Jestem kobietą, która otrzymała wychowanie w tradycyjnej rodzinie. Nasłuchałam się i napatrzyłam wielu kłótni pomiędzy moimi rodzicami. Prześcigali się we wzajemnych pretensjach, rozmowy kończyły się zwykle porażką. Wchodzili na coraz wyższe poziomy pobudzenia emocjonalnego. Zamiast uzgadniać wspólne decyzje, oceniali siebie, oskarżali i oczekiwali przyznania się do winy, a następnie zmiany swego „wrednego” zachowania. Uważali, że się kochają, a ranili siebie do końca trwania ich związku. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że musieli być bardzo ze sobą związani. Po śmierci jednego z nich, drugie żyło tylko rok. Choroba, która normalnie byłaby wyleczalna, stała się chorobą śmiertelną.
Słuchając ich nie rozumiałam o co im chodzi i marzyłam, żeby się rozwiedli.
Marzyłam o ciszy i spokojnie przespanym poranku. W ogniu dyskusji nie rejestrowali, że wrzeszczą, a obok śpią dzieci. Potem on wychodził do pracy, ona załamana skarżyła się, że jest niedobry, nie słucha, co ona do niego mówi, nie szanuje, wie „swoje”.
Jak zafałszowany miałam powód ich „niezgody”!
Wtedy postanowiłam, że ja nie będę się kłóciła z moim mężem, nie będę wrzeszczała na niego, tylko będę spokojnie rozmawiała.
Nie zdawałam sobie sprawy, że nie miałam w domu przykładu takiego rozmawiania.
Jeśli w dorosłym życiu usiłuje się zrealizować marzenie, polegające na skonstruowaniu przeciwieństwa własnych doświadczeń, to niestety, nie może się udać.
Dom jest szkołą życia, jak temat nie był przerabiany, to się go nie umie.
Jak już wspominałam, taktyka życia bezkonfliktowo, udawała się w moim małżeństwie do czasu urodzenia dziecka. Żyliśmy zgodnie, ale obok siebie. Dziecko połączyło nasze interesy i ujawniło wzajemną nieumiejętność komunikowania się. Byłam jak moja matka, oceniałam, krytykowałam, oskarżałam, czułam żal, brak szacunku, brak miłości i wsparcia. Zaczęły wylewać się nagromadzone uczucia. Uświadomiłam sobie, że zawsze tak się czułam, ale nasze dziecko stało się katalizatorem. Walczyłam już nie tylko o siebie, ale i o nie.
Było tyle niewypowiedzianych na czas słów, że z czasem zmieniły się w amunicję i zostały użyte do prowadzenia wojny. Wojna to też sposób komunikacji, poprzez walkę o władzę.
Tego właśnie nauczyłam się w mojej rodzinie. Wtedy uznałam, że oni powinni się rozwieść, więc teraz zrobiłam to sama.
Człowiek jest istotą społeczną. Możemy doświadczać siebie tylko przez kontakt z innymi ludźmi. Bliskie kontakty budzą z uśpienia nieuświadomione identyfikacje (to cytat, ale nie pamiętam czyj). Oznacza to, że w bliskim kontakcie jesteśmy bliżej siebie samych. Zazwyczaj jesteśmy wśród ludzi, do których nie możemy się bardzo zbliżyć (np. kontakty służbowe albo sąsiedzkie). Często ludzie blokują dostęp do siebie, gdyż z jakiegoś im znanego powodu, nie wyrażają na to zgody. Nie jesteśmy wtedy sami, ale najczęściej odczuwamy samotność. Marzymy o bliskości, poznanie „kogoś” staje się celem. No i wreszcie się udaje. Najpierw jednoczy wspólny los, jak zdarzyło się w moim przypadku, zawiedzione nadzieje i niedogadanie się z „tamtą” drugą połówką. O tyle jest lepiej, że obie strony mają już pogląd o konieczności wprowadzenia zmian.
Ale jak się „dogadać”, gdy się nie umie rozmawiać?
Przyjąć postawę akceptującą. I piszę to z całą odpowiedzialnością.
Nie mam na myśli postawy uległej i zgadzającej się na wszystko, mega-wyrozumiałej.
Postawę akceptującą trzeba wypracować, trzeba naprawdę zaakceptować siebie i partnera.
Takiej postawy nie było w moim rodzinnym domu i pierwszym małżeństwie. Było najpierw przymykanie oka, wybaczanie w tradycyjny sposób, a potem czara goryczy się przepełniła.
C. Tipping wymienia zasadnicze różnice pomiędzy wybaczaniem tradycyjnym i radykalnym (akceptującym). Przeciwstawia je sobie i oto niektóre z nich:
Tradycyjne wybaczanie Radykalne wybaczanie
wydarzyło się coś złego nie wydarzyło się nic złego
oparte na osądzaniu wolne od osądu i potępienia
skierowane ku przeszłości skierowane ku teraźniejszości
potrzeba zrozumienia problemu poddanie się wydarzeniu
(zaakceptowanie go)
problem ma źródło na zewnątrz problem tkwi we mnie (jego praprzyczyna)
życie to ciąg przypadkowych zdarzeń życie ma sens i cel
rzeczywistość to zbiór zdarzeń tworzymy własną rzeczywistość
Autor podaje również przykłady pseudo-wybaczania. Wśród nich np. wybaczanie z poczucia obowiązku, gdy uważamy, że należy wybaczać, płynące z poczucia racji, obdarowywanie wybaczaniem, udawanie lub mówienie: „wybacz i zapomnij”. Bardzo popularne jest wybaczenie poprzez usprawiedliwianie czyjegoś zachowania., albo wybaczanie osobie, ale niedarowanie zachowania.
Ludzie marzą o idealnym partnerze, w gruncie rzeczy oczekując pod tym pojęciem osoby wyrozumiałej, szczerej, sprawiedliwej, mądrej, wielkodusznej i hojnej. Te cechy może posiadać tylko osoba, która akceptuje siebie i otaczający ją świat. Warto zastanowić się, czy jest możliwie, abym ja, nie reprezentująca powyższych cech, przyciągnęła do swojego życia moje przeciwieństwo. Każdy może sprawdzić swój poziom akceptacji, przyjrzawszy się swojemu stosunkowi do świata i innych. Jeśli się złościmy, oskarżamy lub czujemy się jak czyjaś ofiara, to dalecy jesteśmy od zaakceptowania prawdy, że sami wykreowaliśmy sytuację. Widzimy tylko bolesny finał.
Relacje z osobami, z którymi jesteśmy blisko, które są dla nas ważne, budzą emocje, bo ludzie ci stają się zwierciadłami (lustrami) naszych nieświadomych cech.
Trzeba napisać kilkanaście, a może kilkadziesiąt arkuszy, aby dostrzec, że ciągle chodzi o to samo. Ta druga strona powinna coś zrobić, aby mnie było dobrze, muszę ją do tego zmusić, nakłonić albo zmanipulować.
Pamiętajcie, ze drugi człowiek jest lustrem dla Was (przy nim ujawniają się Wasze nieuświadomione identyfikacje), ale Wy jesteście lustrem dla swoich partnerów. Oni też potrzebują integrować części siebie, z którymi się nie identyfikują. Więc przyciągną ich do Was Wasze cechy, o których myślicie, że ich nie macie.
To jest duchowy wymiar życia. Ludzie pomagają sobie nawzajem w dążeniu do pełni.
Wszyscy jesteśmy duchowymi istotami, stanowimy jedność, każdy z osobna wibruje jako część całości.
Pierwszym założeniem Radykalnego Wybaczania jest:
”wbrew zachodniej myśli religijnej nie jesteśmy istotami ludzkimi, które miewają duchowe doświadczenia, lecz duchowymi istotami, doświadczającymi ludzkiego życia”.