Odkrywcami Prawa Przyciągania są Amerykanie, Esther i Jerry Hicks. Esther zaczęła w roku 1985 otrzymywać przekazy. Film „Sekret”, zrealizowany przy współpracy z Hicksami, przez australijską producentkę, poświęcony był tym przekazom, doktrynie nauk Abrahama - Prawu Przyciągania. Zgodnie z „Naukami Abrahama” powinniśmy podjąć jak najszybciej decyzję, aby naszą dominującą intencją i racją istnienia było to, aby zawsze żyć szczęśliwie.
Ludzie mają zrozumieć, że otrzymują esencję tego, o czym myślą. Jeśli będą o tym stale pamiętać, skorelują to z tym, co otrzymują.
Prawo Przyciągania odpowiada na wibrację (energię). Wibrujemy poprzez nasze emocje. Jeśli ktoś czuje się przygnębiony, okoliczności i ludzie, którzy mogliby mu pomóc nie będą go mogli znaleźć i on też nie będzie mógł ich spotkać. Ktoś niesprawiedliwie traktowany, nie będzie mógł odnaleźć sprawiedliwości, ani sprawiedliwość jego. Gdy ktoś czuje się biedny, mogą do niego przyjść jedynie rzeczy dające uczucie biedy.
Podobnie z poczuciem rozczarowania lub lęku, które przyciąga rozczarowanie i lęk.
Kluczem do „Celowego Tworzenia” jest uznanie wibracyjnego (energetycznego) charakteru naszych myśli i uczuć i utrzymanie nad nimi kontroli.
Moc przychodzi wtedy, gdy osiąga się świadomą korelację między tym, co się czuje, a tym co się aktualizuje w życiowym doświadczeniu.
Zgodnie z „Naukami Abrahama” należy zrobić jedną małą, ale potencjalnie transformującą rzecz, polegającą na opowiedzeniu historii swojego życia w nowy sposób. Musi ona opowiadać o tym, czego chcemy, żeby być szczęśliwi.
Zazwyczaj opowiadamy historie o krzywdach, niesprawiedliwości, nieuczciwości, osamotnieniu, braku wsparcia i niemożności osiągnięcia zamierzeń. Nowa historia musi być pozytywna, musi być przeformułowana na „tak”.
Jeśli stara historia to: „nienawidzę mojego samochodu”, nowa mówi: „chcę mieć ładny nowy samochód”.
Taka myśl nie jest trudna do przekształcenia, gorzej jeśli czujesz, że nienawidzisz innego człowieka, albo tego co ty robisz lub on. Myślisz wtedy o swojej krzywdzie i czyjejś winie.
Zazwyczaj, gdy opowiadamy historie naszych krzywd, towarzyszą im silne emocje, które długo trzymają nas w swoich objęciach.
Historie, w których postrzegamy ludzi jako „krzywdzicieli”, a siebie lub inne osoby obsadzamy w roli „ofiar”, to klasyczny stan emocji, nad którym możemy pracować z Radykalnym Wybaczaniem.
Pamiętam, jak nienawidziłam mojego szefa, czułam się upokorzona, gdy szukał „dziury w całym” i miał pretensje, że pracę powinnam była zrobić lepiej, a jeśli się nie wyrabiam, to mam zostać po godzinach. Ja widziałam sytuację inaczej, ale jego to nie interesowało.
W emocjach, w jakich byłam, nie miałam możliwości opowiedzenia mojej historii pozytywnie.
Czułam się upokorzona, bezsilna i zła, zwłaszcza że było to już kolejne takie wystąpienie. Najpierw jakoś musiałam sobie z emocjami poradzić, inaczej gotowa bym była zanieść mu wymówienie z komentarzem „jak jesteś taki mądry, to szukaj sobie kogoś, kto ci to lepiej zrobi!”. Rozsądek tłumaczył mi, że to cymbał, żeby się nie przejmować, ale emocje były silniejsze.
Wg. Diany Richardson emocje to nagromadzone uczucia, których nie wyraziliśmy w przeszłości.
Ponieważ nie zostały kiedyś wyrażone i do tego są nagromadzone, bardzo łatwo dać im się porwać. Te dzisiejsze podłączają się pod te kiedyś niewyrażone i zazwyczaj mamy duży kłopot, żeby się od nich uwolnić. Często stosowanym rozwiązaniem jest spotykanie się w gronie pokrzywdzonych i opowiadanie historii naszych krzywd, które zgodnie z Prawem Przyciągania, dają nam ich jeszcze więcej.
Łatwiej i szybciej wziąć arkusz i najpierw „radykalnie wybaczyć” szefowi, a potem zacząć nową opowieść. Najpierw poczuć, nazwać, jakie emocje są dzisiaj, jakie były kiedyś (te niewyrażone). Przy okazji doświadczyć od duchowej strony, że szef „uzdrawia”.
Zdarzenie rezonuje z tą częścią osobowości, która nie zna konstruktywnego rozwiązania i zawsze odkąd pamięta wpada i wpadała w emocje bezsilności wobec podobnego traktowania.
Radykalne Wybaczanie umożliwia szybki dystans wobec przeżywanych emocji.
Jeśli nie udaje się go uzyskać poprzez napisanie arkusza, to prawdopodobnie za bardzo myślimy o emocjach, zamiast je przeżywać. Często problem polega na „pozwoleniu sobie” być złą/złym, czy bezradną/bezradnym. Łatwiej się na to zdobyć mając przed sobą kartkę papieru, a nie szefa
Konieczny jest wysiłek w celu zidentyfikowania się z przeżywaną emocją, aby zrobić następny krok, polegający na rozważeniu sugestii, że „moje uczucia należą do mnie”. Często dla osób, które się z takim rozumowaniem wcześniej się nie spotkały, jest to abstrakcja.
Jeśli ja czułam się upokorzona, to czy jest możliwe by ktoś inny miał inne uczucia, po usłyszeniu podobnego komunikatu od mojego szefa? Tak! Może gdyby na moim miejscu był mężczyzna, to poczułby agresję i jakoś ją wyraził?
Każdy człowiek ma swoją indywidualną reakcję emocjonalną, którą kształtował przez lata przebywania wśród ludzi.
Muszę przyznać, że moja reakcja, chociaż często spotykana, była trochę reakcją córki opieprzanej przez ojca. I nie ma znaczenia, że byłam od szefa starsza.
Pisałam już i powtórzę, że spokojna głowa, która rozumie, że nic złego się nie wydarzyło, a „pan lub pani X” tylko odzwierciedlają mój błędny punkt widzenia, a nie chcą mnie „wykończyć”, to dobry grunt na opowiadanie nowych, pozytywnych historii.