Ludzie się bawią a ja?… ludzie chodzą na imprezy, na rolki, na plażę, na piwo, zakochują się, flirtują, spędzają czas ze swoją parą. A ja odkrywam jak to jest, gdy ktoś blokuje możliwość kochania jego, a tym samym zablokuje możliwość kochania siebie i że jest to sytuacja, która towarzyszyła mi cale moje życie.
Moja mama, gdy tylko mnie zobaczyła, pokochała mnie. Kochała mnie za nic, jak kocha się kotka- bo budzi serce, nic więcej. Ale potem gdy byłam starsza musiała włożyć dużo wysiłku, żeby tą miłość utrzymać i rozwinąć. Musiała znieść moją złość i żal, musiała wiele razy uporać się z moją nieufnością, poczuciem, ze chce mnie skrzywdzić i jest moim wrogiem. Ja też musiałam ją poznać i nauczyć się jak funkcjonuje, czego potrzebuje, co ją złości, bez czego nie wyobraża sobie życia… to nie był łatwy i prosty proces. Zakładał też, że jesteśmy na siebie skazane i musimy obydwie się postarać, żeby nasze życie nie było koszmarem. Wiedziałam, że mama mnie kocha, ale złościło mnie, że żyje tak normalnie, tak nudno. Mówiłam- nic z tego nie mam oszałamiającego, że ty mnie kochasz, moje życie nie zmienia się nagle w bajkę.
I był tez mój tata, mój ojciec. On był mi obcy od dziecka. Przestraszał mnie i nie ufałam mu zupełnie. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, nie chciałam zostawać z nim sam na sam, gdy byłam mała. Był dla mnie zbyt brutalny, zbyt niecierpliwy i za łatwo wpadający w gniew. Pamiętam, że stale chodził i był niespokojny. Ale tata, ojciec, zrobił coś, co bardzo mocno wpłynęło na moje życie. Roztoczył przede mną wizję wspaniałego świata, do którego tylko on może mnie zaprowadzić. Świata naszej dwójki, pełnego przyjemności, zabawy, śmiechu, pięknych miejsc i miłych niespodzianek, pełnego spontanicznych decyzji. Rozmarzałam się w tej wizji. Nie było jasne, jakim sposobem ma ona zostać zrealizowana, kto ją sfinansuje, jak duży wysiłek musi zostać podjęty, jak duże zobowiązania i oddanie jest niezbędne. Nie było powiedziane ile to będzie kosztować, tylko, że obydwoje tego chcemy i jakoś zaraz to już będzie. I ja pokochałam tą wizję. A wraz z nią jego, łącznika tej wizji. Teraz mi się wydaje, że właśnie wykonywanie jej w realu przyczyniło się do rozwodu… chyba finansować i wspierać ją miała mama. A ona wcale nie wyraziła zgody… ja oddalałam się od rzeczywistości, wierzyłam coraz bardziej, że można mieć rzeczy za darmo, jeśli tylko się na kogoś wpłynie, nie uczyłam się współpracy ani związków przyczynowo-skutkowych. Ta wizja naszej wspólnej szczęśliwości dawała mi ogromna dozę przyjemnych odczuć, jakbym była na haju. Jakby wszystko było możliwe i miało samo wpaść w ręce. Złościła mnie mama i jej codzienność, praca, spokój, przekonanie, że wszystko trzeba wypracować… nie doceniałam tej jej miłości, która nie łączyła się z żadną obietnicą, żadną wizją. Jeśli dobrze kojarzę, to gdy nastąpił rozwód ojciec stracił możliwość dalszego snucia wizji. Nie miał już wsparcia domowego ani finansowego i nagle się okazało, jak mało jest samodzielny. Nagle nie mógł już dalej marzyć ani próbować zrealizować swoich wizji. Nagle się okazało, jak bardzo mało ma zasobów. W tym momencie zawaliło się wszystko to, co było między nami. Nie wiem jak dokładnie, kręci mi się w głowie... Chyba ja wciąż pod wrażeniem wizji, oczarowana nią, zadeklarowałam moje oddanie i miłość, powiedziałam, że wybieram go zamiast mamy. W ten sposób jakoś przeniosłam to na poziom realny, wymagający prawdziwego wysiłku, oddania i pracy, nie tylko wizji. I może właśnie dlatego on powiedział, że kłamie i chce go oszukać. Że wcale go nie kocham bo nie widzi tego w moich zachowaniach. Powiedział, że jestem nieuczciwa i że on dlatego nie może mnie pokochać. Potem tylko dodał, że właściwie to nigdy nie chciał mieć dzieci, nigdy nie był dobrym ojcem, nigdy mu się nie podobałam, nigdy mnie nie kochał… tego ostatniego chyba nigdy nie powiedział, ale ja to słyszałam sama… mam wspomnienie, ze prawie wtedy nie umarłam. Zrezygnowałam z nudnej, spokojnej, nic nie obiecującej mamy na rzecz oszałamiającego, pięknego taty. A on oskarżył mnie o oszustwo, zwodzenie, brak miłości i odrzucił. Nie brał pod uwagę żadnych logicznych argumentów, że to nie tak.
I pozostałam w tęsknocie za tamtym barwnym światem, w odrzuceniu tego nudnego i zwykłego, który oferuje „tylko” oddanie, współpracę, lojalność i spolegliwość. Teraz potrafię na kilometr wyczuć mężczyzn, którzy znów zaprowadza mnie do tego świata. Tego, gdzie wszystko się pojawia za darmo, jest na wyciągnięcie ręki, piękne, wesołe, niecodziennie, zapierające dech w piersiach. I zazwyczaj wszystko kończy się znowu tak samo. Gdy próbuję ten stan utrzymać, okazuje się, że nie można, że to wszystko nie było na serio i tylko mi się wydawało.
https://zrozumiecemocje.com.pl/