczucie własnej wartości, rezygnację.
Spróbujmy sobie to wyobrazić w nieco innej wersji:
A. Dostałem mandat za parkowanie bez biletu.
B. Moja myśl: "No cóż, kiedyś w końcu musieli mnie złapać. Zresztą nie ja jeden płacę mandaty. Właściwie to i tak wychodzę na swoje - od tak dawna parkuję bez płacenia..."
C. W rezultacie czuję: zadowolenie, spokój;
Dręczymy się przykrymi emocjami właśnie dlatego, że stosujemy myślenie nawykowe. To znaczy, oparte na naszych przekonaniach dotyczących ludzi i życia, bez zastanawiania się skąd je mamy. Jeśli potrzebujemy drogi do radzenia sobie z tym, co niesie nam życie, warto zacząć uświadamiać sobie własne wewnętrzne dialogi, które doprowadzają do gniewu, rozpaczy czy innych przykrych uczuć i skutkują równie niemiłymi reakcjami.
15 lipca 2011
Retrorefleksja (F.Perls)
(...)Ważne jest także, aby stale zachodziła pełna wymiana pomiędzy jednostką a otoczeniem. Dla tego procesu ważne są elastyczne granice. Osoba, która pozostaje w twórczym kontakcie z otoczeniem, staje się odpowiedzialna za równowagę między Ja a otoczeniem. Zagrożenie dla zdrowia występuje wówczas, gdy nie uwolniona energia zostaje w ciele i jest powodem chronicznego napięcia mięśniowego, tzw. trzymania mięśniowego i może powodować bóle w różnych częściach ciała. Zwrócenie energii na siebie zamiast na zewnątrz Perls (1973) nazwał retrofleksją.
Zaburzenia o rozmaitej postaci polegają na zakłóceniach wymiany pomiędzy Ja a światem. Jednym z tych mechanizmów jest introjekcja, tj. włączenie do Ja części obcych, nie zasymilowanych (poglądów, przekonań) i czynienie siebie odpowiedzialnym za coś, co jest częścią otoczenia. Gdy natomiast na granicy Ja-świat powstaje zjawisko rzutowania w świat zewnętrzny cech nie uświadamianych i nie akceptowanych, występuje znane zjawisko projekcji.
W procesie neurotycznym mamy też do czynienia z odrzucaniem własnego Ja i unikaniem kontaktu z własnym doświadczeniem. U osób tych kształtuje się Ja powinnościowe, które realizuje tylko oczekiwania społeczne i powinności, ze szkodą dla własnych potrzeb i pragnień; zamiast je zaspakajać, Ja-Poddany broni się i czasem oszukuje. Ta gra między nieautentycznymi potrzebami naszego Ja jest ucieczką od siebie i prowadzi do zaburzeń w rozwoju osobowości. Według Perlsa człowiek jest całością psychocielesną. Zaprzeczanie Ja i emocjom powoduje też zaburzenia w funkcjonowaniu struktur cielesnych (...)
źródlo: Internet
11 lipca 2011
Jesteś wibrującą istotą
Możesz odczuć, czy pozwalasz na zaistnienie pełnego połączenia ze Źródłem energii, czy też nie.Twoje coraz lepsze samopoczucie jest wskaźnikiem, że coraz bardziej otwierasz się na to połączenie. Dobre samopoczucie oznacza otwartość na połączenie, złe samopoczucie oznacza brak zgody na to połączenie. Złe samopoczucie jest równoznaczne z oporem wobec połączenia ze Źródłem.
Jesteś "Wibrującą istotą" nawet w swojej fizycznej postaci, składającej się z mięśni i kości. Wszystko, czego doświadczasz w swoim otoczeniu, ma także charakter wibracyjny. Jesteś wyposażony w umiejętność przekładania wibracji. Dzięki temu możesz zrozumieć swój świat fizyczny. Najbardziej czułymi interpretatorami wibracji, które do ciebie docierają są twoje emocje.Jeżeli zwracasz uwagę na istotne sygnały, którymi są twoje emocje, możesz zrozumieć z absolutną dokładnością wszystkie swoje bieżące, jak i również przeszłe przeżycia. To nowe zrozumienie swoich emocji możesz z dużą precyzją i łatwością użyć w układaniu swoich przyszłych doświadczeń.
Jeśli przykładasz baczną uwagę do tego, co odczuwasz, wypełniasz zadanie, z którym przeszedłeś na świat.
Możesz kontynuować w radosny sposób twój intencjonalny rozwój, tak jak to zostało zaplanowane. Rozumiejąc swój emocjonalny związek z tym, kim naprawdę jesteś, zrozumiesz to, co wydarza się w twoim świecie. Zrozumiesz także każdą inną istotę, z którą wejdziesz w kontakt. Nigdy ponownie nie pojawią się w tobie pytania dotyczące twego świata, na które nie znajdziesz odpowiedzi.
"Proś, a będzie ci dane" Esther i Jerry Hicks
9 lipca 2011
Człowiek, to brzmi dumnie!
Różne koncepcje filozoficzne starały się określić miejsce człowieka w świecie. Jedną z nich jest nurt egzystencjalny, którego twórcą był Viktor Frankl.
Człowiek określony został przez niego jako podmiot i osoba, a zjawiska psychiczne zostały ujęte subiektywistycznie, jako fenomeny jego świadomości.
Filozofia ta traktuje człowieka jako istotą intencjonalną, zdolną do niezależnych decyzji i odpowiedzialną za te decyzje; zdolną do przekraczania praw natury oraz nadawania doświadczeniom i aktualnej sytuacji znaczenia.
Dlatego też w procesie poznawania ważna jest uwzględnienie analizy egzystencjalnej, czyli odkrywania sposobu nadawania znaczenia wydarzeniom życia.
Człowiek realizuje się w trzech wymiarach; wymiarze biologicznych, psychicznym i duchowym.
Zaburzenia pojawiają się, gdy brakuje świadomości potrzeby sensu i świadomości frustracji w realizacji tej potrzeby; gdy traci się poczucie sensu swego istnienia, nie można go odkryć i realizować.
Zjawisko to występuje zazwyczaj w sytuacjach przesytu, braku, wymagań, zobowiązań i stresu. W tych sytuacjach mogą też wystąpić objawy nudy, niezadowolenia, pustki i poczucia bezsensu. Konsekwencją jest poszukiwanie zastępczych sposobów wypełnienia pustki, takie jak zabawy, bezrefleksyjne pogrążanie się w wirze pracy, zachowania prowadzące do uzależnienia.
Zdrowy człowiek jest zdaniem Frankla zdolny do realizacji potrzeby sensu, a ostatecznym sensem istnienia człowieka jest transcendencja. Taki człowiek jest też zdolny do życia odpowiedzialnego i do miłości, do przekraczania siebie. Człowiek taki - "osobowy podmiot" - jest też twórczy, otwarty i wolny. Realizuje się w wymiarze biologicznych, psychicznym i duchowym. Głębokie poczucie sensu pozwala człowiekowi znaleźć sens w cierpieniu i w sytuacjach ekstremalnych obciążeń. Poczucie sensu pozwala przetrwać trudne sytuacje, czego Franki doświadczył sam jako więzień obozów koncentracyjnych. W odróżnieniu od psychologów humanistycznych, Franki uważa, że samorealizacja nie jest celem ostatecznym - jest ona efektem realizacji sensu.
Stworzona przez niego technika paradoksalnej intencji służy przerwaniu błędnego koła objawów nerwicowych. Polega ona na wzbudzeniu wyobrażenia tego, czego człowiek najbardziej się boi.
Psychologiem humanistycznym był Abraham Maslov. Zakładał on, że zdrowie polega na procesie rozwoju w kierunku pełni człowieczeństwa, poznaniu własnych potencjałów i realizowaniu ich, czemu towarzyszy też pełne, świadome przeżywanie siebie i otoczenia.
Jest to długotrwały proces samorealizacji, który integruje funkcjonowanie człowieka w wymiarze intrapsychicznym i w relacji ze światem. Do zdrowia idealnego ludzie się zbliżają, jednak nie zawsze je osiągają.
Zaburzenia są przez Maslowa ujmowane jako defekt rozwoju na skutek trwałego niezaspokojenia podstawowych potrzeb: bezpieczeństwa i przynależności, uznania i szacunku. Osoby z takim doświadczeniem biograficznym nie mogą w pełni realizować swoich możliwości. Powoduje to zatracenie Ja i poczucie nieautentyczności. W nerwicy człowiek zostaje pozbawiony zdolności do rozpoznawania sygnałów swojego rozwoju.
Zdaniem Maslowa potrzeby człowieka są naturalne i pozytywne; to kultura utrudnia i uniemożliwia ich realizację. Maslow stwierdza jednak także, iż osiąganie samorealizacji i zdrowia jest możliwe dopiero w okresie dorosłego życia,
terapia powinna polegać przede wszystkim na oddziaływaniu na otoczenie blokujące rozwój i na te wzory kultury, które zaburzają rozwój.
Carl Rogers, prowadząc badania nad różnymi formami psychoterapii i jej skutecznością, stworzył teorię osobowości.
Zakłada ona, że człowiek, z natury dobry, posiada wrodzoną zdolność do zdrowego rozwoju. Zdaniem Rogersa doświadczenie (zachodzące w organizmie) tworzy pole fenomenologiczne, które, nie pokrywając się z polem świadomości, jest potencjalnie dostępne świadomości.
Świadomość jest tą częścią doświadczenia, która jest przedstawiona symbolicznie. Podstawową, wrodzoną tendencją organizmu jest dążenie do urzeczywistnienia Ja. Organizm posiada wrodzoną umiejętność rozpoznania tego, co jest dla niego dobre i złe, określił tojako wartościowanie organizmiczne. W toku rozwoju człowiek, w swoich kontaktach ze światem, zaczyna stopniowo wyodrębniać te doświadczenia, które są związane z własną osobą. Zaczyna odróżniać siebie od otoczenia i z czasem powstaje pojęcie "Ja", pozytywnego obrazu Ja i pozytywnego związku z ludźmi. Jest to proces wyuczony, wyrażający tendencję do samoaktualizacji.
Jeżeli proces ten przebiega prawidłowo, a człowiek, będąc bezwarunkowo akceptowanym i akceptując siebie, rozwija wszystkie swoje potencjalne możliwość, staje się osobą w pełni funkcjonującą, tj. wykorzystuje całe swoje doświadczenie do pełnego rozwoju i pożytecznego działania społecznego.
Obraz "Ja" tworzy się z doświadczeń dotyczących własnej osoby, stanowi postać, której część świadoma została nazwana "koncepcją Ja". Na koncepcję tę składają się "Ja realne" i "Ja idealne".
Zgodność między tymi postaciami "Ja" decyduje o przystosowaniu, jest ona podstawą samoakceptacji i przystosowania.
Według Rogersa zdrowym jest człowiek, który zaspokaja potrzebę uznania ze strony otoczenia i potrzebę samoakceptacji, jest otwarty na własne doświadczenie i posiada spójne pojęcie "Ja".
Proces urzeczywistniania własnych możliwości nigdy się nie kończy; w związku z tym człowiekiem zdrowym jest ten, który nie tylko jest "w pełni funkcjonującą osobą", ale jest też zdolny do ciągłego rozwoju.
Gdy otoczenie staje na drodze naturalnej tendencji do aktualizacji i tendencji do samorealizacji, mogą się pojawić zaburzenia.
Szczególną rolę odgrywa też warunkowa akceptacja, jaką stosuje otoczenie np. w procesie wychowywania: matka kocha warunkowo, za coś, gdy dziecko spełnia określone warunki.
Bezpośrednią przyczyną patologii jest konflikt – sprzeczność pomiędzy naturalnymi tendencjami a negatywną oceną tych tendencji ze strony otoczenia.
Ten konflikt rodzi lęk. Wówczas człowiek zaczyna zachowywać się obronnie. Stosuje najczęściej dwa mechanizmy: (
1) niedopuszczania do świadomości
(2) zniekształcania w świadomości - do tego typu Rogers zaliczył racjonalizację i projekcję.
W ten sposób powstają w polu fenomenologicznym doświadczenia odszczepione od "Ja". Przy głębszych zaburzeniach może dojść do zaprzeczenia pojęciu "Ja" - osoba zaprzecza swojej tożsamości lub przyjmuje pojęcie urojone, co nazywa się zmianą pojęcia "Ja".
Źródło: H. Sęk, Psychologia kliniczna, t. I, PWN, Warszawa 2007, s. 120-131
8 lipca 2011
Kształtowanie osobowości człowieka w rodzinie i uznania życia jako wartości
Osobowość jednostki kształtowana jest poprzez dwa istotne procesy: proces wychowania oraz proces socjalizacji. Proces socjalizacji jest przy tym procesem spontanicznym, naturalnym, trwającym zwykle przez całe życie jednostki. Istotna rolę odgrywa tu więc środowisko jednostki, a zatem rodzice, sąsiedzi, grupy rówieśnicze, instytucje wychowawcze takie jak szkoła. Współcześnie istotna rolę wychowawczą odgrywają także media: prasa, radio, telewizja, Internet, a także literatura, książki, kino. Pod wpływem tych elementów rzeczywistości także kształtowana jest osobowość jednostki. Ogromna role w kształtowaniu jednostki odgrywa jej środowisko społeczne, w szczególności to pierwsze środowisko czyli rodzina, najbliższe otoczenie, rówieśnicy. Dzieje się tak , iż tych warunkach proces ten jest spontaniczny. W tym środowisku dziecko uczy się pierwszych poprawnych sposobów zachowania się, przystosowywania się oraz sposobów uczestnictwa w szerszym społeczeństwie. Kolejnym elementem jest środowisko szkolne: wychowawcy, nauczyciele oraz szkolni koledzy. Tam bowiem, pod ich wpływem, kształtują się w miarę trwałe postawy, poglądy, przekonania oraz wzory postępowania. Najważniejszy wpływ na proces kształtowania osobowości jednostki ma jednak rodzina. W naukach społecznych rodzina oznacza stosunkowo trwałą grupę społeczną, której członkowie są powiązani poprzez wspólnych przodków, małżeństwo lub adopcję. Do najważniejszych funkcji rodziny zalicza się następujące funkcje: ekonomiczno-materialną, opiekuńczą, socjalizacyjną, prokreacyjną, mającą na celu zapewnienie ciągłości danej rodziny; seksualną; kulturalną; rekreacyjną oraz towarzyską. Wpływ rodziny, a przede wszystkim rodziców na osobowość dziecka zaznacza się przede wszystkim w okresie dzieciństwa. Nie oznacza to jednak, że nie odgrywa ważnej roli także w okresie dojrzewania, a także i potem. Od przyjętych przez rodziców postaw rodzicielskich zależy jak ukształtuje się osobowość dziecka. Wyróżnić przy tym możemy dwa rodzaje postaw: postawy pozytywne oraz postawy negatywne. Do pozytywnych postaw rodzicielski zalicza się:
- postawę akceptacji - ta postawa jest głównym warunkiem poprawnego układu stosunków w rodzinie. Ona decyduje o atmosferze domu rodzinnego i przejawia się przede wszystkim w tolerancji w stosunku do dziecka, oraz w akceptacji nie tylko jego zalet ale również i wad;
- postawę współdziałania - postawa ta wyraża się przede wszystkim w chęci współpracy z własnym dzieckiem na przykład przy odrabianiu lekcji, wspólnym udziale w różnych zabawach i zajęciach. Rodzicie prezentujący ta postawę są zainteresowani sprawami dziecka, często z nim rozmawiają, udzielają odpowiedzi na różne pytania, które zadaje dziecko. Postawa współdziałania rozwija w dziecku poczucie własnej wartości oraz wiarę we własne możliwości i silę;
- postawę rozumnej swobody - postawa ta wyraża się w pozostawieniu dziecku swobody działania, przejawiania inicjatywy oraz aktywności. Ważne jest bowiem by dziecko nawiązywało kontakty z innymi ludźmi: kolegami, sąsiadami, rówieśnikami. W ten sposób jednostka uczy się samodzielności oraz odpowiedzialności za swoje własne postępowanie oraz zachowanie;
- postawę związaną z uznaniem praw dziecka - postawa ta wyraża się w gotowości rodziców do traktowania dziecka jako równouprawnionego członka rodziny. Przejawia się ona w tym, iż dziecko uczestniczy w życiu rodziny, razem z resztą rodziny uczestniczy w rozwiązywaniu ważnych dla niej spraw. Postawa ta sprzyja rozwojowi indywidualności dziecka.
Negatywne postawy rodzicielskie nie są postawami sprzyjającymi poprawnemu rozwojowi jednostki. Do postaw tych można zaliczyć następujące postawy:
- postawę odrzucenia - postawa ta objawia się zwykle dystansem wobec dziecka, tym że rodzice często krytykują dziecko oraz lekceważą jego osiągnięcia, często tez stosują kary, które nie są adekwatne do winy;
- postawę unikającą - postawa ta objawia się tym, iż dziecko ma zapewnione dobre warunki materialne, natomiast nie mają więzi emocjonalnej z rodzicami, którzy zwykle nie mają czasu na to, by przebywać z własnym dzieckiem. Rodzicie prezentujący taką postawę żyją zwykle własnym życiem, a ich troska o dziecko często ma charakter pozorny;
- postawę nadopiekuńczą - postawa ta wyraża się w chęci nadmiernej opieki i ochrony własnego dziecka. Często dobywa się to kosztem kontaktów z szerszym społeczeństwem, gdyż rodzice starają się go ograniczać. W konsekwencji dziecko nie jest jednostką samodzielną, co więcej postawa ta sprzyja kształtowaniu się osobowości egoistycznej oraz egocentrycznej;
- postawę nadmiernie wymagającą - ten rodzaj postawy objawia się tym, że rodzice mają względem dziecka bardzo wysokie, często zbyt wysokie wymagania i aspiracje. Chcą je kształtować według własnego, określonego wzoru. Postawa ta może sprawić, iż ukształtuje się jednostka z obniżonym poczuciem własnej wartości, nieudolna, przejawiająca skłonności do agresji.
Negatywne postawy rodzicielskie nie są postawami sprzyjającymi rozwojowi i kształtowaniu osobowości jednostki. Dominacja takich postaw może być przyczyną wielu tragedii. Jedną z nich, nasilającą się zresztą we współczesnym świecie są samobójstwa. Duży wkład w rozwój badań dotyczących samobójstw miał francuski socjolog Emil Durkheim. Durkheim wyróżnił cztery główne typy samobójstw. Są to: samobójstwo egoistyczne - jest ono rezultatem zbyt słabej integracji jednostki z szerszym społeczeństwem; samobójstwo altruistyczne - jest rezultatem zbyt mocnej integracji jednostki z szerszym społeczeństwem, z celami, interesami i wartościami danej grupy; samobójstwo anomiczne - jest rezultatem tak zwanej anomii społecznej czyli zakłóceń dotychczasowego porządku społecznego i samobójstwo fatalistyczne - to rezultat jakiejś tragicznej sytuacji jednostki.
Samobójstwo jest obecnie zjawiskiem , które coraz częściej dotyka dzieci i młodzież. Według wielu ekspertów winę za to ponosi w dużej mierze atmosfera domu rodzinnego. Na takim stanowisku stoi między innymi G. Uzan, który wskazuje, że duża część niedoszłych młodych samobójców to osoby, pochodzące z rodzin rozbitych, w których zachwiana jest sfera emocjonalna. Ich domy cechowała atmosfera chłodu, brak harmonii oraz często zbyt duże wymagania względem dzieci. Zazwyczaj samobójcy pochodzą z rodzin, w których proces wychowania został zakłócony, wiele z tych osób wychowywało się także w domach dziecka lub rodzinach zastępczych. Wagę sytuacji rodzinnych podkreślają także W. Bandura oraz M. Norwid. Zwracają uwagę na rolę ojca w rodzinie. Częściej bowiem do prób samobójczych dochodziło w rodzinach, w których ojciec był niedojrzały emocjonalnie lub też nadużywał alkoholu, przez co nie był w stanie zaspokoić potrzeb emocjonalnych swoich dzieci. Jeżeli chodzi o rolę matki, to do prób samobójczych dochodziło częściej w rodzinach, w których matka była nieprzystosowana do roli żony oraz matki, cechowała ją niedojrzałość emocjonalna i egocentryzm. (źródło: Internet)
6 lipca 2011
Uczyć się poprzez własne projekcje
Osoby świadome siebie posługują się swoim wewnętrznym "Dorosłym" by odkrywać zdezintegrowane aspekty własnej osobowości.
Wykorzystują do tego celu własne projekcje. Projekcja jest częstym elementem funkcjonowania człowieka.
Frederic Perls pisze:
projekcja jest procesem, który sprawia, że jakaś cecha charakteru, postawa, uczucie lub zachowanie, będąca częścią waszej osobowości, nie jest postrzegana jako takie; jest ona przypisywana obiektom lub osobom z otoczenia i odbierana jako skierowane na was, a nie odwrotnie. Wrażenie bycia odrzuconym - najpierw przez rodziców, potem przez przyjaciół - jest ugruntowane i trwale podtrzymywane przez neurotyka. Czasem tego rodzaju przekonania są uzasadnione. Ich odwrotność jest jednak równie często prawdziwa; neurotyk odrzuca innych, bo nie stają oni na wysokości zadania, norm lub szczególnego ideału, który on sam im narzuca. Jeśli już raz dokonał projekcji owego odrzucenia na innego człowieka, może nie poczuwając się do odpowiedzialności, uznać siebie za bierny obiekt wszelkiego rodzaju szykan, surowości i niezawinionej "krzywdy".
Człowiek może rzutować dowolną cechę charakteru, negatywną czy pozytywną, którą wyłączył ze świadomości.
Może nieświadomie zarzucać innym, że np. się złoszczą, podczas gdy w istocie to on sam przeżywa złość; spostrzega ich jako czułych i kochających, sam takim będąc, mimo pozorów chłodu. Narzeka na nieczułego małżonka, nie dostrzegając, że nie okazuje mu żadnych ciepłych uczuć.
Często ludzie praktykują sposób na poradzenie sobie z własnymi błędami poprzez permanentne rzutowanie ci na innych. Zamiast przyznać się do własnej słabości osoby takie drobiazgowo wychwytują potknięcia innych.
Próba wykorzystania własnych projekcji do lepszego poznania siebie, wymaga poddania w wątpliwość powodów podziwiania lub oskarżania innych. Wyrażając podziw lub oskarżając innych, należy zadać sobie pytanie: "Czy jest możliwe, że ta cecha czy zachowanie jest charakterystyczne dla mnie?"
Dzięki temu pytanie ktoś, kto się skarży, że nikt go nigdy nie słucha, może dostrzec, że zazwyczaj nie słucha nikogo, że osoby mówiące, że nikt ich nie docenia, nie okazują uznania dla innych, że ci, którzy z zapałem śledzą błędy innych, nie radzą sobie z własnymi.
Ucząc się siebie przez własne projekcje, wspieramy tę część siebie, która obiektywnie rozpracowuje rzeczywistość.
Człowiek, jeśli jest aktywny, zdolny jest do zbierania i przetwarzania informacji, przewidywania możliwych konsekwencji różnych działań i do podejmowania świadomych decyzji.
Pełnienie funkcji kontrolnych przez wewnętrznego "Dorosłego" wymaga aktywności i ćwiczenia. Każdy człowiek jest do tego zdolny, nawet jeśli wydaje się to trudne.
Eric Berne podaje następującą analogię: "...nawet jeśli nie słychać z jakiegoś mieszkania radia, to wcale nie oznacza, że go tam nie ma; może się tam znajdować doskonały aparat, ale trzeba go włączyć i rozgrzać, zanim usłyszy się go wyraźnie".
Poznawanie siebie przez swoje projekcje, pomaga w kierowaniu życiem w bardziej inteligentny sposób, zgodnie z maksymą: "jeśli nie ma wiatru, wiosłuj!".
https://zrozumiecemocje.com.pl/
Nowy porządek
O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda (c.d)
(...)Ostatni obszar jest związany z tym, że człowiek musi popracować nad odbudową swojego porządku osobistego, jeżeli chce się naprawdę skutecznie uwolnić od śladów utrwalonej krzywdy. Nie jest to łatwe wyzwanie. Zdarza się, że dorosły człowiek, mający za sobą czasem trzy, cztery, czasem więcej dziesiątków lat życia, staje przed perspektywą znalezienia odpowiedzi na podstawowe pytania, które zadają sobie młodzi ludzie: jak żyć, w co wierzę, na czym mi naprawdę zależy? Kim jestem? Za pomocą tych pytań można budować nowy porządek, na który składają się przede wszystkim trzy elementy: porządek w czasie, przestrzeni i w wartościach.
Porządek w czasie oznacza nauczenie się rozróżniania teraźniejszości od przeszłości i przyszłości. To bardzo ważne: nauczyć się zakorzeniać w teraźniejszości, w tym, co człowiek aktualnie słyszy, czuje, myśli, czego dotyka, co je, czyli pozyskać solidny grunt. I umieć odróżniać teraźniejszość od różnych wytworów własnego umysłu na temat spraw minionych i przyszłości, kontrolować swoją wyobraźnię, żeby nie popadać w przerażenia, wywodzące się z przypuszczeń, że coś kiedyś może się wydarzyć. Żeby nie być bezbronnym wobec przygnębienia, które się pojawi na myśl o tym, co wydarzyło się trzydzieści lat temu. To właśnie oznacza zrobienie porządku w czasie, czyli dostrzegania i zakorzeniania w teraźniejszości.
Robienie porządku w przestrzeni oznacza uporządkowanie granic własnego ja, czyli zobaczenie i wytyczenie granicy, jaka mnie oddziela od innych ludzi. To jest nauczenie się spokojnego odróżniania: co jest moim pragnieniem, a co obowiązkiem innych ludzi. Albo: co jest oczekiwaniem kogoś innego, a co moim obowiązkiem. Na przykład: mam czasem pragnienie, żeby ktoś coś dla mnie zrobił, może mi się wydawać, że jeżeli ja czegoś potrzebuję, to ktoś, kto jest ze mną związany, ma święty obowiązek mi to dać. A jeśli mi nie daje, to jest krzywdą dla mnie albo jego złym uczynkiem. Robiąc porządek w przestrzeni można powiedzieć: tu są moje pragnienia, a tam są cudze decyzje. Ktoś może podjąć decyzję, że moje pragnienia będzie zaspokajać, ale może podjąć inną decyzję. To samo dotyczy mnie. Czasem ludzie czują się zniewoleni tym, że inni czegoś od nich oczekują, niezależnie od tego, czy spełniają te oczekiwania, czy nie - to granice między pojęciem "ja" a innymi ludźmi są zatarte. Jeżeli ja pozwalam komuś innemu na decydowanie o zaspokojeniu moich oczekiwań bądź nie, to także oznacza, że mam prawo decydować w sprawie spełnienia jego oczekiwań. Możesz ode mnie czegoś bardzo chcieć, ja mogę podjąć decyzję, żeby ci to dać, ale nie będę narzekać, że mnie wykorzystujesz, bo to ja tak zdecydowałem. Ale także mogę powiedzieć: nie. Wtedy mam poczucie wolności, chociaż to może być kłopotliwe. Robienie porządku w przestrzeni jest przede wszystkim nauką budowania zdrowych, elastycznych granic. Mogę podjąć decyzję, że otwieram się, proszę, zbliż się do mnie, ja na to pozwalam. Ale może się zdarzyć, że powiem: nie! Wtedy zamknę drogę, chcę być trochę dalej.
I wreszcie ostatnia sprawa, czyli budowanie porządku w sferze wartości. Dla osób, którym życie źle się układało, którzy zostali zranieni, a którzy próbują odbudować swoje życie, uwolnić się od śladów złej przeszłości, sprawa posiadania drogowskazów, wartości, ideałów jest szczególnie ważna i cenna. Na ogół do tego nie trzeba ludzi namawiać, takie pragnienie pojawia się często samorzutnie. W świecie jest tyle różnych wartościowych źródeł, z których można czerpać, kiedy człowiek jest złakniony wartości, ideałów, drogowskazów. To jest jedna z najbardziej atrakcyjnych, choć niełatwych, części tej drogi. Kiedy człowiek wybiera, czyni swoimi jakieś wartości, jakieś ideały, to z jednej strony otrzymuje drogowskazy, punkty oparcia, ale także podejmuje w stosunku do samego siebie pewne zobowiązania: bo wartości, ideały, cele domagają się spełnienia. Coś za coś. To jest bardzo ważne, ponieważ na końcu tej drogi znajduje się poczucie sensu, poczucie znaczenia życia, które jest jeszcze przed nami.
To nie jest łatwa droga, trudno ją pokonać zupełnie samotnie; bywają ludzie, którzy próbują iść nią w ten sposób, ale jeśli się uda znaleźć towarzyszy, którzy mają podobne problemy czy towarzyszy w postaci profesjonalnych pracowników pomocy psychologicznej, to sprawę ułatwia, można dalej zajść i zrobić to skuteczniej.
W końcowym etapie tej drogi człowiek stanie się zdolny do życia tym życiem, które jeszcze ma przed sobą, nie będzie skazany na podążanie smutnymi, bolesnymi śladami z przeszłości. To oznacza, że w pozostałej części życia mogą pojawić się bardzo różne doświadczenia, być może znowu coś złego go spotka, a może coś dobrego. Jeżeli jednak uda mu się zdobyć więcej mądrości, trochę więcej poznania samego siebie, to będzie miał więcej szans, by pozostałą część życia uczynić lepszą. A że to nie jest do końca w naszych rękach, to już inna sprawa. Ale na pewno nadzieja, która się wtedy pojawia, jest lepiej ugruntowana.
(...)Ostatni obszar jest związany z tym, że człowiek musi popracować nad odbudową swojego porządku osobistego, jeżeli chce się naprawdę skutecznie uwolnić od śladów utrwalonej krzywdy. Nie jest to łatwe wyzwanie. Zdarza się, że dorosły człowiek, mający za sobą czasem trzy, cztery, czasem więcej dziesiątków lat życia, staje przed perspektywą znalezienia odpowiedzi na podstawowe pytania, które zadają sobie młodzi ludzie: jak żyć, w co wierzę, na czym mi naprawdę zależy? Kim jestem? Za pomocą tych pytań można budować nowy porządek, na który składają się przede wszystkim trzy elementy: porządek w czasie, przestrzeni i w wartościach.
Porządek w czasie oznacza nauczenie się rozróżniania teraźniejszości od przeszłości i przyszłości. To bardzo ważne: nauczyć się zakorzeniać w teraźniejszości, w tym, co człowiek aktualnie słyszy, czuje, myśli, czego dotyka, co je, czyli pozyskać solidny grunt. I umieć odróżniać teraźniejszość od różnych wytworów własnego umysłu na temat spraw minionych i przyszłości, kontrolować swoją wyobraźnię, żeby nie popadać w przerażenia, wywodzące się z przypuszczeń, że coś kiedyś może się wydarzyć. Żeby nie być bezbronnym wobec przygnębienia, które się pojawi na myśl o tym, co wydarzyło się trzydzieści lat temu. To właśnie oznacza zrobienie porządku w czasie, czyli dostrzegania i zakorzeniania w teraźniejszości.
Robienie porządku w przestrzeni oznacza uporządkowanie granic własnego ja, czyli zobaczenie i wytyczenie granicy, jaka mnie oddziela od innych ludzi. To jest nauczenie się spokojnego odróżniania: co jest moim pragnieniem, a co obowiązkiem innych ludzi. Albo: co jest oczekiwaniem kogoś innego, a co moim obowiązkiem. Na przykład: mam czasem pragnienie, żeby ktoś coś dla mnie zrobił, może mi się wydawać, że jeżeli ja czegoś potrzebuję, to ktoś, kto jest ze mną związany, ma święty obowiązek mi to dać. A jeśli mi nie daje, to jest krzywdą dla mnie albo jego złym uczynkiem. Robiąc porządek w przestrzeni można powiedzieć: tu są moje pragnienia, a tam są cudze decyzje. Ktoś może podjąć decyzję, że moje pragnienia będzie zaspokajać, ale może podjąć inną decyzję. To samo dotyczy mnie. Czasem ludzie czują się zniewoleni tym, że inni czegoś od nich oczekują, niezależnie od tego, czy spełniają te oczekiwania, czy nie - to granice między pojęciem "ja" a innymi ludźmi są zatarte. Jeżeli ja pozwalam komuś innemu na decydowanie o zaspokojeniu moich oczekiwań bądź nie, to także oznacza, że mam prawo decydować w sprawie spełnienia jego oczekiwań. Możesz ode mnie czegoś bardzo chcieć, ja mogę podjąć decyzję, żeby ci to dać, ale nie będę narzekać, że mnie wykorzystujesz, bo to ja tak zdecydowałem. Ale także mogę powiedzieć: nie. Wtedy mam poczucie wolności, chociaż to może być kłopotliwe. Robienie porządku w przestrzeni jest przede wszystkim nauką budowania zdrowych, elastycznych granic. Mogę podjąć decyzję, że otwieram się, proszę, zbliż się do mnie, ja na to pozwalam. Ale może się zdarzyć, że powiem: nie! Wtedy zamknę drogę, chcę być trochę dalej.
I wreszcie ostatnia sprawa, czyli budowanie porządku w sferze wartości. Dla osób, którym życie źle się układało, którzy zostali zranieni, a którzy próbują odbudować swoje życie, uwolnić się od śladów złej przeszłości, sprawa posiadania drogowskazów, wartości, ideałów jest szczególnie ważna i cenna. Na ogół do tego nie trzeba ludzi namawiać, takie pragnienie pojawia się często samorzutnie. W świecie jest tyle różnych wartościowych źródeł, z których można czerpać, kiedy człowiek jest złakniony wartości, ideałów, drogowskazów. To jest jedna z najbardziej atrakcyjnych, choć niełatwych, części tej drogi. Kiedy człowiek wybiera, czyni swoimi jakieś wartości, jakieś ideały, to z jednej strony otrzymuje drogowskazy, punkty oparcia, ale także podejmuje w stosunku do samego siebie pewne zobowiązania: bo wartości, ideały, cele domagają się spełnienia. Coś za coś. To jest bardzo ważne, ponieważ na końcu tej drogi znajduje się poczucie sensu, poczucie znaczenia życia, które jest jeszcze przed nami.
To nie jest łatwa droga, trudno ją pokonać zupełnie samotnie; bywają ludzie, którzy próbują iść nią w ten sposób, ale jeśli się uda znaleźć towarzyszy, którzy mają podobne problemy czy towarzyszy w postaci profesjonalnych pracowników pomocy psychologicznej, to sprawę ułatwia, można dalej zajść i zrobić to skuteczniej.
W końcowym etapie tej drogi człowiek stanie się zdolny do życia tym życiem, które jeszcze ma przed sobą, nie będzie skazany na podążanie smutnymi, bolesnymi śladami z przeszłości. To oznacza, że w pozostałej części życia mogą pojawić się bardzo różne doświadczenia, być może znowu coś złego go spotka, a może coś dobrego. Jeżeli jednak uda mu się zdobyć więcej mądrości, trochę więcej poznania samego siebie, to będzie miał więcej szans, by pozostałą część życia uczynić lepszą. A że to nie jest do końca w naszych rękach, to już inna sprawa. Ale na pewno nadzieja, która się wtedy pojawia, jest lepiej ugruntowana.
Pogoda ducha, mądrość i odwaga
O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda (c.d.)
(...)Cztery kręgi - spotkania z lękiem, cierpieniem, gniewem i smutkiem - to fazy rozwiązywania węzłów emocjonalnych, zasupłanych w przeszłości tak, że człowiek ani ich nie przeżył do końca, ani nie miał miejsca, żeby mogły się pojawiać uczucia, które nie będą echem przeszłości, ale reakcją na teraźniejszość. Czy to oznacza, że w miejsce tamtych czterech przykrych uczuć pojawi się od razu szczęście, radość? Nie, to byłoby zbyt piękne i mało realne. Po prostu zrobi się miejsce na to, żeby uczucia człowieka były odpowiedziami na to, jak człowiek żyje teraz, bez bolących śladów przeszłości. Ale to nie załatwia sprawy. Są jeszcze dwa inne obszary oprócz splotów emocjonalnych do przerobienia.
Ważnym obszarem jest, wszystko, co się zapętliło wokół przeżytej kiedyś bezsilności, utraty mocy. Na ogół czyni to ludzi bardzo wrażliwymi i zagubionymi w obliczu nieuniknionych własnych ograniczeń. Nikt nie jest Panem Bogiem, nie dysponuje nieograniczoną mocą. W związku z tym, czy prędzej, czy później, częściej albo rzadziej, napotykamy różnego rodzaju przeszkody w życiu. Nie wszystkie pragnienia daje się zrealizować, nie wszystkie cele można osiągnąć, nie przez wszystkie drzwi udaje się przejść, niektóre są zamknięte. Człowiek na skutek utrwalonej krzywdy z przeszłości jest szczególnie wrażliwy, w pogotowiu ma ogromny strach przed możliwością pojawienia się ponownie poczucia bezsilności, które kojarzy mu się z czymś przerażającym. Trzeba tę sprawę przepracować, ideę tej pracy oddaje najlepiej modlitwa o pogodę ducha:
Panie, daj mi pogodę ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę. Odwagę, abym zmieniał to, co zmienić jestem w stanie. I mądrość, abym odróżniał jedno od drugiego.
To nie jest może przepis na pieczenie ciasta, ale bardzo dokładnie pokazuje, o co chodzi. Każdy człowiek powinien w jakiś sposób pogodzić się bez rezygnacji i rozpaczy ze swoimi ograniczeniami, ale dla osób, które zostały dotknięte w przeszłości przemocą, to przesłanie jest szczególnie ważne. Warto przemyśleć modlitwę o pogodę ducha na trzech poziomach, zaczynając od ostatniego wersetu: odkrywania mądrości, od tego, co tworzy w życiu obiektywne i realne bariery, gdzie są ściany, a gdzie drzwi. Po to, żeby nie znaleźć się w sytuacji: wszystko albo nic, albo totalna rezygnacja, albo tłuczenie głową w ścianę. Do tego właśnie jest potrzebna mądrość. Ale także odwaga, ponieważ w wielu sytuacjach nie mamy pewności, czy wybraliśmy słuszną drogę, to znaczy drogę prowadzącą przez drzwi, i czy te drzwi uda się otworzyć, czy ktoś wrogi nie stoi za nimi. Często wyruszamy w jakieś drogi, podejmujemy jakieś zadania, nie mając gwarancji, czy nam się to powiedzie, i dlatego pewna ilość odwagi jest nam potrzebna.
I wreszcie to, co może być szczególnie trudne: byśmy znaleźli mimo wszystko na tyle nadziei i oparcia w sobie, w ludziach, w Panu Bogu - jeżeli mamy takie szczęście - że nawet jeśli nie będzie się nam wiodło, nawet jeżeli jakieś nasze potrzeby nie będą zaspokojone, nie popadniemy w desperację i będziemy umieli bez rezygnacji pogodzić się z tym, że nie wszystko jest możliwe. To jest lekcja do stałego przerabiania. Można w jakimś określonym czasie rozwiązać swoje węzły emocjonalne, ale modlitwa o pogodę ducha jest zadaniem na resztę życia(...)
https://zrozumiecemocje.com.pl/
(...)Cztery kręgi - spotkania z lękiem, cierpieniem, gniewem i smutkiem - to fazy rozwiązywania węzłów emocjonalnych, zasupłanych w przeszłości tak, że człowiek ani ich nie przeżył do końca, ani nie miał miejsca, żeby mogły się pojawiać uczucia, które nie będą echem przeszłości, ale reakcją na teraźniejszość. Czy to oznacza, że w miejsce tamtych czterech przykrych uczuć pojawi się od razu szczęście, radość? Nie, to byłoby zbyt piękne i mało realne. Po prostu zrobi się miejsce na to, żeby uczucia człowieka były odpowiedziami na to, jak człowiek żyje teraz, bez bolących śladów przeszłości. Ale to nie załatwia sprawy. Są jeszcze dwa inne obszary oprócz splotów emocjonalnych do przerobienia.
Ważnym obszarem jest, wszystko, co się zapętliło wokół przeżytej kiedyś bezsilności, utraty mocy. Na ogół czyni to ludzi bardzo wrażliwymi i zagubionymi w obliczu nieuniknionych własnych ograniczeń. Nikt nie jest Panem Bogiem, nie dysponuje nieograniczoną mocą. W związku z tym, czy prędzej, czy później, częściej albo rzadziej, napotykamy różnego rodzaju przeszkody w życiu. Nie wszystkie pragnienia daje się zrealizować, nie wszystkie cele można osiągnąć, nie przez wszystkie drzwi udaje się przejść, niektóre są zamknięte. Człowiek na skutek utrwalonej krzywdy z przeszłości jest szczególnie wrażliwy, w pogotowiu ma ogromny strach przed możliwością pojawienia się ponownie poczucia bezsilności, które kojarzy mu się z czymś przerażającym. Trzeba tę sprawę przepracować, ideę tej pracy oddaje najlepiej modlitwa o pogodę ducha:
Panie, daj mi pogodę ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę. Odwagę, abym zmieniał to, co zmienić jestem w stanie. I mądrość, abym odróżniał jedno od drugiego.
To nie jest może przepis na pieczenie ciasta, ale bardzo dokładnie pokazuje, o co chodzi. Każdy człowiek powinien w jakiś sposób pogodzić się bez rezygnacji i rozpaczy ze swoimi ograniczeniami, ale dla osób, które zostały dotknięte w przeszłości przemocą, to przesłanie jest szczególnie ważne. Warto przemyśleć modlitwę o pogodę ducha na trzech poziomach, zaczynając od ostatniego wersetu: odkrywania mądrości, od tego, co tworzy w życiu obiektywne i realne bariery, gdzie są ściany, a gdzie drzwi. Po to, żeby nie znaleźć się w sytuacji: wszystko albo nic, albo totalna rezygnacja, albo tłuczenie głową w ścianę. Do tego właśnie jest potrzebna mądrość. Ale także odwaga, ponieważ w wielu sytuacjach nie mamy pewności, czy wybraliśmy słuszną drogę, to znaczy drogę prowadzącą przez drzwi, i czy te drzwi uda się otworzyć, czy ktoś wrogi nie stoi za nimi. Często wyruszamy w jakieś drogi, podejmujemy jakieś zadania, nie mając gwarancji, czy nam się to powiedzie, i dlatego pewna ilość odwagi jest nam potrzebna.
I wreszcie to, co może być szczególnie trudne: byśmy znaleźli mimo wszystko na tyle nadziei i oparcia w sobie, w ludziach, w Panu Bogu - jeżeli mamy takie szczęście - że nawet jeśli nie będzie się nam wiodło, nawet jeżeli jakieś nasze potrzeby nie będą zaspokojone, nie popadniemy w desperację i będziemy umieli bez rezygnacji pogodzić się z tym, że nie wszystko jest możliwe. To jest lekcja do stałego przerabiania. Można w jakimś określonym czasie rozwiązać swoje węzły emocjonalne, ale modlitwa o pogodę ducha jest zadaniem na resztę życia(...)
https://zrozumiecemocje.com.pl/
Droga wyzwalania
O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda (c.d.)
(...)Jaką drogę musi odbyć osoba, która pragnie uwolnić się od tego bagażu, która pragnie wyzwolić się z pułapki niewybaczonej krzywdy?
Przypomnijmy jeszcze raz, że człowiek wędrujący tą drogą musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa w teraźniejszości, które jest niezbędne, aby móc odbyć tę wędrówkę do przeszłości, żeby zneutralizować bolesne ślady.
Pierwszy etap tej wędrówki to zajęcie się własnym życiem emocjonalnym, ponieważ wokół śladów i blizn po cierpieniu zawiązały się znaczące, trwałe węzły, splatając kilka podstawowych rodzajów bolesnych uczuć z przeszłości. Te węzły powodują, że człowiekowi brakuje miejsca na przeżywanie uczuć, które przynosi bieżące życie; jego świat uczuć jest przepełniony zatrzymanymi, zapętlonymi, bolesnymi przeżyciami z przeszłości, a nie ma miejsca na nowe uczucia. Dlatego musimy zbliżyć się w jakiś sposób do tego węzła, rozsupłać go, zrobić coś dla bolesnych uczuć z przeszłości, uwolnić się...
Wtedy pojawi się wolne miejsce, by można teraz i w przyszłości przeżywać emocje, które będą odpowiedzią na wszystko to, co przyniesie życie.
Drogę przez zapętlony albo zamrożony świat uczuć można opisać jako przechodzenie przez cztery kręgi; czasem ludzie wchodzą wielokrotnie do różnych kręgów, niekoniecznie w takiej kolejności, jaką tutaj przedstawiam, wchodzą tak długo, aż rozplączą swoje węzły emocjonalne.
Krąg pierwszy to spotkanie z lękiem. Kiedy zaczyna się nam przypominać, co się gdzieś kiedyś wydarzyło, ślady przemocy, rany z dzieciństwa, pojawia się niepokój, czasem nasila się lęk, człowiek odruchowo cofa się psychicznie przed perspektywą dotknięcia tych wspomnień czy śladów.
Żeby przejść przez ten krąg, mimo poczucia odepchnięcia, nasilenia się niepokoju, lęku, trzeba pójść w poprzek, trzeba z własnego wyboru zrobić krok na spotkanie z lękiem, zbliżyć do niego po to, by go w jakiś sposób oswoić. W pewnym sensie oznacza to zrobienie czegoś wbrew zdrowemu rozsądkowi: boję się, ale mimo to koncentruję się nad sprawami, które mój lęk nasilą. Jeśli mimo lęku i niepokoju, które będą towarzyszyć wspomnieniom i zastanowieniu się nad bolesnymi śladami, nie ucieknę, to lęk później opadnie. Będę miał poczucie, że go oswoiłem, chociaż nie pozbyłem się go zupełnie, że się już tak nie boję tego, co się we mnie kryje.
Drugie zadanie, czyli wejście w drugi krąg, to spotkanie z cierpieniem. Lęk pojawił się w nas nie bez powodu: chronił przed zbliżeniem obszarów, które zostały kiedyś zranione. Cierpienie zostało zapisane, utrwalone w naszej psychice. Można próbować znieczulać bolące miejsca, ale się płaci za to jakąś cenę. I to jest powód, aby się do cierpienia zbliżyć, narazić się na to, żeby ponownie człowieka zabolało, ale w konsekwencji przeżyć coś niesłychanie cennego, często nieoczekiwanego.
Zbliżenie się wymagające odwagi i determinacji, już z perspektywy lat, do bolesnych miejsc, wspomnień, niekiedy boleśnie przerażających, może spowodować, że doświadczamy czegoś takiego: dotknąłem tego, ale to mnie nie zabiło, zbliżyłem się do bólu, ale on mnie nie zniszczył; okazało się, że mogę to znieść, szczególnie że nie ma już nowych powodów cierpienia. Zbliżenie do bólu może sprawić, że zacznie on się zmniejszać. Bywa to tak, jakby człowiek przedostał się na drugą stronę, ból nie okazał się tylko taki straszny, jak nam się wydawało, ale także osłabł; w pewnym sensie oswajając człowiek osłabił go.
Oczywiście, trudno oczekiwać, że bolesne wspomnienia staną się przyjemne. Bywają takie wspomnienia, które nami wstrząsają i które mrożą krew w żyłach, a czasem są to po prostu niemiłe wspomnienia, o których potrafimy opowiedzieć innym ludziom, spokojnie je sobie rozważyć. W każdym razie ognisko bólu przestaje być aż tak mocne i żywe. Na tym właśnie polega sens przechodzenia przez drugi krąg: na oswajaniu, odwrażliwianiu bólu nie przez zaprzeczanie, tylko przez zbliżenie się i oswajanie.
Trzeci krąg to spotkanie z gniewem. O ile cierpienie jest naturalną reakcją człowieka na zranienie, to gniew jest jedną z podstawowych reakcji emocjonalnych na różnego rodzaju zagrożenia i złe rzeczy, które człowieka spotkały. Gniew powoduje gromadzenie się w psychice człowieka energii niezbędnej do tego, żeby się przeciwstawić złu, które dotyka człowieka albo jego bliskich. Otóż to, co spotkało ludzi skrzywdzonych w przeszłości np. ofiary przemocy w dzieciństwie, uruchomiło w nich falę gniewu, ale że byli bezsilni, bezradni, to ta fala gniewu została stłumiona, zapętliła się w węzeł wewnętrzny, wiążąc się z ich lękiem i cierpieniem. Ta energia gdzieś tam w człowieku drzemie, a czasem bulgoce i często szkodzi, gdyż stłumiony gniew zwraca się przeciwko człowiekowi, który nie był na tyle silny, żeby wyrazić go na zewnątrz, sprzeciwić się złu, więc zwraca go przeciwko samemu sobie, zaczyna się potępiać i oskarżać, a to jest niszczące.
Przechodzenie przez trzeci krąg bywa często przyzwoleniem, żeby gniew z dużą siłą ożył na nowo; czasami to jest bardzo trudne przeżycie, przychodzą bowiem fale nienawiści, poczucie, że jeśli pozwolę, żeby ten gniew na nowo się rozwinął, może mnie to doprowadzić do agresywnych czynów.
Co zrobić z tym gniewem, w jaki sposób go wyrazić? To nie jest łatwe spotkanie, czasami skłania człowieka do jakiejś fantazji o zemście, o nienawiści. Ale także i z tą falą można sobie poradzić, pozwolić na to, by fantazje buchnęły płomieniem, wyrzucić je z siebie, wyrazić werbalnie. Kiedy wierzchołek fali gniewu przepłynie, to pojawi się później trochę spokoju. Gniew nie rośnie w nieskończoność. Trzeba mu tylko pozwolić, by ożył po latach właśnie po to, żeby sam się mógł wypalić. I wtedy fala gniewu opada, już nie tkwi w nas z niszczącą, czasem autodestrukcyjną siłą.
Czwarty krąg to spotkanie ze smutkiem. Smutek jest podstawową reakcją na straty. Kiedy tracimy coś ważnego, to doświadczamy smutku. Oczywiście osoba, która doznała poważnej krzywdy przed laty, przeżyła falę smutku, ponieważ straciła coś cennego dla siebie: przywiązanie, jakieś nadzieje... Ten smutek nie spełnił się do końca, bo był lęk, bo było cierpienie, poczucie bezsilności, bo fala smutku napełniła człowieka, ale nie odpłynęła, została w nim w postaci przygnębienia, obniżenia dynamiki życiowej, braku perspektyw, pesymizmu.
Trzeba spotkać się po latach ze smutkiem i przeżyć jego odnowienie, ale przeżyć w sytuacji aktualnej. Dla niektórych osób to jest najtrudniejsze spotkanie, gdyż oznacza, że musimy także pogodzić się z pewnego rodzaju stratami, wobec których smutek jest czymś naturalnym. Przede wszystkim uznać fakt, że nie można cofnąć czasu. Że nie można naprawić tego, co się wydarzyło. Czasem trzeba się rozstać ze złudzeniami, że może to wszystko było kiedyś pomyłką, że to może nieprawda. Rozstać się z nadzieją, że ktoś nas pokocha, skoro nas zdradził. Rozstać się z marzeniem, że ktoś nas doceni, skoro nas deprecjonował. Takie złudzenia żywimy w sobie całymi dziesięcioleciami, bo nie chcemy się pogodzić z tym, co już dawno życie nam powiedziało wprost, nie przyjmujemy tego do świadomości, bo się boimy jeszcze jednej ostatecznej utraty. Ale płacimy za to dużą cenę. Dlatego smutek, który przeżyjemy na drodze uwalniania się od poczucia krzywdy, jest smutkiem uzdrawiającym, przywracającym nam grunt pod nogami. Szloch i łzy nie będą napełniać goryczą, ale oczyszczać duszę. Właśnie o to chodzi w czwartym kręgu (...)
(...)Jaką drogę musi odbyć osoba, która pragnie uwolnić się od tego bagażu, która pragnie wyzwolić się z pułapki niewybaczonej krzywdy?
Przypomnijmy jeszcze raz, że człowiek wędrujący tą drogą musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa w teraźniejszości, które jest niezbędne, aby móc odbyć tę wędrówkę do przeszłości, żeby zneutralizować bolesne ślady.
Pierwszy etap tej wędrówki to zajęcie się własnym życiem emocjonalnym, ponieważ wokół śladów i blizn po cierpieniu zawiązały się znaczące, trwałe węzły, splatając kilka podstawowych rodzajów bolesnych uczuć z przeszłości. Te węzły powodują, że człowiekowi brakuje miejsca na przeżywanie uczuć, które przynosi bieżące życie; jego świat uczuć jest przepełniony zatrzymanymi, zapętlonymi, bolesnymi przeżyciami z przeszłości, a nie ma miejsca na nowe uczucia. Dlatego musimy zbliżyć się w jakiś sposób do tego węzła, rozsupłać go, zrobić coś dla bolesnych uczuć z przeszłości, uwolnić się...
Wtedy pojawi się wolne miejsce, by można teraz i w przyszłości przeżywać emocje, które będą odpowiedzią na wszystko to, co przyniesie życie.
Drogę przez zapętlony albo zamrożony świat uczuć można opisać jako przechodzenie przez cztery kręgi; czasem ludzie wchodzą wielokrotnie do różnych kręgów, niekoniecznie w takiej kolejności, jaką tutaj przedstawiam, wchodzą tak długo, aż rozplączą swoje węzły emocjonalne.
Krąg pierwszy to spotkanie z lękiem. Kiedy zaczyna się nam przypominać, co się gdzieś kiedyś wydarzyło, ślady przemocy, rany z dzieciństwa, pojawia się niepokój, czasem nasila się lęk, człowiek odruchowo cofa się psychicznie przed perspektywą dotknięcia tych wspomnień czy śladów.
Żeby przejść przez ten krąg, mimo poczucia odepchnięcia, nasilenia się niepokoju, lęku, trzeba pójść w poprzek, trzeba z własnego wyboru zrobić krok na spotkanie z lękiem, zbliżyć do niego po to, by go w jakiś sposób oswoić. W pewnym sensie oznacza to zrobienie czegoś wbrew zdrowemu rozsądkowi: boję się, ale mimo to koncentruję się nad sprawami, które mój lęk nasilą. Jeśli mimo lęku i niepokoju, które będą towarzyszyć wspomnieniom i zastanowieniu się nad bolesnymi śladami, nie ucieknę, to lęk później opadnie. Będę miał poczucie, że go oswoiłem, chociaż nie pozbyłem się go zupełnie, że się już tak nie boję tego, co się we mnie kryje.
Drugie zadanie, czyli wejście w drugi krąg, to spotkanie z cierpieniem. Lęk pojawił się w nas nie bez powodu: chronił przed zbliżeniem obszarów, które zostały kiedyś zranione. Cierpienie zostało zapisane, utrwalone w naszej psychice. Można próbować znieczulać bolące miejsca, ale się płaci za to jakąś cenę. I to jest powód, aby się do cierpienia zbliżyć, narazić się na to, żeby ponownie człowieka zabolało, ale w konsekwencji przeżyć coś niesłychanie cennego, często nieoczekiwanego.
Zbliżenie się wymagające odwagi i determinacji, już z perspektywy lat, do bolesnych miejsc, wspomnień, niekiedy boleśnie przerażających, może spowodować, że doświadczamy czegoś takiego: dotknąłem tego, ale to mnie nie zabiło, zbliżyłem się do bólu, ale on mnie nie zniszczył; okazało się, że mogę to znieść, szczególnie że nie ma już nowych powodów cierpienia. Zbliżenie do bólu może sprawić, że zacznie on się zmniejszać. Bywa to tak, jakby człowiek przedostał się na drugą stronę, ból nie okazał się tylko taki straszny, jak nam się wydawało, ale także osłabł; w pewnym sensie oswajając człowiek osłabił go.
Oczywiście, trudno oczekiwać, że bolesne wspomnienia staną się przyjemne. Bywają takie wspomnienia, które nami wstrząsają i które mrożą krew w żyłach, a czasem są to po prostu niemiłe wspomnienia, o których potrafimy opowiedzieć innym ludziom, spokojnie je sobie rozważyć. W każdym razie ognisko bólu przestaje być aż tak mocne i żywe. Na tym właśnie polega sens przechodzenia przez drugi krąg: na oswajaniu, odwrażliwianiu bólu nie przez zaprzeczanie, tylko przez zbliżenie się i oswajanie.
Trzeci krąg to spotkanie z gniewem. O ile cierpienie jest naturalną reakcją człowieka na zranienie, to gniew jest jedną z podstawowych reakcji emocjonalnych na różnego rodzaju zagrożenia i złe rzeczy, które człowieka spotkały. Gniew powoduje gromadzenie się w psychice człowieka energii niezbędnej do tego, żeby się przeciwstawić złu, które dotyka człowieka albo jego bliskich. Otóż to, co spotkało ludzi skrzywdzonych w przeszłości np. ofiary przemocy w dzieciństwie, uruchomiło w nich falę gniewu, ale że byli bezsilni, bezradni, to ta fala gniewu została stłumiona, zapętliła się w węzeł wewnętrzny, wiążąc się z ich lękiem i cierpieniem. Ta energia gdzieś tam w człowieku drzemie, a czasem bulgoce i często szkodzi, gdyż stłumiony gniew zwraca się przeciwko człowiekowi, który nie był na tyle silny, żeby wyrazić go na zewnątrz, sprzeciwić się złu, więc zwraca go przeciwko samemu sobie, zaczyna się potępiać i oskarżać, a to jest niszczące.
Przechodzenie przez trzeci krąg bywa często przyzwoleniem, żeby gniew z dużą siłą ożył na nowo; czasami to jest bardzo trudne przeżycie, przychodzą bowiem fale nienawiści, poczucie, że jeśli pozwolę, żeby ten gniew na nowo się rozwinął, może mnie to doprowadzić do agresywnych czynów.
Co zrobić z tym gniewem, w jaki sposób go wyrazić? To nie jest łatwe spotkanie, czasami skłania człowieka do jakiejś fantazji o zemście, o nienawiści. Ale także i z tą falą można sobie poradzić, pozwolić na to, by fantazje buchnęły płomieniem, wyrzucić je z siebie, wyrazić werbalnie. Kiedy wierzchołek fali gniewu przepłynie, to pojawi się później trochę spokoju. Gniew nie rośnie w nieskończoność. Trzeba mu tylko pozwolić, by ożył po latach właśnie po to, żeby sam się mógł wypalić. I wtedy fala gniewu opada, już nie tkwi w nas z niszczącą, czasem autodestrukcyjną siłą.
Czwarty krąg to spotkanie ze smutkiem. Smutek jest podstawową reakcją na straty. Kiedy tracimy coś ważnego, to doświadczamy smutku. Oczywiście osoba, która doznała poważnej krzywdy przed laty, przeżyła falę smutku, ponieważ straciła coś cennego dla siebie: przywiązanie, jakieś nadzieje... Ten smutek nie spełnił się do końca, bo był lęk, bo było cierpienie, poczucie bezsilności, bo fala smutku napełniła człowieka, ale nie odpłynęła, została w nim w postaci przygnębienia, obniżenia dynamiki życiowej, braku perspektyw, pesymizmu.
Trzeba spotkać się po latach ze smutkiem i przeżyć jego odnowienie, ale przeżyć w sytuacji aktualnej. Dla niektórych osób to jest najtrudniejsze spotkanie, gdyż oznacza, że musimy także pogodzić się z pewnego rodzaju stratami, wobec których smutek jest czymś naturalnym. Przede wszystkim uznać fakt, że nie można cofnąć czasu. Że nie można naprawić tego, co się wydarzyło. Czasem trzeba się rozstać ze złudzeniami, że może to wszystko było kiedyś pomyłką, że to może nieprawda. Rozstać się z nadzieją, że ktoś nas pokocha, skoro nas zdradził. Rozstać się z marzeniem, że ktoś nas doceni, skoro nas deprecjonował. Takie złudzenia żywimy w sobie całymi dziesięcioleciami, bo nie chcemy się pogodzić z tym, co już dawno życie nam powiedziało wprost, nie przyjmujemy tego do świadomości, bo się boimy jeszcze jednej ostatecznej utraty. Ale płacimy za to dużą cenę. Dlatego smutek, który przeżyjemy na drodze uwalniania się od poczucia krzywdy, jest smutkiem uzdrawiającym, przywracającym nam grunt pod nogami. Szloch i łzy nie będą napełniać goryczą, ale oczyszczać duszę. Właśnie o to chodzi w czwartym kręgu (...)
Ciężar nieprzebaczonej krzywdy
O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda (c.d.)
(...)Może się zdarzyć, że jednostkowe doświadczenie krzywdy osobistej nie pozostawi głębokiego, rujnującego życie śladu, ale u wielu ludzi zapisuje się właśnie tak, gdyż było to doświadczenie albo bardzo silne, albo też często się powtarzało, bez możliwości uniknięcia go. Zapis takiego doświadczenia zaczyna żyć własnym życiem w psychice człowieka, staje się wewnętrzną konstrukcją, wokół której koncentruje się życie emocjonalne, ważne wybory, sposób myślenia o świecie. Niemal z reguły taka konstrukcja - ślad nieprzebaczonej krzywdy - jest dużym ciężarem. Trudno jest z tym żyć. Oczywiście, ludzie próbują sobie z tym poradzić, ale jest to ciężar, balast. Człowiek idzie przez życie i na plecach ma ciężki tornister z wieloma kamieniami, które gniotą, bolą, zginają kark, utrudniają szybkie chodzenie.
Można z tym żyć. Wielu ludzi dźwiga taki ciężar, mało tego: żyje z poczuciem, że tak ma być, że to jest ich los. Nawet sobie nie wyobrażają, że ich życie mogłoby wyglądać inaczej.
Ślady krzywdy same w sobie nie są chorobą, ale niosąc taki bagaż, człowiek bywa bardziej podatny na różnego rodzaju zaburzenia nerwicowe, także zaburzenia somatyczne; życie w stałym napięciu, wywołanym dźwiganym ciężarem, może wywrzeć także wpływ na zdrowie fizyczne. Nazywam to ciężarem nieprzebaczonej krzywdy.
Powszechnie uważa się, że istotą przebaczania jest powiedzenie komuś, że mu się wybacza. Ja uważam, że wybaczanie to uwolnienie się od śladów przeszłości, to że człowiek nie trzyma tego bagażu w sobie, pozwala całej sprawie przejść do przeszłości. I otwiera się na przyszłość. To jest istota przebaczania. Człowiek przebacza swoim krzywdzicielom przede wszystkim dla samego siebie - wybaczanie nie jest prezentem dla kogoś innego. Jeśli się rozumie, jakim ciężarem jest życie z utrwaloną nieprzebaczoną krzywdą, to łatwo zrozumieć wagę tego daru. Warto jest kojarzyć przebaczenie przede wszystkim z procesem przemiany wewnętrznej, z wyzwalaniem się z pułapki. Nie jest istotne, czy powie się o tym komuś innemu, a wielu przypadkach bywa to niemożliwe do spełnienia, nie mamy kontaktu z krzywdzicielami... Ważne jest to, co zrobimy z naszym życiem.
Wielu ludzi próbuje uwolnić się od ciężaru krzywdy, ale nie jest to łatwe, szczególnie jeśli dźwigając bagaż przeszłości uwikłają się w inne problemy. Czasem tak się zdarza, że dziewczynka, która była krzywdzona przez swoich rodziców, zostaje żoną człowieka, który ją krzywdzi w małżeństwie. Albo chłopiec, źle traktowany w domu rodzinnym, zawiera związek małżeński, w którym żona wykorzystuje swą przewagę psychiczną w krzywdzący sposób.
Bagaż przeszłości może znacznie utrudniać wyrwanie się z sytuacji aktualnej krzywdy czy samoobronę. Kiedy pracujemy z dorosłymi ofiarami przemocy w rodzinie, bardzo często napotykamy takie właśnie ślady, które czynią te osoby bardziej podatnymi na ból i cierpienie. Równie często nie zajmujemy się przeszłością, bo musimy najpierw zająć się teraźniejszością, a to czasami jest trudne, właśnie ze względu na obciążenia z przeszłości(...)
https://zrozumiecemocje.com.pl/
(...)Może się zdarzyć, że jednostkowe doświadczenie krzywdy osobistej nie pozostawi głębokiego, rujnującego życie śladu, ale u wielu ludzi zapisuje się właśnie tak, gdyż było to doświadczenie albo bardzo silne, albo też często się powtarzało, bez możliwości uniknięcia go. Zapis takiego doświadczenia zaczyna żyć własnym życiem w psychice człowieka, staje się wewnętrzną konstrukcją, wokół której koncentruje się życie emocjonalne, ważne wybory, sposób myślenia o świecie. Niemal z reguły taka konstrukcja - ślad nieprzebaczonej krzywdy - jest dużym ciężarem. Trudno jest z tym żyć. Oczywiście, ludzie próbują sobie z tym poradzić, ale jest to ciężar, balast. Człowiek idzie przez życie i na plecach ma ciężki tornister z wieloma kamieniami, które gniotą, bolą, zginają kark, utrudniają szybkie chodzenie.
Można z tym żyć. Wielu ludzi dźwiga taki ciężar, mało tego: żyje z poczuciem, że tak ma być, że to jest ich los. Nawet sobie nie wyobrażają, że ich życie mogłoby wyglądać inaczej.
Ślady krzywdy same w sobie nie są chorobą, ale niosąc taki bagaż, człowiek bywa bardziej podatny na różnego rodzaju zaburzenia nerwicowe, także zaburzenia somatyczne; życie w stałym napięciu, wywołanym dźwiganym ciężarem, może wywrzeć także wpływ na zdrowie fizyczne. Nazywam to ciężarem nieprzebaczonej krzywdy.
Powszechnie uważa się, że istotą przebaczania jest powiedzenie komuś, że mu się wybacza. Ja uważam, że wybaczanie to uwolnienie się od śladów przeszłości, to że człowiek nie trzyma tego bagażu w sobie, pozwala całej sprawie przejść do przeszłości. I otwiera się na przyszłość. To jest istota przebaczania. Człowiek przebacza swoim krzywdzicielom przede wszystkim dla samego siebie - wybaczanie nie jest prezentem dla kogoś innego. Jeśli się rozumie, jakim ciężarem jest życie z utrwaloną nieprzebaczoną krzywdą, to łatwo zrozumieć wagę tego daru. Warto jest kojarzyć przebaczenie przede wszystkim z procesem przemiany wewnętrznej, z wyzwalaniem się z pułapki. Nie jest istotne, czy powie się o tym komuś innemu, a wielu przypadkach bywa to niemożliwe do spełnienia, nie mamy kontaktu z krzywdzicielami... Ważne jest to, co zrobimy z naszym życiem.
Wielu ludzi próbuje uwolnić się od ciężaru krzywdy, ale nie jest to łatwe, szczególnie jeśli dźwigając bagaż przeszłości uwikłają się w inne problemy. Czasem tak się zdarza, że dziewczynka, która była krzywdzona przez swoich rodziców, zostaje żoną człowieka, który ją krzywdzi w małżeństwie. Albo chłopiec, źle traktowany w domu rodzinnym, zawiera związek małżeński, w którym żona wykorzystuje swą przewagę psychiczną w krzywdzący sposób.
Bagaż przeszłości może znacznie utrudniać wyrwanie się z sytuacji aktualnej krzywdy czy samoobronę. Kiedy pracujemy z dorosłymi ofiarami przemocy w rodzinie, bardzo często napotykamy takie właśnie ślady, które czynią te osoby bardziej podatnymi na ból i cierpienie. Równie często nie zajmujemy się przeszłością, bo musimy najpierw zająć się teraźniejszością, a to czasami jest trudne, właśnie ze względu na obciążenia z przeszłości(...)
https://zrozumiecemocje.com.pl/
5 lipca 2011
Wewnętrzna struktura doświadczenia krzywdy osobistej
O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda (c.d.)
(...)Żeby zrozumieć doświadczenie krzywdy osobistej, trzeba spojrzeć na człowieka z trzech różnych perspektyw, co pozwoli pojąć złożoność tego doświadczenia, a także złożoność jego śladów czy zapisów.
Jedna perspektywa pokazuje życie emocjonalne człowieka. Z tego punktu widzenia doświadczenie krzywdy osobistej to przede wszystkim cierpienie, ból, psychiczny czy fizyczny.
Druga perspektywa pokazuje, że człowiek jest istotą, która chce wpływać na swoje życie, dysponować swoją energią w celu kontrolowania swojej sytuacji. Jeśli z tej perspektywy popatrzymy na doświadczenie krzywdy osobistej, to zobaczymy, że oprócz cierpienia pojawia się bezsilność, a więc utrata zdolności do wywierania wpływu, a w konsekwencji utrata energii. Najczęściej bezsilność jest związana z tą osobą, która zadała nam ból. Innymi słowy: cierpię i mam poczucie bezsilności w stosunku do źródła mojego cierpienia.
Dla człowieka istotne jest nie tylko życie emocjonalne, nie tylko potrzeba dysponowania własną energią, ale także posiadanie jakiegoś porządku osobistego, układu odniesienia, w którym umieszcza swoje życie, swój świat, swoje kontakty ze światem; jest to niezbędne człowiekowi oparcie.
Trzeci i szczególnie ważny element doświadczenia krzywdy osobistej występuje wtedy, kiedy do cierpienia i bezsilności dołączy się zburzenie porządku osobistego. Jeśli doświadczenie krzywdy osobistej jest wynikiem przemocy stosowanej przez osoby najbliższe, można powiedzieć: cierpię, czuję się bezsilny. Oczekiwałem od mojego ojca, matki, żony czegoś dobrego: miłości, bezpieczeństwa, zamiast tego z ich rąk spotkało mnie zło. I wskutek tego boleśnie został zrujnowany mój porządek osobisty. Naruszenie elementarnego porządku osobistego najczęściej jest przeżywane jako poczucie niesprawiedliwości.
Doświadczenie krzywdy wiąże trzy niesłychanie ważne warstwy psychiki człowieka: życie emocjonalne, energię i zdolność do decydowania o sobie oraz rozumienie porządku własnego życia i świata.(...)
(...)Żeby zrozumieć doświadczenie krzywdy osobistej, trzeba spojrzeć na człowieka z trzech różnych perspektyw, co pozwoli pojąć złożoność tego doświadczenia, a także złożoność jego śladów czy zapisów.
Jedna perspektywa pokazuje życie emocjonalne człowieka. Z tego punktu widzenia doświadczenie krzywdy osobistej to przede wszystkim cierpienie, ból, psychiczny czy fizyczny.
Druga perspektywa pokazuje, że człowiek jest istotą, która chce wpływać na swoje życie, dysponować swoją energią w celu kontrolowania swojej sytuacji. Jeśli z tej perspektywy popatrzymy na doświadczenie krzywdy osobistej, to zobaczymy, że oprócz cierpienia pojawia się bezsilność, a więc utrata zdolności do wywierania wpływu, a w konsekwencji utrata energii. Najczęściej bezsilność jest związana z tą osobą, która zadała nam ból. Innymi słowy: cierpię i mam poczucie bezsilności w stosunku do źródła mojego cierpienia.
Dla człowieka istotne jest nie tylko życie emocjonalne, nie tylko potrzeba dysponowania własną energią, ale także posiadanie jakiegoś porządku osobistego, układu odniesienia, w którym umieszcza swoje życie, swój świat, swoje kontakty ze światem; jest to niezbędne człowiekowi oparcie.
Trzeci i szczególnie ważny element doświadczenia krzywdy osobistej występuje wtedy, kiedy do cierpienia i bezsilności dołączy się zburzenie porządku osobistego. Jeśli doświadczenie krzywdy osobistej jest wynikiem przemocy stosowanej przez osoby najbliższe, można powiedzieć: cierpię, czuję się bezsilny. Oczekiwałem od mojego ojca, matki, żony czegoś dobrego: miłości, bezpieczeństwa, zamiast tego z ich rąk spotkało mnie zło. I wskutek tego boleśnie został zrujnowany mój porządek osobisty. Naruszenie elementarnego porządku osobistego najczęściej jest przeżywane jako poczucie niesprawiedliwości.
Doświadczenie krzywdy wiąże trzy niesłychanie ważne warstwy psychiki człowieka: życie emocjonalne, energię i zdolność do decydowania o sobie oraz rozumienie porządku własnego życia i świata.(...)
O poczuciu krzywdy osobistej
O poczuciu krzywdy osobistej, Jerzy Mellibruda
Rok: 1999, Czasopismo: Niebieska linia, Numer: 3
Osoby zajmujące się pomocą psychologiczną mają do czynienia z różnego rodzaju cierpieniami, będącymi konsekwencją krzywdzenia ludzi. Jeśli w procesie pomagania przyglądamy się dzieciństwu osób potrzebujących pomocy, to okazuje się, że często występowały w tym okresie różne formy doświadczeń traumatycznych, raniących. To jest klasyczny nurt pomocy psychologicznej. Natomiast drugi, niesłychanie ważny, nurt dotyczy pomocy ludziom, którzy są krzywdzeni teraz, w chwili obecnej. Dopiero od paru lat zajęliśmy się tym właśnie nurtem pomagania. W trakcie gromadzenia doświadczeń, wynikających z pomagania ludziom będącym ofiarami przemocy w rodzinie dokonaliśmy kilku ważnych odkryć.
Po pierwsze, sporo ludzi krzywdzonych teraz, było krzywdzonych także w przeszłości. Krzywdy doznane w dzieciństwie od osób najbliższych wywierają wpływ na to, w jaki sposób osoby zranione radzą sobie z aktualną sytuacją krzywdzenia.
Po drugie, czym innym jest pomaganie osobie, która była skrzywdzona przed laty i ma w związku z tym po wielu latach jakieś kłopoty, a czymś zupełnie innym jest pomaganie osobie, która doznała krzywdy wczoraj, doznaje jej dziś, prawdopodobnie dozna krzywdy także i jutro.
Po trzecie, ludzie zajmujący się pomocą psychologiczną i psychoterapią mieli często - i mają nadal - pewną skłonność do koncentrowania się na przeszłości osoby krzywdzonej obecnie. A to może utrudniać skuteczne pomaganie w zmienianiu aktualnej sytuacji. Odkryliśmy podstawową prawdę, że jeżeli spotykamy się z człowiekiem, który dzisiaj jest ofiarą przemocy, to trzeba się zająć przede wszystkim sytuacją bieżącą, nie przeszłością. Trzeba pomóc osobie krzywdzonej bronić się, unikać, wycofywać albo bezpośrednio powstrzymać przemoc i dopiero, kiedy ustanie krzywdzenie, można zająć się śladami krzywd z przeszłości. Część profesjonalistów: psychologów i psychoterapeutów dokonuje na bieżąco tego odkrycia, często ucząc się na skórze swoich podopiecznych; najpierw sprawdzają, czy nie uda się czegoś zrobić tradycyjnie i zaczynają z bitymi żonami rozmawiać o ich doświadczeniach z dzieciństwa. Dopiero później okazuje się, że takie postępowanie nie wzmacnia, przeciwnie, osłabia ofiary przemocy, a one powinny przede wszystkim otrzymać wzmocnienie, żeby się skutecznie bronić.
Utrwalone ślady krzywd z przeszłości mogą mieć bardzo niekorzystny wpływ na bieg ludzkiego życia. Czasem mija dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat od tych czasów, kiedy człowiek doznawał ranienia, a mimo to ślady przeszłości zniekształcają bieżące życie. Mogą utrudniać życie ludzi, którym aktualnie dzieje się nie najgorzej, nie mają w zasadzie większych problemów poza tym, że zła przeszłość od czasu do czasu ich dopada. Jeśli jednak życie ludzi z utrwalonymi śladami przeszłości jest pełne kłopotów, ciągłego stresu albo też są uwikłani w sytuację przemocy w rodzinie, bagaż przeszłości jest jeszcze większym obciążeniem. Wpływ śladów krzywdzenia może być ważny i dla zrozumienia sytuacji bieżącej, i dla uwolnienia się z tej sytuacji.
Doświadczenie a poczucie krzywdy osobistej
Trzeba odróżnić, a są to ważne różnice psychologiczne - takie zjawisko jak doświadczenie krzywdy osobistej od poczucia krzywdy. Można mieć bardzo mocne doświadczenia krzywdy osobistej bez poczucia krzywdy. Czasem może być odwrotnie: można mieć poczucie krzywdy, mimo że człowiek tak naprawdę nie przeżył głębokiego doświadczenia krzywdy osobistej albo nie było ono naprawdę intensywne.
Doświadczenie krzywdy to fakt psychologiczny, a poczucie krzywdy to subiektywny stan świadomości na ten temat. Czasami ludzie, którzy mieli bardzo mocne i głębokie, rujnujące psychikę doświadczenia krzywdy osobistej, całymi latami żyją bez poczucia krzywdy, broniąc się bardzo skutecznie przed uświadomieniem sobie tego. Dopiero w jakimś ważnym momencie udaje im się dotrzeć do śladu krzywdy. Na przykład po trzydziestu latach w ich oczach pojawią się łzy, wzruszenie, rozżalenie i do doświadczenia osobistej krzywdy dołączy także subiektywna świadomość tego w postaci poczucia krzywdy. Z drugiej strony można spotkać ludzi, pokazujących całemu światu swoje poczucie krzywdy, mimo że tak naprawdę specjalnie mocno ani głęboko nie zostali zranieni, a swoim poczuciem krzywdy trochę manipulują.
A więc doświadczenie krzywdy to aktualne zjawiska, procesy zachodzące w ludzkich uczuciach, wyobrażeniach, myślach, w ciele człowieka, w wyniku przeżywania sytuacji krzywdzącej. Zapis tego doświadczenia utrwala się i utrzymuje w psychice czasem przez długie lata. Zdarza się, że dwie różne osoby miały bardzo podobne doświadczenia krzywdy osobistej, a jej ślady bardzo się różnią. Może być tak, że człowiek doświadczył krzywdy osobistej w określonych sytuacjach od określonej osoby. Ale minął czas i od tej samej osoby uzyskał inne doświadczenia: przeproszenie, wyrazy skruchy, sympatii itp. Oczywiście, ślad poprzedniego doświadczenia pozostanie, ale na niego nałożą się ślady innych doświadczeń, związanych z tą samą osobą, co może z czasem zminimalizować nawet bardzo raniące doświadczenie. W przypadku drugiego człowieka nie tylko, że nie było pozytywnych doświadczeń, ale powtórzyły się krzywdzące doświadczenia, a na dodatek owa osoba czuła się niezrozumiana, osamotniona. Oczywiste jest, że podobny rodzaj doświadczeń mógł zapisać się w diametralnie różny sposób. (...)
https://zrozumiecemocje.com.pl/
Rok: 1999, Czasopismo: Niebieska linia, Numer: 3
Osoby zajmujące się pomocą psychologiczną mają do czynienia z różnego rodzaju cierpieniami, będącymi konsekwencją krzywdzenia ludzi. Jeśli w procesie pomagania przyglądamy się dzieciństwu osób potrzebujących pomocy, to okazuje się, że często występowały w tym okresie różne formy doświadczeń traumatycznych, raniących. To jest klasyczny nurt pomocy psychologicznej. Natomiast drugi, niesłychanie ważny, nurt dotyczy pomocy ludziom, którzy są krzywdzeni teraz, w chwili obecnej. Dopiero od paru lat zajęliśmy się tym właśnie nurtem pomagania. W trakcie gromadzenia doświadczeń, wynikających z pomagania ludziom będącym ofiarami przemocy w rodzinie dokonaliśmy kilku ważnych odkryć.
Po pierwsze, sporo ludzi krzywdzonych teraz, było krzywdzonych także w przeszłości. Krzywdy doznane w dzieciństwie od osób najbliższych wywierają wpływ na to, w jaki sposób osoby zranione radzą sobie z aktualną sytuacją krzywdzenia.
Po drugie, czym innym jest pomaganie osobie, która była skrzywdzona przed laty i ma w związku z tym po wielu latach jakieś kłopoty, a czymś zupełnie innym jest pomaganie osobie, która doznała krzywdy wczoraj, doznaje jej dziś, prawdopodobnie dozna krzywdy także i jutro.
Po trzecie, ludzie zajmujący się pomocą psychologiczną i psychoterapią mieli często - i mają nadal - pewną skłonność do koncentrowania się na przeszłości osoby krzywdzonej obecnie. A to może utrudniać skuteczne pomaganie w zmienianiu aktualnej sytuacji. Odkryliśmy podstawową prawdę, że jeżeli spotykamy się z człowiekiem, który dzisiaj jest ofiarą przemocy, to trzeba się zająć przede wszystkim sytuacją bieżącą, nie przeszłością. Trzeba pomóc osobie krzywdzonej bronić się, unikać, wycofywać albo bezpośrednio powstrzymać przemoc i dopiero, kiedy ustanie krzywdzenie, można zająć się śladami krzywd z przeszłości. Część profesjonalistów: psychologów i psychoterapeutów dokonuje na bieżąco tego odkrycia, często ucząc się na skórze swoich podopiecznych; najpierw sprawdzają, czy nie uda się czegoś zrobić tradycyjnie i zaczynają z bitymi żonami rozmawiać o ich doświadczeniach z dzieciństwa. Dopiero później okazuje się, że takie postępowanie nie wzmacnia, przeciwnie, osłabia ofiary przemocy, a one powinny przede wszystkim otrzymać wzmocnienie, żeby się skutecznie bronić.
Utrwalone ślady krzywd z przeszłości mogą mieć bardzo niekorzystny wpływ na bieg ludzkiego życia. Czasem mija dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat od tych czasów, kiedy człowiek doznawał ranienia, a mimo to ślady przeszłości zniekształcają bieżące życie. Mogą utrudniać życie ludzi, którym aktualnie dzieje się nie najgorzej, nie mają w zasadzie większych problemów poza tym, że zła przeszłość od czasu do czasu ich dopada. Jeśli jednak życie ludzi z utrwalonymi śladami przeszłości jest pełne kłopotów, ciągłego stresu albo też są uwikłani w sytuację przemocy w rodzinie, bagaż przeszłości jest jeszcze większym obciążeniem. Wpływ śladów krzywdzenia może być ważny i dla zrozumienia sytuacji bieżącej, i dla uwolnienia się z tej sytuacji.
Doświadczenie a poczucie krzywdy osobistej
Trzeba odróżnić, a są to ważne różnice psychologiczne - takie zjawisko jak doświadczenie krzywdy osobistej od poczucia krzywdy. Można mieć bardzo mocne doświadczenia krzywdy osobistej bez poczucia krzywdy. Czasem może być odwrotnie: można mieć poczucie krzywdy, mimo że człowiek tak naprawdę nie przeżył głębokiego doświadczenia krzywdy osobistej albo nie było ono naprawdę intensywne.
Doświadczenie krzywdy to fakt psychologiczny, a poczucie krzywdy to subiektywny stan świadomości na ten temat. Czasami ludzie, którzy mieli bardzo mocne i głębokie, rujnujące psychikę doświadczenia krzywdy osobistej, całymi latami żyją bez poczucia krzywdy, broniąc się bardzo skutecznie przed uświadomieniem sobie tego. Dopiero w jakimś ważnym momencie udaje im się dotrzeć do śladu krzywdy. Na przykład po trzydziestu latach w ich oczach pojawią się łzy, wzruszenie, rozżalenie i do doświadczenia osobistej krzywdy dołączy także subiektywna świadomość tego w postaci poczucia krzywdy. Z drugiej strony można spotkać ludzi, pokazujących całemu światu swoje poczucie krzywdy, mimo że tak naprawdę specjalnie mocno ani głęboko nie zostali zranieni, a swoim poczuciem krzywdy trochę manipulują.
A więc doświadczenie krzywdy to aktualne zjawiska, procesy zachodzące w ludzkich uczuciach, wyobrażeniach, myślach, w ciele człowieka, w wyniku przeżywania sytuacji krzywdzącej. Zapis tego doświadczenia utrwala się i utrzymuje w psychice czasem przez długie lata. Zdarza się, że dwie różne osoby miały bardzo podobne doświadczenia krzywdy osobistej, a jej ślady bardzo się różnią. Może być tak, że człowiek doświadczył krzywdy osobistej w określonych sytuacjach od określonej osoby. Ale minął czas i od tej samej osoby uzyskał inne doświadczenia: przeproszenie, wyrazy skruchy, sympatii itp. Oczywiście, ślad poprzedniego doświadczenia pozostanie, ale na niego nałożą się ślady innych doświadczeń, związanych z tą samą osobą, co może z czasem zminimalizować nawet bardzo raniące doświadczenie. W przypadku drugiego człowieka nie tylko, że nie było pozytywnych doświadczeń, ale powtórzyły się krzywdzące doświadczenia, a na dodatek owa osoba czuła się niezrozumiana, osamotniona. Oczywiste jest, że podobny rodzaj doświadczeń mógł zapisać się w diametralnie różny sposób. (...)
https://zrozumiecemocje.com.pl/
4 lipca 2011
Rozważania na temat poczucia własnej wartości
Każde spotkanie z drugim człowiekiem pokazuje nam jak w lustrze nasze własne cechy charakteru.
Osoby, które się nam podobają odzwierciedlają te części nas, które w sobie lubimy i cenimy.
Zazwyczaj nie zwracamy na to większej uwagi. Spotykając się z kimś, kto reprezentuje lubiane przez nas cechy, czujemy się po prostu zadowoleni.
Jeśli spotkanie budzi frustrację, to zazwyczaj wybieramy z kilku możliwości. Możemy się odciąć od tej relacji i najczęściej tak robimy osądzając drugą stronę o brzydkie cechy, które nam uniemożliwiają utrzymywanie dalszych kontaktów. Ale możemy się zatrzymać i przeanalizować, jakie nasze cechy się w danej relacji ujawniają i czy przypadkiem właśnie sami nie mamy z nimi kłopotu.
Im większe problemy i im trudniejsza relacja, tym dotyka poważniejszych spraw, w tym również poczucia własnej wartości.
Jak się jest dzieckiem rodziców, których nie ma możliwości zadowolić (bo są np. w depresji), to cierpi się na poczucie niedowartościowania, czyli poczucie posiadania małej wartości. Szuka się potwierdzenia swojej wartości w podejmowaniu nowych, trudnych wyzwań, a więc w obiecywaniu sobie i innym, że czegoś się dokona, czegoś co wreszcie zaświadczy o wartości. Taki dostało się przekaz rodzicielski. Np. o mojej wartości świadczy zadowolenie moich rodziców z tego, co robię.
Brak zadowolenia jest informacją, że mam się bardziej postarać.
Większość naszych kontaktów ma na celu doprowadzenie do osiągnięcie zadowolenia rodzica, który jest w nas i jeśli żyje, również obok nas, tak więc przekaz jest wzmocniony z zewnątrz.
To jest ogromne „uwikłanie”, w zalecenia wewnętrzne, które są wsparte zewnętrznymi.
W takim uwikłaniu ludzie szukają sprzymierzeńców w walce o dokonanie tego, co od nich wymaga ich wewnętrzny i zewnętrzny rodzic. A często wewnętrzny głos mówi, że jeśli się nie zrobi tego co się „obiecało” albo tego, do czego uwewnętrzniony rodzic, względnie żyjący (albo obaj na raz) zobowiązuje, to będzie źle.
W imieniu swojego rodzica obiecujemy i zobowiązujemy siebie, a inni mają nam w wypełnieniu tego zadania pomóc. Ponieważ znalazłam się w takiej trudnej relacji, w której druga strona bardzo mocno mnie naciskała, bo sama była pod presją własnego zobowiązania, zrobiłam pracę na tę sytuację i moje uczucia uwikłania. Doprowadziło mnie to do miejsca, w którym zadałam sobie pytanie, do czego zobowiązywała mnie moja matka. Odpowiedź mnie zaskoczyła, bo dotyczyła bardzo odległych sytuacji, które ożyły na nowo.
Głównie do doskonałego radzenia sobie bez jej wsparcia, a wręcz będąc obarczoną jej problemami, do doskonałego wyglądu bez jej czynnego w tym udziału, do doskonałych wyników w nauce bez jej zainteresowania z czym sobie nie radzę, do dobrych relacji z facetami bez informacji jak do tego doprowadzić, do łagodnego i kompromisowego funkcjonowania, mimo że wzorcem były nerwy i awantury, do umiejętności załatwiania wszelakich spraw bez uczenia jak to się robi. A więc generalnie wymagała i oczekiwała, zobowiązywała mnie do bycia „idealnym” dzieckiem, które nie wiadomo skąd i jak świetnie sobie radzi i ma super osiągi.
I stało się dla mnie jasne, kąd przyszła do mnie ta trudna relacja.
Moja koleżanka uwikłana w potrzebę zadowolenia swojego rodzica "wprzęgła" mnie w sytuację, w której żyłam latami. Moja mam chciała zdowolić ojca i ja jej w tym pomagałam. Niestety nie zdałam tego egzaminu.
https://zrozumiecemocje.com.pl/
Osoby, które się nam podobają odzwierciedlają te części nas, które w sobie lubimy i cenimy.
Zazwyczaj nie zwracamy na to większej uwagi. Spotykając się z kimś, kto reprezentuje lubiane przez nas cechy, czujemy się po prostu zadowoleni.
Jeśli spotkanie budzi frustrację, to zazwyczaj wybieramy z kilku możliwości. Możemy się odciąć od tej relacji i najczęściej tak robimy osądzając drugą stronę o brzydkie cechy, które nam uniemożliwiają utrzymywanie dalszych kontaktów. Ale możemy się zatrzymać i przeanalizować, jakie nasze cechy się w danej relacji ujawniają i czy przypadkiem właśnie sami nie mamy z nimi kłopotu.
Im większe problemy i im trudniejsza relacja, tym dotyka poważniejszych spraw, w tym również poczucia własnej wartości.
Jak się jest dzieckiem rodziców, których nie ma możliwości zadowolić (bo są np. w depresji), to cierpi się na poczucie niedowartościowania, czyli poczucie posiadania małej wartości. Szuka się potwierdzenia swojej wartości w podejmowaniu nowych, trudnych wyzwań, a więc w obiecywaniu sobie i innym, że czegoś się dokona, czegoś co wreszcie zaświadczy o wartości. Taki dostało się przekaz rodzicielski. Np. o mojej wartości świadczy zadowolenie moich rodziców z tego, co robię.
Brak zadowolenia jest informacją, że mam się bardziej postarać.
Większość naszych kontaktów ma na celu doprowadzenie do osiągnięcie zadowolenia rodzica, który jest w nas i jeśli żyje, również obok nas, tak więc przekaz jest wzmocniony z zewnątrz.
To jest ogromne „uwikłanie”, w zalecenia wewnętrzne, które są wsparte zewnętrznymi.
W takim uwikłaniu ludzie szukają sprzymierzeńców w walce o dokonanie tego, co od nich wymaga ich wewnętrzny i zewnętrzny rodzic. A często wewnętrzny głos mówi, że jeśli się nie zrobi tego co się „obiecało” albo tego, do czego uwewnętrzniony rodzic, względnie żyjący (albo obaj na raz) zobowiązuje, to będzie źle.
W imieniu swojego rodzica obiecujemy i zobowiązujemy siebie, a inni mają nam w wypełnieniu tego zadania pomóc. Ponieważ znalazłam się w takiej trudnej relacji, w której druga strona bardzo mocno mnie naciskała, bo sama była pod presją własnego zobowiązania, zrobiłam pracę na tę sytuację i moje uczucia uwikłania. Doprowadziło mnie to do miejsca, w którym zadałam sobie pytanie, do czego zobowiązywała mnie moja matka. Odpowiedź mnie zaskoczyła, bo dotyczyła bardzo odległych sytuacji, które ożyły na nowo.
Głównie do doskonałego radzenia sobie bez jej wsparcia, a wręcz będąc obarczoną jej problemami, do doskonałego wyglądu bez jej czynnego w tym udziału, do doskonałych wyników w nauce bez jej zainteresowania z czym sobie nie radzę, do dobrych relacji z facetami bez informacji jak do tego doprowadzić, do łagodnego i kompromisowego funkcjonowania, mimo że wzorcem były nerwy i awantury, do umiejętności załatwiania wszelakich spraw bez uczenia jak to się robi. A więc generalnie wymagała i oczekiwała, zobowiązywała mnie do bycia „idealnym” dzieckiem, które nie wiadomo skąd i jak świetnie sobie radzi i ma super osiągi.
I stało się dla mnie jasne, kąd przyszła do mnie ta trudna relacja.
Moja koleżanka uwikłana w potrzebę zadowolenia swojego rodzica "wprzęgła" mnie w sytuację, w której żyłam latami. Moja mam chciała zdowolić ojca i ja jej w tym pomagałam. Niestety nie zdałam tego egzaminu.
https://zrozumiecemocje.com.pl/
Subskrybuj:
Posty (Atom)
-
Metody, które stosuje jedna ludzka istota do zniewolenia drugiej, cechuje zadziwiająca konsekwencja. W zeznaniach zakładników, więźniów po...
-
Wypełnienie Arkusza Radykalnego Wybaczania może sprawiać problem, dlatego poniżej przedstawiam mój własny arkusz, sytuację która sprawiła, ...
-
Jeśli znasz Zen lub inne metody medytacji, możesz spróbować japońskiej metody samoobserwacji zwanej terapią Naikan. „Jest to procedura, dzi...