Zajmuję się propagowaniem techniki duchowej, określanej nazwami: Radykalne Wybaczanie lub technika Tippinga (od nazwiska autora). Colin Tipping wydał w 2002 r. książkę "Radykalne Wybaczanie", podtytuł: "Wybaczajmy skutecznie – darowanie krzywd ma moc uzdrowienia". Opisał w niej metodę, która uzdrowiła jego relację ze światem. A była to zmiana podejścia do utrwalonego schematu, że jak jest „ofiara”, to musi być „sprawca” nieszczęścia. Doświadczył tego, jak skutecznie radzić sobie z przykrymi emocjami, związanymi z byciem osobą poszkodowaną. Prawdą jest, że będąc spokojnym łatwiej jest podejmować działania, mające na celu jak najlepsze rozwiązanie. Nie traci się energii na miotanie pomiędzy potrzebą ukarania, obwinienia siebie lub osób trzecich albo usprawiedliwienia zachowań.
Wtedy, kiedy książką wpadła w moje ręce (rok 2004) czułam się poszkodowana w bardzo wielu dziedzinach mojego życia. Poczucie to sprawiło, że zamiast oczekiwać na miłe i dobre rzeczy, nerwowo się rozglądałam, z której strony spadnie na mnie kolejny kataklizm.
Teraz już wiem, że mamy to o czym myślimy, niezależnie czy tego chcemy, czy nie. Wtedy byłam bardzo daleko od takiego rozumowania, głownie starałam się obmyślić strategię, która jakoś mnie uchroni.
Tak więc treści, zawarte w książce były dla mnie. Najpierw rozprawić się z tym, co mnie otacza, a głównie z moim poczuciem krzywdy, a potem jakoś to zorganizować, żeby światełko w tunelu się pokazało.
W książce jest arkusz, (kwestionariusz, który jest narzędziem stosowanym w tej metodzie). Należało go wypełnić zgodnie z instrukcją. Wyjaśniony jest sens poszczególnych punktów, a na końcu pozytywna afirmacja, zawierająca przekaz, że zasługujemy na wszystko co najlepsze. To mi się na początku nie podobało, bo ciężko mi było przyjąć, że zasługuję na coś tak bez niczego. Tylko dlatego, że ktoś mi to mówi.
Dla tonącego i brzytwa dobra, więc pisałam, pisałam i czekałam. Teraz rozumiem sens tego pisania, to był mój dialog wewnętrzny, na który bym się nie zdecydowała, bo nie był dla mnie strategią do osiągnięcia celu. Moja cierpliwość została wynagrodzona. Pisząc jeden z kolejnych arkuszy uwaga moja zatrzymała się w punkcie mówiącym, że denerwuję się tylko wtedy, gdy ktoś poruszy we mnie kwestie, które wyparłam lub stłumiłam, a potem dokonałam projekcji na tę osobę. Zaczęłam się zastanawiać, co tak dokładnie autor miał na myśli. Jak to porozbierałam, to znaczyło, że ja widzę w tej osobie to, czego nie widzę w sobie.
Jak już zaszłam tak daleko, to postanowiłam iść jeszcze dalej i zaczęłam analizować, co to jest to, co widzę w tej osobie i czy rzeczywiście nie widzę tego w sobie? Eureka! Tak było. Każdy następny arkusz miał dla mnie więcej sensu i posuwał mnie szybko do przodu, bo dzięki niemu poznawałam siebie. Zaczynałam patrzyć na siebie tak, jak na mnie patrzyła osoba, która mnie „krzywdzi”, zaczęłam się identyfikować z byciem w ich oczach „krzywdzicielem” dla nich. Poczucie zrozumienia, co się rozgrywa na moich oczach i która z ról w tym przedstawieniu jest moja, dało mi siłę. Rozpoznanie sytuacji i rozpisanie ról stwarzało możliwość świadomego wyboru roli dla mnie. Pokazało się światełko w tunelu.
Technika oraz jej propagator wydały mi się doskonałe. Może dlatego, że dzięki nim wydobyłam się z głębokiego doła psychicznego. Poszłam „za ciosem” i skończyłam kurs trenera w Instytucie Radykalnego Wybaczania w Warszawie. Chciałam iść w świat i głosić „dobrą nowinę”. Zapału starczyło na rok. To było tylko echo tego, co mówił mistrz, chciałam być mistrzem. Mamy zawsze to, czego chcemy!
Uważam, że moja droga była drogą pionierską. Jestem dumna z tego, co dokonałam sama, przy niewielkim nakładzie kosztów, dzięki swojej cierpliwości i uporowi. Chciałabym tym, którzy to czytają dać wiarę, że jest możliwe rozwijać się siedząc w domu, chodząc do pracy, wychowując dzieci, nie mając czasu na życie towarzyskie i nie korzystając z sesji terapeutycznych. Stąd wynika moja inspiracja do pisania tutaj.