|
radical forgiveness.com |
Moje uczucia należą do mnie, mój jest pomysł, jak chcę żyć i jakie chcę mieć relacje z innymi. Inni mają tak
samo. Ich uczucia należą do nich, ich są pomysły na to, jak będą żyć i jakie będą mieć relacje. Moje to moje, a ich to ich.
Mam sąsiadów, dobrze starsze małżeństwo emerytów, dzieci poszły na swoje. Pomagam im i przyglądam się jak żyją. Współczuję im, nie zazdroszczę, ale też rozumiem, że coś za coś. Albo się chce zrozumieć, co się wydarza i dlaczego, albo tylko "postawić na swoim". Widzę, że "postawienie na swoim" ma różne oblicza. Jednym z nich jest tzw. "dobroć i staranie" - to żona. Tak się stara, żeby mężowi i dzieciom było dobrze, że w tym ferworze nawet nie sprawdza, jak reszta rodziny na nią patrzy. Ona nawet na chwilę nie siada. Ciągle biega, myśli, domyśla się, koryguje siebie i innych, planuje co zrobi najpierw, a co potem, ustawia i przestawia nieustannie kolejkę rzeczy, które są "do zrobienia". Nie komunikuje się z nikim, bo na to już ani czasu, ani miejsca nie ma. Dużo wie, widzi wszystko lub prawie wszystko, natychmiast reaguje, ma nad wszystkim kontrolę. Jej para to mąż-odlatywacz. Ten w głowie ma moc, potrafi wszystko, co zechce. Jeśli tego nie robi, to właśnie mu się nie chce, albo stwierdza, że inni nie zasługują na jego wysiłek. Jak odlatywacz stawia na swoim? Jak powie, że czegoś nie zrobi, to nie ma siły. Zmusza do zrobienia tego swoją małżonkę - kontrolerkę, albo dzieci. Do tej pary brak łącznika (pewnie dawniej ta rola należała do dzieci), Ratownik - łącznik najpierw słucha i patrzy, a potem ma pomóc. Ale jak ma pomóc, skoro pole manewru jest znikome. Kto ma rację? Mąż obrażony, bo żona "traktuje go jak psa", czy żona, która ma za partnera "lenia i obiboka". "Pani patrzy - ten leń znowu siedzi i nic nie robi, to się w głowie nie mieści!". Ratownik może w końcu stracić cierpliwość w bezskutecznych próbach znalezienia wspólnego języka dla obydwojga. Wtedy najlepszym rozwiązaniem będzie przypomnienie sobie, że każdy człowiek ma swoją drogę życiową, swój plan i swoje metody jego realizacji. Ja mam swój, oni mają swój. Moje uczucia należą do mnie, a ich uczucia należą do nich.
I tak naprawdę, to właśnie o te uczucia chodzi i sposoby radzenia sobie z nimi. Nie przeżywanie, nie doświadczanie, nie rozumienie i nie dostrzeganie w nich wskazówek do budowania relacji ze sobą i światem. Radzenie sobie z nimi, to nic innego tylko robienie różnych rzeczy, by ich do siebie nie dopuścić. To jest duży problem, dopuścić do siebie te uczucia, które się ma teraz, w tym momencie życia, na skutek tej sytuacji, która zaistniała. Żeby je zaakceptować, trzeba by je pojąć w kontekście ciągłości. Człowiek jest istotą emocjonalną. Emocje są przejawem uczuć, a te towarzyszą od chwili przyjścia na świat. Doświadczane dzisiaj emocje zawierają uczucia, które są takie same u dziecka, jak i u dorosłego. Emocje ulegają zmianie. uczucie jest niezmienne, tylko inaczej je wyrażamy. Albo nie wyrażamy, uciekając w pracę, odlatywanie, ratowanie, nie wspominając o nałogach.
https://zrozumiecemocje.com.pl/