5 maja 2011

Trójkąt Dramatyczny Stephana B. Karpmana


Trójkąt dramatyczny polega na nieświadomym, naprzemiennym wchodzeniu w relacje, w których gra się rolę Ofiary, Wybawcy/Opiekuna/Ratownika i Prześladowcy. Osoby w rolach są współuzależnione od siebie. Rola wybawcy-opiekuna-ratownika, przekształca się z czasem w prześladowcę, aby w końcowej fazie stać się ofiarą.
Gdy jesteśmy wybawcami i naprawiaczami nie tylko zaspokajamy potrzeby innych, ale je odgadujemy i uprzedzamy. Naprawiamy,  staramy się rozwiązywać ich problemy. Jesteśmy "idealnymi" opiekunami. Wybawiamy innych od ich odpowiedzialności za siebie. Przejmujemy ich obowiązki, a potem złościmy się na nich, czujemy się wykorzystywani i użalamy się nad sobą. Wybawiamy innych za każdym razem, kiedy my przejmujemy odpowiedzialność za innego człowieka –za jego myśli, uczucia, decyzje, zachowania, rozwój, powodzenie, problemy czy – ogólnie biorąc –za jego los. 
Na wybawianie czy zajmowanie się inną osobą składają się następujące zachowania:
- Robienie czegoś, czego w rzeczywistości nie chcemy robić.
- Mówienie „tak”, kiedy myślimy „nie”.
- Robienie czegoś dla kogoś czy za kogoś, kto sam może i powinien to zrobić.
- Zaspokajanie potrzeb kogoś, kto nas o to nie prosił.
- Robienie więcej niż należy w sytuacji, gdy ktoś poprosi nas o pomoc.
- Przejmowanie (zamartwianie) się uczuciami innych.
- Myślenie za innych.
- Mówienie za innych.
- Ponoszenie za innych konsekwencji ich czynów.
- Rozwiązywanie problemów za innych.
- Wkładanie we wspólną pracę większego wysiłku niż druga osoba.
- Niezajmowanie się tym, czego chcemy, potrzebujemy i pragniemy.
Kiedy to robimy, możemy czuć:  skrępowanie i zakłopotanie dylematami innej osoby, potrzebę zrobienia czegoś, litość, niepokój, niezwykłą odpowiedzialność za tę osobę czy rozwiązanie problemu; lęk, lekką lub silną niechęć do zrobienia czegoś, irytację, a czasami złość i oburzenie, że zostaliśmy postawieni w takiej sytuacji. Możemy też odczuwać wyrzuty sumienia i mieć poczucie winy, a z drugiej strony odczucie, że zmusza się nas do zrobienia czegoś. Możemy uważać, że jesteśmy w danej sprawie bardziej kompetentni niż ten, komu pomagamy. Możemy, na koniec, uważać, że osoba, którą się opiekujemy, jest bezradna i niezdolna do zrobienia tego, co wykonujemy za nią. Czujemy się potrzebni, przynajmniej na pewien czas. 
Zajmowanie się i opiekowanie innymi wydaje się o wiele bardziej przyjazną postawą, niż jest istocie. Zakłada ono bowiem nieudolność osoby będącej przedmiotem opieki. 
Wybawiamy „ofiary”, ludzi, którzy – w naszym mniemaniu – nie są w stanie sami się o siebie zatroszczyć.
Kiedy już wybawimy taką ofiarę z niedoli, musimy się nieuchronnie znaleźć w „drugim kącie”, którym jest prześladowanie.
Czujemy niechęć i złość wobec osoby, której tak wielkodusznie „pomagaliśmy”. Zrobiliśmy bowiem coś, czego nie chcieliśmy robić, coś, co nie było naszym obowiązkiem, a zaniedbaliśmy nasze własne potrzeby i chęci. Co gorsza, ofiara, „ta biedna istota”, którą wybawiliśmy z  opresji, wcale nie okazuje nam wdzięczności. Nie docenia naszego poświęcenia. Nie zachowuje się tak, jak powinna.Nie słucha nawet naszych rad, których tak chętnie jej udzielamy. Coś jest nie tak, jak powinno być. Chowamy więc naszą aureolę i pokazujemy rogi. 
Osoby, które wybawiamy, najczęściej od razu wyczuwają zmianę naszego nastroju. Dostrzegają bowiem zwiastujące go objawy, które stają się pretekstem, by zwrócić się przeciwko nam. Teraz nadchodzi ich kolej – z prześladowanych stają się prześladowcami. Zazwyczaj jest to reakcja na przejmowanie przez nas odpowiedzialności za nich, bowiem nasze zachowanie świadczy, pośrednio lub bezpośrednio, o tym, że uważamy ich za  nieudolnych. Nienawidzą nas, ponieważ wybuchając na nich gniewem po wcześniejszym wytknięciu im nieodpowiedzialności, dodajemy do krzywdy obrazę. Nadchodzi wówczas czas na ostatni ruch. Zasłużyliśmy sobie na nasze ulubione miejsce – „kąt ofiary” na spodzie trójkąta. 
Jest to łatwy do przewidzenia i nieuchronny rezultat wybawiania. Ogarnia nas uczucie bezradności, smutku i wstydu. Czujemy się zranieni i upokorzeni i litujemy się nad sobą. Znowu nas wykorzystano. Znowu nas nie doceniono. Tak bardzo staramy się pomagać ludziom, być dla nich dobrzy. Zaczynamy użalać się i jęczeć: „Dlaczego zawsze mi się to przydarza? Czy zawsze będę ofiarą?”.
Jeśli nie przestaniesz bawić się w wybawcę i opiekuna – prawdopodobnie tak. 
Opiekując się innymi, pozwalamy, by czynili nas swymi ofiarami; nieustannie wybawiając ich z kłopotów, sami czynimy się ich ofiarami. Ani wybawianie kogoś z opresji, ani zajmowanie się jego obowiązkami nie jest aktem miłości. Trójkąt Dramatyczny jest trójkątem nienawiści. Podsyca on i podtrzymuje nasza nienawiść do samego siebie i przeszkadza w nawiązaniu zdrowych związków uczuciowych z innymi. Trójkąt ten i zmieniające się role wybawcy, prześladowcy i ofiary unaoczniają nam proces, który przechodzimy. Zmiany ról i zmiany emocjonalne są nieuchronne, jesteśmy aktorami trzymającymi się ściśle scenariusza. 
Wielu z nas jest przekonanych, że wybawianie i ratowanie innych z różnorakich opresji jest dobrym uczynkiem. Uważamy, że milcząca zgoda na to, by ktoś musiał walczyć z nieprzyjemnym, ale całkowicie w danej sytuacji zrozumiałym uczuciem, ponosić konsekwencje swoich czynów, odczuwać zawód usłyszawszy „nie”, odpowiadać za siebie, swoje zachowania i postępki jest czymś okrutnym i bezlitosnym. 
Jednakże za większością aktów pomocy i wybawiania czai się demon – poczucie swej własnej małej wartości. Pomagamy i ratujemy, ponieważ nie mamy o sobie zbyt dobrego zdania. Opiekowanie się innymi napełnia nas przekonaniem o własnej mocy, dowartościowuje nas i poprawia nam samopoczucie, jednak stan ten jest ulotny i krótkotrwały. 
Tak jak kieliszek poprawia na chwilę nastrój alkoholikowi, tak pomaganie i ratowanie sprawia, że na moment zapominamy o bólu, którym przepełnia nas świadomość tego, jak mało jesteśmy warci. 
Jesteśmy przekonani, że nie można nas pokochać ani polubić, więc chcemy być przynajmniej potrzebni. Ratujemy, wybawiamy z kłopotów i pomagamy również dlatego, że nie mamy dobrego mniemania o innych. Stwierdzamy, że inni po prostu nie mogą odpowiadać za swoje czyny i zachowania. 
Jeśli dana osoba nie jest upośledzona umysłowo lub fizycznie (i to w poważnym stopniu) jeśli nie jest małym dzieckiem, to jest w pełni odpowiedzialna za to, co robi. Przestańmy wybawiać innych. Przestańmy pozwalać innym, aby nas wybawiali. Bierzmy odpowiedzialność za samych siebie i pozwólmy na to samo innym. Bez względu na to, czy zmienimy nasze postawy, zachowania, otoczenie czy sposób myślenia, najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić, jest odrzucenie roli ofiary.

Wg. Melody Beattie „Koniec współuzależnienia”.

https://zrozumiecemocje.com.pl/