Mój znajomy miał problem ze znalezieniem nowej pracy. Czuł się bezradny i zagubiony. Zapytałam go, jak uważa, skąd ten problem. Odpowiedział, że źle pokierował swoim życiem i teraz są tego skutki. Ja miałam na myśli okoliczności gospodarcze związane z pandemią, a on własne błędy.
Myślałam o tej rozmowie i o tym, jak błędy popełnione w przeszłości sprawiają, że myślimy o sobie "jestem beznadziejny". Przeszłości nie da się cofnąć, a na skutek dawniejszych decyzji bywamy w beznadziejnym położeniu.
Jeśli myślimy o kimś, np znajomym, że jest "beznadziejny" lub bezradny, nie robimy z nim żadnych planow na przyszłość, może sobie być obok, ale nie pozwolimy mu wpływać na nasze życie.
Jesli myśiimy tak o sobie, to też nie robimy planów na przyszłość i oczekujemy, że ktoś inny będzie zarządzał naszym życiem. To jednak słaba opcja, łatwo bowiem oddajemy się w ręce tych, którzy rzekomo chcą dla nas dobrze, ale szukają okazji żeby na naszej bezradności coś dla siebie ugrać. Niestety skutek jest taki, że we własnych oczach jesteśmy jeszcze bardziej "beznadziejni".
Nasuwa się pytanie, gdzie są korzenie takiego funkcjonowania, skoro to doprowadza w linii prostej do chęci skończenia ze sobą.
Mam swoją historię związaną z powyższymi rozważaniami. Dotyczy ona porażki z Iphone, utratą sprzętu, kóry był dla mnie wyjątkowo cenny. Utraciłam go przez własne beznadziejne zachowanie. Bezpośrednio po zdarzeniu czułam, że jestem beznadziejna i to poczucie czaiło się gdzieś z tyłu za każdym razem, gdy myslałam o mojej stracie.
Jak łatwo w to wpaść!
Dlaczego tak się stało, dlaczego to się wydarzyło, dlaczego zachowałam się beznadziejnie i utraciłam mój ulubiony telefon?
Bo zgodziłam się na zadanie, które mnie "lekkko" przerastało, Wiedziałam, że będzie trudne, ale przemówiły wartości nadrzędne, takie jak wspólnota, podporządkowanie, lojalność, itp. Skupiłam się na wykonaniu zadania, a ofiarą stał się mój telefon.
Mam taką koncepcję, że korzenie sięgają okresu wspólnoty, podporządkowania, lojalności, czasu, gdy dziecko jest z rodzicami i nie ma wyboru. Bierze na siebie zadanie, które je przerasta, a potem myśli o sobie, że jest beznadziejne. Nie zna okoliczności, nie jest w stanie przewidzieć skutków, ale chce dobrze dla najbliższych.
Tu mam takie wspomnienie z dzieciństwa, gdy moja mama skarżyła się na własnego męża, mojego ojca, że traktuje ją bez szacunku. Podjęłam decyzję, że stanę po jej stronie przeciwko krzywdzicielowi. W tym układzie sama siebie ustawiłam w beznadziejnej sytuacji.. Nie zyskałam przyjaźni mamy i straciłam możliwość nawiązania relacji z ojcem. Wtedy nie byłam w stanie obiektywnie ocenić jaki wpływ na moją decyzję miały słowa wypowiadane w emocjach przez moją mamę. Zwłaszcza, że gdy emocję opadały, nie weryfikowała przekazu, co sprawiało, że nie rozumiałam na czym polega ich małżenstwo. Nie mogłam jej obronić, chociaż tego pragnęłam.
Mój znajomy nie kojarzy swojego aktualngo stanu ducha z doświadczeniami dzieciństwa, nie jest bowiem rozpowszechnione analizowanie uczuć oraz pochodzenia emocji, a szkoda.
Reaguje tak, jak się nauczył. Odrzuca siebie i neguje słuszność dawniejszych decyzji, nie biorąc pod uwagę przesłanek, którymi się dawniej kierował. Tym trudniej jest mu zaprezentować siebie jako wartościową jednostkę, skoro sam siebie pod wpływem emocji za taka nie uważa.
https://zrozumiecemocje.com.pl/