Stosując kody modlimy się o uzdrowienie wszelkich negatywnych obrazów, niezdrowych przekonań, destrukcyjnych wspomnień i problemów związanych z tym, co aktualnie odbiera spokój i radość z życia.
Moja modlitwa i kody sprawiły, że zaczęłam sobie uświadamiać, jaka właściwie była relacja moich rodziców, co było osią ich komunikacji. Pojawiło się w mojej głowie hasło "wściekłoholik". To z Bredshawa, on tak opisywał siebie, zanim rozpoczął swoje leczenie.
Wczoraj wieczorem długo rozmawiałam z młodą kobietą. Przyznała się, że jej relacja z mężczyzna jest potencjalnie tak przerażająca, że jej unika. Stosuje rożne triki i sztuczki, ale dopiero wczoraj przyznała się do nich. To sprawiło, że zaczęłam myśleć o jej problemie w kontekście wściekłoholizmu.
Uświadomiłam sobie, że jego korzenie tkwią w niemożności nawiązania jakiejkolwiek relacji z rodzicem. To moja historia. Aktualnie nie identyfikuję się w wściekłoholizmem, ale prawdopodobnie dlatego, że jestem od rozwodu "wolnym strzelcem". Gdybym wyszła za mąż, jest wielce prawdopodobne, że proces by ruszył. Byłam zdecydowanie wściekłoholiczką, gdy wychodziłam z mąż. Podobnie jak ta kobieta, gdy sama byłam młoda, wybierałam mężczyzn słabych, nad którymi czułam, że będę miała kontrolę. I tak było, ale te związki nie dawały mi satysfakcji. Mężczyźni rzeczywiście dawali sobą kierować, ale kłamali, pili, nie umieli pracować, śnili o tym, że kiedyś będą kimś. Niemożność nawiązania z nimi kontaktu doprowadzała mnie do rozpaczy, zwłaszcza, gdy byli pijani. Teraz rozumiem, że odtwarzałam niemożność komunikacji z ojcem. Przynajmniej pijaństwo dawało mi jakieś wyjaśnienie, dlaczego nie mogę nawiązać kontaktu.
W końcu wyszłam za mąż za alkoholika (chociaż mój ojciec alkoholikiem nie był). Udało mi się sprawić, żeby mój maż przestał całkowicie pić i wtedy się okazało, że nadal nie ma możliwości kontaktu. Unikał mnie, doprowadzał do wściekłości i wtedy nazywał wariatką.
Tak było między moimi rodzicami. Ojciec unikał matki, doprowadzał ją tym do szału i wtedy odcinał się całkowicie od tego wszystkiego i ona była w rozpaczy.
Wściekłoholik najbardziej potrzebuje odczuwać rozpacz. To jest rozpacz człowieka, który nie może się "dopukać" do drugiego człowieka. Problem jest taki, że puka do kogoś, kto ma od dawna wszystkie drzwi pozamykane i to na głucho.
Teraz przyglądam się innej rodzinie, w której kobieta wzięła za męża alkoholika i jakoś przetrwała z nim do czasu, aż zostali sami, na emeryturze, dzieci "wyfrunęły". Zaczęła do niego "pukać", a tam pustka, więc się złości. Gdy obserwuję jak ona "puka", to rozumiem dlaczego nie może się dopukać. Bo ona to robi jak dziecko z adhd. Mówi o tym, co widzi, co słyszy, co myśli. najbardziej o tym, co myśli, a myśli latają jej po głowie, jedna pociąga drugą, odlatuje w tym myśleniu i dywagowaniu i pyta potem o jego zdanie. Nie rozumie, że to są jej myśli, jej dywagacje, jej "terkotka" w głowie i nie ma takiej możliwości, żeby ktoś na zewnątrz za nią nadążył, zwłaszcza, że musiałby tego chcieć.
Ja, osobiście, tego nie chcę.
Wiem, że relację nawiązuje się w inny sposób, ale pamiętam też siebie z czasów, gdy robiłam tak samo.
Tak się dzieje dlatego, że dziecka nikt nie słuchał, zostawało samo ze swoimi myślami, nie mogło ich skonfrontować z rzeczywistością. Dorosły nie pomógł tych myśli zrozumieć i przekształcić w refleksje, tak by właśnie tymi refleksjami się dzielić, a nie myślami. Wściekłoholik nie miał się z kim podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat życia i ułożyć z tego jakiejś sensownej całości. Rodzice nie mówili prawdy, nie mówili kim są i dziecko samo sobie układało w głowie, o co może chodzić. Może o to, może o tamto, pewnie o to i o to. I tak zostało do dorosłości, ciagłe myślenie, o co komuś chodzi, wtedy gdy coś robi, a zwłaszcza robi nam.
Wściekłość jest z powodu niemożności dorastania i pojmowania tego wszystkiego, co jest wokół. Zwłaszcza, że jest się świadkiem, że inni pojmują i się w tym odnajdują.
Wtedy dociera, że się jest nie z tego świata. Stara się więc stworzyć enklawę. Znaleźć kogoś, kto też jest nie z tego świata i z nim się połączyć.
Potem się zapomina, czego ta wściekłość dotyczy, bo się ją ciągle czuje. A zwłaszcza, gdy partner nie chce słuchać, nie chce pomagać zrozumieć siebie i świata, zamyka się w swojej pracy, znajomych, alkoholu i wtedy się ją czuje na niego. Rośnie człowiek i nic nie rozumie.
Nie rozumie co się dzieje z nim, z innymi, dlaczego tak działa świat, dlaczego nie może mieć tego czego potrzebuje i więcej. Nic nie rozumie. I to doprowadza do rozpaczy i wściekłości i się wścieka. Musi się złączyć z kimś, kto też nie pojmuje. Ale wtedy jest podwójna rozpacz.
https://zrozumiecemocje.com.pl/